Za szybki koniec cz.5

4.7K 325 42
                                    

Wyrzuciłem Paula ze sklepu niecałą godzinę przed zamknięciem. Było to dla mnie sporym osiągnięciem, wytrzymanie z nim przez ten czas. Stwierdził że już mu się nie chce siedzieć na magazynie i przyszedł znęcać się nade mną swoimi historiami o podbojach miłosnych. Doprawdy nie wiem jaka zdesperowana osoba mogłaby z nim wytrzymać choćby minutę. Po dwóch historiach wiedziałem o nim jedno,  że jest stu procentowym palantem, zaliczyć i zapomnieć.

 Dawał nawet kilka aluzji do mojej osoby. Kiedy włączył filmik na której prezentował swoją okazałość z tekstem "wszystkiego mogę łatwo nauczyć", wtedy nie wytrzymałem i go wyrzuciłem. Jego sprzęt wyglądał ohydnie.

 Opłukałem twarz zimną wodą jeszcze raz. Od półtorej godziny słabo się czuje, zapewne dzięki Cali która włożyła mi śniegu do kaptura, nic tylko chorować w wolne, wychoruje się za te wszystkie czasy. Przyłożyłem dłoń do czoła, gorączka jak nic. Wziąłem szybko lek przeciw gorączkowy, zawsze kilka miałem pochowanych w szafkach. Przezorny zawsze ubezpieczony. Spakowałem wszystkie swoje przedmioty które kiedykolwiek tu przyniosłem. Aż głupie to było ile złomu tutaj naznosiłem. Od długopisów, zszywaczy, markerów, nożyczek do drukarki. Chociaż tą drukarkę znalazłem na śmieciach, i w sumie nie zamierzam jej taskać do domu, też z tego powodu że w domu mam lepszą. Jak oni wcześniej bez tego funkcjonowali, kiedy tu przyszedłem podpisać niby umowę to przesiedziałem dobre trzy godziny na krześle bo szef biegał po mieście by znaleźć drukarkę. Dobrze że miałem swój plecak bo by jeszcze latał po sklepach w poszukiwaniu długopisu. Niepoważny człek. Właśnie dlatego zacząłem znosić tu ten szmelc, może po tym jak się do tego przyzwyczaił w końcu zainwestuje w przynajmniej dwa długopisy, jest jakaś mała szansa. 

Rzeczy było znacznie więcej niż myślałem, wnętrze mojego plecaka wyglądało jakbym zrabował sklep. Cóż, wszystko i tak było podpisane. Poszedłem do drzwi wyjściowych i odwróciłem się. Będzie mi trochę tego sklepu jednak brakować, moje pierwsze powalenie złodzieja czy też pierwsze palenie papierosów z Diegiem. Nie wiem co on widział w tym, mi po pierwszym razie wystarczyło do reszty życia. Przez pierwszy tydzień od zapalenia czułem w ustach ten okropny smak. Ohydztwo. Pokiwałem energicznie głową, wystarczy tych wspomnień bo zaczną mi łzy lecieć. Załączyłem alarm i wyszedłem na zewnątrz. Kilkanaście razy sprawdziłem czy aby na pewno zamknąłem drzwi odpowiednio. Zostawiłem klucz w tajnej skrytce którą niedawno szef zrobił, w małym kamyku który leżał w doniczce z drzewkiem.  Nie wiem jakim cudem wpadł na tak, beznadziejny pomysł. Podejrzewam że dzięki swojej córce, w sumie teraz to nie mój problem. Zostawiłem wszystkie klucze.

 Poszedłem powoli na przystanek prawie zabijając się na śliskiej drodze, jak on na wszystkich to posypał, choć w sumie cofam to bo w porównaniu do reszty ulicy to zrobił brawurową robotę. Ci łyżwiarze powinni tutaj jeździć. Przystanek był już blisko, gdy nagle coś zerwało ze mnie słuchawki. Spadły na chodnik, na szczęście się nie rozwaliły. Obróciłem się za siebie, sprawdziłem również po bokach. Nikogo nie było, na wszelki wypadek spróbowałem wyczuć kogoś. Pierwsza osoba znajdowała się jakieś sto metrów dalej. Zebrałem słuchawki z ziemi. Sprawdziłem dokładnie czy wszystko z nimi w porządku, muzyka dalej grała, rys nowych nie widziałem  pewnie dlatego że i tak były całe zarysowane od samego początku.  W chwili kiedy je zakładałem przeleciał mi przed oczami czerwono-czarny ptak, szybko uciekł od mojego wzroku by znowu się pojawić. Spróbowałem zrobić kilka zdjęć temu zwierzęciu, takiego jeszcze na oczy nie widziałem. Nie wyglądał na papugę, był znacznie większy, jak orzeł.. a nawet większy. Może komuś uciekł z hodowli albo z zoo. W końcu zniknął mi z oczu a ja sprawdziłem zrobione zdjęcia. Odniosłem porażkę. Nie udało mi się go uchwycić na żadnym ze zdjęć. 

Dotarłem w końcu na przystanek i usiadłem na ławce, przeczekałem ponad czterdzieści minut co mnie zaczęło irytować. Dodatkowo coraz gorzej się czułem, mój organizm zaczął powoli tracić siły. No to się nieźle załatwiłem, chuchnąłem w ręce i wstałem energicznie. Postanowiłem przejść przez most, będę miał wtedy więcej możliwości wrócenia do domu. Dostrzegłem most, oświetlony policyjnymi światłami. Super, prawdopodobnie wypadek. Nie wierzę po prostu. Czy ten dzień może się już w końcu skończyć. Podszedłem bliżej i było tak jak zgadywałem. Cały most był unieruchomiony, trzy ciężarówki poprzewracane, autobus wbity w barierki. Wszystko było otoczone taśmami. Pogotowie, policja i straż pożarna miała teraz pełne ręce roboty.

Kontrakt  |abo| omegaverse |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz