Rozdział 16

590 57 154
                                    

Wspomnienia dla Robyn były od zawsze największą zmorą, która nie pozwalała nawet po ucieczce z domu, zacząć żyć od początku. Zapomnieć. 

Nigdy nie miała normalnej rodziny, przynajmniej takiej nie pamiętała. Jej mama zaczęła wycofywać się ze świata po tragicznej śmierci swojej bliźniaczki, a jednocześnie cioci Robyn. Wiele się mówi o tym, że bliźniacy są ze sobą połączeni znacznie bliżej, niż zwykłe rodzeństwo, a utrata bliźniaka nigdy nie przechodzi bez konsekwencji.

Robyn miała wówczas zaledwie cztery lata, gdy umarła jej ciocia Lorraine. Sarah, jej matka, popadła w ciężką depresję, przynajmniej wiedziała to od swojego brata, który zdążył jej o wszystkim opowiedzieć. Przestała być sobą. Odpłynęła gdzieś głęboko i nigdy nie powróciła. Znikła.

Pozostawienie dzieci ojcu nie było dobrym pomysłem. Zważywszy na to, że Abraham nigdy nie był trzeźwy oraz często brakowało jego obecności przez cały dzień, a potem noc, a jak już wracał, to zamiast zajmować się dziećmi przesypiał kolejny cały dzień. To była zresztą najlepsza opcja, jąka ich wtedy spotykała.

Czasami potrafił wpaść w szał z byle powodu. Wtedy Robyn chowała się pod łóżkiem lub w szafie i czekała, aż brat zdoła uspokoić ojca. 

Nienawidziła swojej rodziny. Zbawieniem było opuszczanie domu, aby pójść do szkoły, Ilvermorny. Uczenie się magii pozwalało Robyn zapomnieć. Gorzej było z relacjami. Omijano ją szerokim łukiem, wytykano palcami i opowiadano różne plotki. Siedziała na każdym posiłku sama w kącie, spędzała tak samo przerwy i lekcje, a także czas w dormitorium. 

Jedynym poparciem przez większy okres życia Robyn był Dacre. To on, choć starszy o sześć lat, robił za ojca, brata i przyjaciela.

Do momentu, gdy ją opuścił.

Robyn na wspomnienie tamtego wydarzenia za każdym razem nie potrafiła powstrzymać złości. Nienawidziła go. Nienawidziła go za to, co zrobił. 

Skierowała dłoń w stronę kupki liści.

Incendio! — Liście stanęły w płomieniach. Zaniepokojony Cukiereczek, który cały czas był przy niej, zjeżył się i szybko pomknął w stronę najbliższego drzewa.

Robyn przybliżyła się do pnia i oparła się na nim, przyglądając ogniu. Po chwili jednak z tego zrezygnowała. Wstała, machnęła niedbale dłonią w stronę ognia, który natychmiast został oblany przez wodę, i ruszyła w drogę powrotną.

Czuła się już znacznie lepiej. Przybrała na twarzy szeroki uśmiech i otworzyła drzwi chatki Severusa.

— A kto za mną tęsknił? — zawołała na progu.

Odpowiedziała jej cisza. Przewróciła oczami z myślą, że Severus znowu zgrywał „niedostępnego bufona" i weszła w głąb salonu. Na to, co zobaczyła, bynajmniej nie była przygotowana.

Całe pomieszczenie było kompletnie zniszczone. Kanapa leżała na końcu salonu, szafki były powywracane, zasłona zwisała krzywo, natomiast szyby okna nie było w ogóle. Na ścianach mogła dostrzec wypalone dziury, tak samo jak w podłodze. Wszędzie walały się drobne odłamki z rozbitych doniczek oraz części poszczególnych mebli. Obrazy leżały na ziemi.

A na środku tego wszystkiego stały dwie postaci. 

Severus kierował swoją różdżkę w stronę przystojnego starszego mężczyzny. Marcusa Tillmana. Teraz oczy obu mężczyzn zwrócone były w jej stronę.

— Miało cię nie być, Morton! — warknął Severus. — Nawet tego nie potrafisz zrobić!

Expelliarmus! — Tillman wykorzystał dekoncentrację Severusa i go rozbroił.

Zapomnij • Severus Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz