Rozdział 39

437 42 199
                                    

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak jestem podekscytowana tym rozdziałem, choć wielu z was może zawieść. Długo czekałam na ten moment.

Cokolwiek Robyn miała w zamierze załatwić, nie mówiła o tym przez najbliższe kilka dni, a Severus niespecjalnie się tym interesował. Zastanawiał się nawet, czy lepiej byłoby po prostu nie wiedzieć. Choć z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że zapewne Robyn wszystko mu wypapla, kiedy już załatwi te swoje sprawy.

Nocowali w jakimś tanim hostelu na obrzeżach miasta przez pierwsze trzy dni, ale następnie ruszyli dalej. Przeteleportowali się do Zloshire — jednej z wiosek czarodziejów. Mieściła się ona bardziej w głąb lądu, toteż pożegnali przyjemne morskie powietrze. Wioska ukryta była przed oczami mugoli poprzez szereg zaklęć oraz samo w sobie ulokowanie. Mieściła się bowiem na środku doliny pomiędzy dwoma pagórkami. Z jednej strony Zloshire okrążała wartka rzeczka, a z drugiej znajdowały się pola uprawne. 

Severus odwrócił spojrzenie od wioski, przenosząc je na Robyn. Wyglądała jak zwykle osobliwie. Włosy miała zagęszczone zaklęciem i kręcone od połowy, na głowie wianek, a przywdziewała koronkową sukienkę z kwiecistym wzorem. Na nogi założyła wysokie szpilki, czemu Severus nie potrafił się nadziwić. Robyn w szpilkach? Tego jeszcze nie było. Pozostawił to bez komentarza. 

O jego nogę otarł się większy od rozmiarów zwyczajnego kota Cukiereczek, który w pyszczku coś trzymał. Po bliższym przyjrzeniu się owej zdobyczy, Severus wysunął jasny wniosek, że była to martwa mysz. Skrzywił się z obrzydzeniem. 

— Och, my się nie wykrzywiamy, kiedy jesz te swoje gluty — wytknęła mu Robyn. 

— To smalec, a nie żadne gluty. Normalne jedzenie normalnego człowieka — burknął.

— Jasne — odparła powątpiewająco, po czym ruszyła ścieżką w stronę bramy wioski. Jej szpilki co chwilę wbijały się w ziemię, na co przekrzywiała niebezpiecznie stopy. Nie zwracała na to najmniejszej uwagi, więc Severus tym bardziej zbył to wzruszeniem ramionami.

Przy bramie stali strażnicy, którym musieli pokazać swoje różdżki, aby wejść do środka. Pilnowali oni bezpieczeństwa, po uniformach Severus domyślił się, że byli to posłańcy z amerykańskiego Ministerstwa Magii. 

Wioska bardzo przypominała znane Severusowi za czasów Hogwartu Hogsmeade, tyle że była bardziej pełna kolorów i zdecydowanie większa. Główna Aleja pełna była skrętów, a owe ścieżki biegły przez Zloshire niczym długi wąż. Wzrok przyciągały wystawy sklepowe pełne niespotkanych przez Severusa w Hogsmeade przedmiotów. 

Kapelusz przypominają hogwardzą tiarę przydziału z tą różnicą, że był znacząco większy. Neonowy szyld głosił, że kapelusz rzekomo prognozuje pogodę i jest w stanie się zmieniać w zależności od niej: jak jest gorąco — staje się kapeluszem chroniącym przed słońcem, jak dają o sobie znać zimowe mrozy — przeobraża się w ocieplaną grubą czapkę, jak pada deszcz — zmienia się w nieprzemakalne nakrycie głowy.

Przedmiot będący ręką. Jak Severus dowiedział się po szyldzie, miała być „domowym pomocnikiem". Czymś w rodzaju skrzata, do podstawowych obowiązków jak gotowanie, pranie, sprzątanie. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak ludzie mogą coś takiego kupować. Sam nigdy w życiu nie zapewniłby „pomocy domowej" w formie latającej ręki. Już prędzej zgodziłby się na skrzata, choć i na samą myśl o skrzacie w brzuchu mu się skręcało.

Trzecią rzeczą wartą uwagi był czarodziejski odkurzacz przeznaczony do... ogrodu. Unosił się nad ziemią na wysokości kilku cali i usuwał wszelkie chwasty. Był szczególnie przydatny dla osób posiadających sporej wielkości pola uprawne, ponieważ dzięki swojemu istnieniu oszczędzał czasu na usuwaniu chwastów za pomocą różdżki, a przede wszystkim — działał przez cały czas, więc nie trzeba było o to dbać.

Zapomnij • Severus Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz