Rozdział 36

462 44 137
                                    

Severus naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatnio wyszedł na świeże powietrze. Chyba było to w czasie ostatniego spotkania z pozostałymi śmierciożercami i Voldemortem, w czasie kolejnej napaści na członków Zakonu Feniksa.

W każdym razie siedział w tej swojej chatce i siedział. Ze znudzeniem robił te same czynności, co zwykle. Ach, szara rutyna. Czytał właśnie książkę, kiedy drzwi do środka się otworzyły. Nie musiał unosić wzroku, aby wiedzieć, kto to był. Już zbyt bardzo przyzwyczaił się do tych nagłych i nieproszonych wizyt Robyn, która nigdy nawet nie pukała, a wchodziła jak do siebie.

— Ubierasz płaszcz, idziemy — zarządziła bez ceregieli Robyn.

Z zaskoczeniem uniósł wzrok i zmarszczył w akcie skonsternowania czoło. Spojrzał na Robyn kpiącym wzrokiem. Że ona chciała go gdziekolwiek wyciągać w ten ponury i deszczowy dzień? Nie było nawet takiej opcji.

— Jestem zajęty.

— Jasna, a ja jestem uprzejma — przewróciła oczami. — Nie będziesz się tutaj kisił. Idziemy i już, słyszysz?

— Nie.

— A czy ja pytam cię o zdanie? To nie było durne pytanie — oznajmiła twardo. Zatrzasnęła czytaną przez Severusa książkę i odłożyła na regał. — Ruszaj swój sztywny tyłek, Snape Snape.

Podniósł się i spojrzał ze zdenerwowaniem w szmaragdowe oczy Robyn, która odważnie nie odwróciła wzroku.

— Nie będziesz mi mówić, co mam robić. Znajdujesz się aktualnie u mnie, więc jedyną osobą, która może wydawać polecenia, jestem ja.

Oblizała usta i z kpiącym uśmieszkiem przechyliła głowę.

— Och, tak? W nocy nie masz problemu, kiedy to ja przejmuję kontrolę.

W oczach Severusa zapłonęło. Złapał Robyn mocno za ramię, wbijając w nie paznokcie. Ona jednak w dalszym ciągu hardo unosiła podbródek.

— Nawet nie próbuj teraz mnie „straszyć", że nasze wspólne noce, i w sumie też dni, się skończą, Snape Snape. Widzę w twoich oczach, że prędzej Słońce zamarznie, a woda przemieni się w lawę. Widzę, że ciągle mnie pragniesz.

Ani drgnął. Za to Robyn z intensywnym wzrokiem położyła swoją dłoń na jego klatce piersiowej i zaczęła sunąć nią w dół. Uścisk Severusa wyraźnie zelżał. Nawet sam się o tym nie zorientował, zbyt bardzo otumaniony dotykiem Robyn.

— Jeden dotyk — wyszeptała z uśmieszkiem, zmieniając kurs sunięcia swojej dłoni w górę. — Tylko jeden dotyk i słabniesz.

— Nie jestem słaby — warknął.

— Miłość osłabia — odparła, chwytając palcami jego podbródek. — Taka jest prawda. A mimo wszystko wciąż jej łakniemy...

Pokręciła do siebie głową. Przeniosła dłoń jeszcze bardziej do góry i dotknęła palcami jego ust, które lekko rozchyliła. Przysunęła się jeszcze bliżej, tak że dzięki stanięciu na palcach mógł czuć jej oddech na swojej twarzy. Ale wtedy, kiedy mieli się już pocałować, nagle się odsunęła, co wzbudziło w Severusie tak wielkie pokłady irytacji i frustracji, że omal nie wybuchnął.

Ponownie oblizała swoje usta i z westchnięciem odwróciła się do niego tyłem, jak gdyby nigdy nic. Przez chwilę stała tak w ciszy, aż powiedziała, jakby czytała w jego myślach, choć zdecydowanie tak nie było:

— Musisz zasłużyć na pocałunek. Tym razem zapytam: idziesz ze mną czy nie?

Przez chwilę miał wielką ochotę odpowiedzieć zgryźliwie, że nie, ale ugryzł się w język. Przymknął oczy i westchnął. Miała go w garści, co strasznie Severusowi się nie podobało... Potwierdził, że idzie.

Zapomnij • Severus Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz