Kolejny dzień przebywania w tych czterech ścianach powoli działał mi na nerwy, niby każda ze spraw w których miałem brać udział była przedstawiona ciekawie. Finał był jednak zupełnie inny. Zetr przez te kilka dni przyprowadzał to nowe osoby które zamiast stawiać jakikolwiek wręcz opór w zeznaniach to śpiewali zanim jeszcze usiedli na krzesłach. Jak wcześniej zauważyłem po minie Zetr'a również nie był z tego wszystkiego zadowolony, zamiast wymagających pościgów, które często prowadził w Hesmel, teraz miał zabawę w chowanego, z czego wszyscy uczestniczy zapominali się schować. Teraz zostało znalezienie ostatniej osoby, która według wszystkich schwytanych znajdowała się kilkaset kilometrów stąd, dzięki czemu w poszukiwania zostały wciągnięte kolejne osoby. Zetr postanowił drugi raz przejrzeć wszystkie miejsca w celu znalezieniu jakiś dowodów, ja za to przepisywałem zeznania, jakby nie było od tego sprzętu czy nawet innych ludzi. Wszyscy schwytani zostaną w najbliższym czasie wywiezieni na wyspy a ich niedoszłe ofiary w przeciągu trzech dni wrócą do swoich rodzin. Jak na taką małą i strachliwą grupę, porwali zadziwiająco dużo osób. W zakładach do których trafią wydobędą ile dokładnie osób, gdzie i komu sprzedali, mógłbym sam to zrobić lecz jak przekazywała mi sekretarka wuja, tutaj to nie należy do moich obowiązków. Odrobinę mnie to dziwiło bo zazwyczaj jest w zupełności na odwrót, cóż, nie warto darowanemu koniowi patrzeć w zęby, więc się przymknąłem i odesłałem wszystkich tam gdzie było ich miejsce. Wstałem z niewygodnego drewnianego krzesła o mały włos nie rozsypując całego stosu na podłogę. Postanowiłem się przejść kawałek, zaczerpnąć świeżego powietrza bo przez ostatni czas nic tylko nos w papierzyskach albo w pokoju przesłuchań, który swoją drogą dawno powinni wyremontować, na budowach tyle pyłu się nie nawdychałem co w tamtych pokojach. Oddaliłem się niecały kilometr od budynku, ciągle jednak spotykałem "gości" którzy wracali z jednych z turystycznych atrakcji. Nie wiem co było tak fascynującego w chodzeniu po pustyni w pełnym słońcu, zimą przynajmniej dawało się tu jakoś wytrzymać jednak są tłumy osób które wybierają się na takie zabawy latem co dla mnie jest nielogiczne. Oddaliłem się od ludzi jak tylko mogłem nie chcąc wdychać ich woni. Odszedłem zbyt daleko bo z pustynnego piachu przeszedłem na lekko zielonkawą ziemie, niecałe pięćset metrów dalej znajdował się bujny las. Jak się przejść to też po tamtych terenach. Powolnym krokiem ruszyłem w kierunku drzew. Chłodny i przyjemny zapach lasu wypełnił moje płuca. Od razu wróciła mi cała energia i nim się zorientowałem stałem już przed nimi. Tak jak zapamiętałem, ogromne drzewa rosły tak blisko siebie że uniemożliwiały przedostanie się w głąb lasu, dla turystów jest osobna ścieżka prowadząca z hotelu do środka lasu, nasi ludzie znają kilka miejsc w których mogą się przecisnąć, nawet ci więksi. Ja za to pamiętam, jak jakieś siedemnaście lat temu znaleźliśmy przejście na małą polanę z której mieliśmy nieziemski widok na niebo. Spróbowałem odnaleźć to przejście i kiedy już miałem zrezygnować znalazłem, dalej ledwo widoczne. Nie zastanawiając się zbytnio przerzuciłem ciuchy na drugą stronę i przemieniłem się w wilka. Siedemnaście lat to jednak masa czasu, wtedy bezproblemowo obydwoje się przecisnęliśmy teraz ostatkiem sił przecisnąłem swoją rzyć. Porozglądałem się po okolicy, czując się obserwowanym. Po chwili znalazłem źródło które bacznie mi się przyglądało. Corhan siedział na jednej z gałęzi najgrubszego i największego drzewa znajdującego się w pobliżu tej polany. Przemieniłem się w człowieka, i wyprostowałem prawą rękę, w kilka chwil ptaszysko znalazło się na niej, zachwiałem się lekko. Z roku na rok jest coraz większy i coraz cięższy. Podrapałem go po szyi, lubił tą pieszczotę, po chwili jednak skupił się na wiewiórce, w kilka sekund wzbił się w powietrze i pochwycił niczego nieświadome zwierze. Klasnąłem w dłonie. Przez chwile wydawało mi się jakby się kłaniał po czym odfrunął ze swoją zdobyczą w głąb lasu. Okrążyłem drzewo znajdując stare wyryte w nim "S+H", wspomnienia wróciły nieproszone, albo raczej chciałem by wróciły odnajdując to. Przemieniłem palec i przekreśliłem znak. Usiadłem opierając się plecami o korę drzewa, słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Prychnąłem na siebie, miałem się przejść, porozciągać a siedzę i patrze jak znika słońce, cóż sam zapach tego miejsca pobudził mnie bardziej niż jakakolwiek rozgrzewka więc nie powinienem być na siebie zły. Po niecałej godzinie postanowiłem wrócić do budynku, całą drogę powrotną przeszedłem wzdłuż drzew, było zdecydowanie cieplej i przyjemniej. Z oddali dostrzegłem budynek i o zgrozo... jakieś ich przyjęcie towarzyskie. Dźwięki przestarzałej rytmicznej muzyki docierały do moich uszu, miałem ochotę się cofnąć i nocować na pustyni. Ominąłem roztańczonych gości, część z nich śpiewała... a raczej fałszowała, aktualnie lecącą piosenkę, reszta tańczyła, piła albo jadła. Kątem oka dostrzegłem wuja który chcąc nie chcąc musi się pokazywać na tego typu zabawach i osobę organizującą czas turystom albo raczej osobę która odpowiada za dojenie pieniędzy z tego miejsca, Oriane. Nie chciałem by któreś z nich mnie dostrzegło bo co gorsza, mogli mnie wrobić bym został, szybko więc przedostałem się do środka budynku, i po krótkiej chwili znowu siedziałem na niewygodnym krześle. Nim jednak chwyciłem pióro do ręki do pokoju weszła Sekretarka wuja, Chiara. Tym razem jej czerwone włosy były zaplecione w warkocz, białą koszule miała zapiętą pod samą szyje, a szelki podtrzymujące czarne spodnie, nie przeszkadzały jej w ruchu jak ostatnio.
CZYTASZ
Kontrakt |abo| omegaverse |
FantasyKontrakty omeg zostały stworzone tysiące lat temu. Ich celem była ochrona słabszych, lecz jak zwykle bywa to co miało służyć dobru, zostało wykorzystane w zły sposób i obecnie, kontrakty są postrzegane jako akt własności omegi. Bycie omegą jednak ni...