Jaką ja mam nadzieję, że choć strasznie ciężko mi się pisało ten rozdział, to jednak wszystko dobrze opisałam...
•
Po rozdzieleniu z Robyn Dacre miał wiele czasu na rozmyślenia, które bardzo były mu potrzebne. Odnalazł nareszcie Robyn. Odnalazł swoją siostrę, ale miał wrażenie, jakby jednak tego nie zrobił, jakby wciąż szukał swojej zaginionej siostrzyczki, lecz bez powodzenia.
Miał głęboko w sobie poczucie, że osoba, którą znalazł w Anglii, była mu zupełnie obca. Naprawdę robił wszystko, co w swojej mocy, aby odnaleźć gdzieś tam ukrytą we wnętrzu dawną Robyn. Dziewczynkę, która rozświetlała swoją wesołością każde pomieszczenie. Dziewczynkę, która była po prostu dobra. Dobra wśród wielu złych ludzi. Dziewczynkę, która nigdy nie była w stanie nawet zabić muchy.
Nie potrafił. To nie była ta sama osoba, to nie była dawna Robyn.
Nic nie męczyło tak bardzo Dacre, jak poczucie, że to on jest odpowiedzialny za tę gwałtowną przemianę, która nastała w jej charakterze. To jego ucieczka zmusiła młodszą Robyn do powzięcia tego samego kroku. Nie miała już w domu nikogo, dla kogo mogłaby zostać i być silna.
Jako nastolatka została zmuszona do radzenia sobie w dorosłym świecie, w innym państwie, gdzie nie znała kompletnie nikogo, na zwykłej, brudnej ulicy. Po plecach Dacre przechodziły ciarki na samą myśl o tym, przez co przeszła i co te przeżycia z nią zrobiły.
Stała się nieczuła, apatyczna. Stała się swoim kompletnym przeciwieństwem. Mordowała. Jego malutka siostra mordowała ludzi jak muchy, ze zwykłego kaprysu. Serce Dacre się łamało. Wciąż ją kochał, nie mógłby, skoro była jego małą siostrzyczką, ale to nie zmieniało faktu, że stała się niebezpieczna. Że stała się zagrożeniem.
Kiedy pewnego ciepłego dnia, aby odgonić dręczące myśli, Dacre wybrał się na spacer, zobaczył coś, co upewniło go w przekonaniu, że naprawdę nigdy nie odnalazł swojej siostry i już nie odnajdzie.
Zloshire płonęło w ogniu, a z niego wychodziła szaleńczo uśmiechnięta, zupełnie nietknięta i beztroska Robyn Morton. Kompletnie nieznana mu osoba. Osoba zdolna do wszystkiego, do czego nie powinien być zdolna żadna osoba ludzka.
•
Powróciwszy z Ameryki, Severus czuł się tak przytłoczony własnymi myślami, jak chyba jeszcze nigdy. Po powrocie przespał cały dzień i noc, czując lekkie przymulenie związane ze zmianą strefy czasowej. Kiedy wstał następnego dnia i jak zwykle z rana popijał czarną kawę oraz przeglądał „Proroka Codziennego", natrafił na artykuł, który od razu przykuł jego uwagę po nagłówku: ZAMACH NA WIOSKĘ CZARODZIEJÓW W AMERYCE PÓŁNOCNEJ. WSZYSTKO SPŁONĘŁO.
Severus przetarł dłonią swoją twarz, rozpoznając zdjęcia wioski, w której dopiero co był wraz z Robyn. Zloshire. Zloshire w ogniu. To nie mógł być przypadek. Po treści artykuły wywnioskował, że nie znano winnego, ale zdecydowanie był to zamach. Wiele osób, zwłaszcza tych, które wtenczas znajdowało się w swoich domach, spłonęło żywcem, a cała ta sytuacja zyskała rozgłos w całym świecie magii. Każda gazeta o tym pisała, wszyscy domagali się złapania winnego temu terroryzmowi.
Gdyby nie sytuacja ze wczoraj, Severus raczej nie podejrzewałby o to Robyn, ale teraz był wręcz pewien, że to była ona. Tylko... Tylko dlaczego to zrobiła? To pytanie nie dawało mu spokoju. Dlaczego? Nie był w stanie pomieścić tego w głowie. Tyle niewinnych osób spłonęło żywcem... Czy naprawdę była do tego zdolna? Ta Robyn, którą znał?
Nie tylko sama w sobie Robyn była jedynym problemem Severusa. Ostatnio coraz bardziej zaczynał się orientować, że żałował dołączenia do śmierciożerców. Szala została przeważona, kiedy dowiedział się o planach Voldemorta.
CZYTASZ
Zapomnij • Severus Snape ✔
FanfictionPo zakończeniu Hogwartu Severus Snape, ślepo wierzący w ideały Czarnego Pana, przyłącza się do śmierciożerców. Pierwsze niepowodzenie w miłości utrwaliło na jego duszy trwałą ranę, którą, jak myślał, nikt ani nic nie będzie w stanie nigdy zagoić. Ws...