Pukanie do drzwi się powtórzyło, tym razem z większym naporem, a Severus i Robyn w dalszym ciągu z szeroko otwartymi oczami na siebie patrzyli, bez ani jednego, najmniejszego ruchu. Zdawali się nawet nie oddychać, przerażeni tym, kto mógł stać za drzwiami.
Kiedy pukanie zaczęło się przeradzać w czyste walenie, Robyn nagle wstała i ruszyła beztrosko w stronę drzwi. Severus spiął się i natychmiast złapał kobietę za ramię, jeszcze nim zdążyłaby pokonać ten dystans.
— Oszalałaś? — syknął jej do ucha.
— Przecież pachołki Ministra Magii by nie pukały — wyjaśniła z ironicznym uśmieszkiem.
— To może być każdy — ciągnął zdenerwowany Severus — a każdy jest tutaj niemile widziany. Nie ma takiej osoby, której bym oczekiwał, a wątpię, żebyś ty również taką miała, więc użyj swojej mózgownicy, Morton, choć ten jeden jedyny raz, zanim nas poślesz do Azkabanu przez swoją głupotę! — wyszeptał, ale Robyn zrobiła tylko głupią minę, poszerzając swój ironiczny uśmiech. Wyplątała się spod rąk Severusa i wręcz wpadła na drzwi, a następnie je szeroko otworzyła.
— Idiotka! — zawołał z niedowierzaniem Severus i wyciągnął natychmiast różdżkę. Nakierował ją w stronę pustej przestrzeni za drzwiami.
Nikogo nie było widać. A przecież ktoś pukał! No jasne, że tak! Bo to pułapka! Czy ta Morton jest w pełni rozumu?!, myślał sfrustrowany Severus. Jej głupota sprawiała, że miał wielką ochotę podciąć sobie czasami gardło.
Podszedł bardzo powoli i cicho do wyjścia, stanął obok Robyn, która wyglądała za nie, aż oboje usłyszeli... miauczenie. Ich wzrok skierował się w tej samej chwili w dół, a tam dostrzegli... kota. Po prostu Cukiereczka!
Severus przetarł oczy, aby zorientować się, że to wcale nie było żadne przywidzenie, tylko najprawdziwsza prawda. Tak. To nie był ani sen, ani nie miał zwidów. Na dole siedział i lizał sobie łapkę czarny jak smoła i o intensywnie zielonych oczach kot, czy też matagot, Cukiereczek. Robyn ukucnęła i podniosła z ziemi swojego pupila, tymczasem Severus ponownie się wokół siebie rozejrzał. Nic — ani widu, ani słychu żywej duszy.
— Skarbeńku! — szczebiotała do swojego kota wesoło Robyn. — Nareszcie wróciłeś z tego nocnego polowania! Już zaczynałam się martwić!
— Powiedz mi, na litość boską, Morton — warknął przez zęby Severus. — Jakim cudem ten twój przebrzydły kot potrafi pukać?!
— Nie potrafi, jak mniemam.
Severus drgnął i spojrzał na Robyn. To nie była ona. To nie był głos Robyn, która w dalszym ciągu, niezrażona, siedziała na podłodze i przytulała swojego kota, jakby w ogóle nie usłyszała tego nowego głosu. Severus zaś uniósł głowę i teraz patrzył prosto w ciemnoniebieskie, jak wzburzony ocean, oczy najdziwniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek widział.
Miała opaloną, ciemniejszą skórę oraz bardzo wyróżniające się długie turkusowoniebieskie warkoczyki, których była cała masa. Ciasno związane i liczne, przepasane tylko jakąś kokardą albo inną szmatką, Severus nie miał pojęcia. W nosie miała kolczyk, a brwi cienkie i czarne jak noc. Styl ubioru również się wyróżniał i przyciągał wzrok. Wyglądała jeszcze dziwaczniej niż Robyn, a Severus nie miał bladego pojęcia, że to było możliwe. Nosiła koronkową, kwiecistą sukienkę, długi beżowy sweter i pełno różnych kolczyków, bransoletek czy naszyjników.
Dopiero po chwili, kiedy zdążył odskoczyć wzrokiem od tej czystej fontanny kolorów, zorientował się, że nie była sama. Tuż obok stał równie dziwny mężczyzna z długimi ciemnobrązowymi włosami, związanymi w wysokiego kucyka, który ukryty był pod zgniłozieloną chustą. Wzrok przyciągały jego grube, krzaczaste brwi oraz maleńkie, jak u świnki, zielone oczy. Był chudy, a na sobie nosił znacznie większe, luźne ubrania.
CZYTASZ
Zapomnij • Severus Snape ✔
FanfictionPo zakończeniu Hogwartu Severus Snape, ślepo wierzący w ideały Czarnego Pana, przyłącza się do śmierciożerców. Pierwsze niepowodzenie w miłości utrwaliło na jego duszy trwałą ranę, którą, jak myślał, nikt ani nic nie będzie w stanie nigdy zagoić. Ws...