Małe zło cz.1

4.1K 239 7
                                    

9 miesięcy wcześniej

Jechałem już siódmą godzinę przez lasy green oasis. Na nogach jestem już od kilkunastu godzin, jedyna myśl która trzyma mnie jeszcze trzeźwo myślącego jest wrócenie do domu. No i w małym stopniu do Janice. Ciekawiło mnie czy w ogóle zauważyła moją nieobecność. Nie było mnie w tych stronach prawie rok. Nie powinienem się łudzić, również ja jakoś przez ten czas o niej szczególnie nie myślałem. Czyli dobrze się dobraliśmy. Nie zachowywała się jak większość omeg co w tym przypadku wyszło jej na gorzej. Przeklęta gwiazda , różnorakie portale społecznościowe na których zamieszcza swoje zdjęcia czy filmiki oraz galerię handlowe są jej jedynymi domami. Mało tego Sylwia ostatnio wyznała że Jan zaczęła się specjalizować w torturach. Przynajmniej coś co pomogłoby w moim zawodzie. Tylko przez jej tortury mogły być poszkodowane niewinne osoby, utrata słuchu jest jednak poważna. Lecz z tego co wiem jeszcze żadnych pozwów nie dostała w tej kafejce której o dziwo dorabia. Pierwszy raz mogę powiedzieć że jestem dumny z tej kobiety. Jak ostatnio próbowałem ją zachęcić do czegoś innego niż siedzenia w galerii ta zrobiła mi awanturę. Jak to ujęła "Alfy są od pracowania i utrzymywania omeg a omegi do zajmowania się domem i szczeniakami " Wtedy udało  jej się mnie rozśmieszyć. Nigdy w życiu nie widziałem by zrobiła coś do jedzenia nie mówiąc już o podniesienia papierka z podłogi. A co do szczeniaków bałbym się jakiekolwiek zostawić z nią sam na sam na dłużej niż godzinę, pamięć ma równie zabójczą co poczucie odpowiedzialności. 

Dodatkowo nie chce by sama zajmowała się nimi, jak mam kiedykolwiek spłodzić jakiegoś chce się nim również zajmować i choć w jakiejś części uczestniczyć w jego życiu. Czyli nie zapowiada się na nie na jakieś kilka lat. Bracia jak i w sumie cała rodzina się zastanawia czemu właściwie z nią jestem. Czasami sam sobie zadaję to pytanie, lecz odpowiedź jest prosta. Tylko ona potrafi wytrzymać to że znikam na nie wiadomo ile, choć przyznam że wolałbym sam czegoś innego. Popatrzyłem przez lusterko na tył gdzie siedzieli Tommy i Sylwia. Z bratem zazwyczaj wyjeżdżamy i wracamy razem. Kiedy tylko wracamy Sylwia po niego idzie, często nawet pod samo Redwood w swojej wilczej postaci. Dobrze wie kiedy zamierzamy wracać, nigdy się nie spóźniła. On za młodu robił to samo w stosunku do niej. Sylwia pochodzi z innego miasta, uczyła się w naszym i często na weekendy wracała do swojego rodzinnego domu. Kiedy tylko wracała czekał na nią, raz  przed jej frontowymi drzwiami i takim sposobem poznał jej rodzinę która akurat miała mały zjazd. Mniej więcej w ten sposób przyjęła się ich jedna z wielu dziwnych tradycji. Nie ważne które skądś wracało drugie zawsze na niego będzie czekać, choćby ziemia miała pęknąć na pół. I tak oto znowu są razem, są niemal nierozłączni co często mnie denerwuję. Jedynie ostrym mieczem można by ich rozdzielić. Często im zazdrościłem tej przeklętej więzi mate, sam chciałbym coś takiego przeżyć lecz nie mam czasu tego szukać, więc została jedynie Janice.

 Wróciłem wzrokiem na drogę, wyjechaliśmy już poza green oasis i naszym oczom ukazał się widok Galory. Cholernie tęskniłem za tym widokiem, jedno z miast z tak bujną roślinnością i wieloma rzekami i pomniejszymi jeziorami. Wielkie drzewa okrywały większość domów cieniami. Dziesięć lat temu chcieli wyciąć wszystkie drzewa gdyż obawiali się zawalenia lecz te drzewa nie są tak łatwe do ścięcia jak mogłoby się wydawać. Postanowili więc odpowiednio zabezpieczyć niektóre z nich.  

Widok chwilowo mi zasłoniła czerwona plama. Corhan przeleciał błyskawicznie wydając swój  odgłos i poleciał w kierunku największego drzewa. Jego gatunek występuje głównie w Iris. Występował również w Redwood lecz zostały wytępione ze względu na ich pióra, samice mają bardziej błyszczące z czego są bardzo cenne. Tego osobnika akurat znalazłem w Redwood. Wypadł z gniazda a łowcy go wrzucili do klatki. Kiedy mieliśmy akcję w terenie natknęliśmy się na ich "hodowlę" Wszystkie z tych szlachetnych ptaków było w takim stanie że jedyne co mogliśmy dla nich zrobić to dobić. Młody Corhan też miał iść na dobicie lecz mój instynkt mi na to nie pozwolił. Wziąłem więc go pod swoją opiekę. Ciężka to była robota, nie mówiąc że miałem swoją  prace do wykonywania w terminie . Jego gatunek jest mocno nieufny wobec ludzi dodatkowo są mocno pamiętliwe. Jednak gdy zaufa komuś to nie ma siły która mogłaby oddzielić go. Pierw nie wierzyłem w takie bzdury, rozumiem być lojalnym wobec kogoś jednak kiedy nauczył się latać oraz polować to wypuściłem go na wolność w pobliżu lasów Iris. Wrócił jednak po kilku dniach, spróbowałem wiele razy ale Corhan zawsze do mnie wracał. W końcu pogodziłem się ze swoim losem. Sylwia stwierdziła że to jest w końcu mój mate którego pragnąłem.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz