Rozdział 30

452 48 191
                                    

Severus nie wszedł do środka posiadłości razem z Robyn. Nie słyszał też żadnych krzyków, odgłosów walki, kompletnie nic. W jednej sekundzie Robyn wchodziła do środka z buta, a w drugiej z buta wychodziła. Nawet nie obejrzała się za siebie, tylko z zadowoloną miną brnęła przez kamienną ścieżkę.

Zatrzymali się dopiero gdzieś w środku lasu. Na nocnym niebie wciąż wisiał księżyc, a ciszę przerywały pojedyncze huki sowy, szelest liści wprawianych w poruszenie przez wiatr oraz świerszcze.

— Masz galeony? — zapytał prosto z mostu Severus.

— Mam. — Na dowód swych słów wskazała na worek pełny czarodziejskimi pieniędzmi.

Na ten widok Severus uniósł brwi. Kto normalny tyle trzyma kasy we własnym domu zamiast w banku? Robyn zdawała się czytać w jego myślach.

— Tillman nie ufał nikomu, nawet bankowi — powiedziała z kpiną, oblizawszy usta. — Właściwie to nie wychodził nawet z domu, jeśli nie wzywał go Czarny Pan. Kretyn skończony, ale my przynajmniej na tym skorzystaliśmy.

Wzruszył ramionami i skinął głową.

— Zabiłaś go?

— Nie, jedynie pogłaskałam po głowie i poinformowałam grzecznie, że zapierdzielam mu hajs — odparła z sarkazmem i zrobiła bardzo głupią minę. Oparła się nonszalancko o drzewo i spojrzała na wyższego od siebie mężczyznę z iskrą złośliwości. — Oczywiście, że zabiłam! Leżał sobie stary piernik na kanapie i obżerał się tostami w środku nocy. Przywitałam się grzecznie, powiedziałam dwa słowa i zapoznał się z Avadą. Proste.

— Proste — przewrócił oczami z podirytowaniem wyższości i złośliwości Robyn Severus. — Chodź — rzekł i podał jej swoje ramię.

— Romantycznie — wyszczerzyła zęby w głupkowatym uśmiechu i złapała go, o zgrozo, nie za ramię, a za dłoń.

Severus spojrzał na nią wzrokiem, który gdyby tylko mógł, toby zabijał szybciej i sprawniej niż sama Avada Kedavra. Zadowolona z siebie Robyn pochwyciła jego kipiące złością spojrzenie i natychmiast przybrała równie bojową postawę. Kilka razy zamrugała, po czym wypaliła:

— Masz jakiś problem?! — Spiorunowała go wzrokiem i zmarszczyła czoło, intensywnie wpatrując się w czarne ślepia Severusa, jakby tylko czekała, aż powie coś, co ją nie zadowoli.

Nie dał się podpuścić. Powstrzymał uniesienie oczu do niebios i modlitwę, którą odmawiał przynajmniej dziesięć razy w ciągu doby, odkąd poznał się z Robyn, czyli o święty spokój, oraz wraz z nią się teleportował.

Wylądowali znowu w lesie, ale tym razem w pobliżu chatki Severusa. Robyn z wyższością zadarła głowę i wysforowała się do przodu.

Kiedy doszli już na miejsce, w środku czekali na nich, siedząc jak na szpilkach, Dacre, Cheryl i Cyrus. Podnieśli się oni w jednej chwili ze swojego miejsca siedzenia na widok przybyłych. Robyn bez słowa pokazała worek pełny pieniędzy, który spokojnie spłaciłby długi narzeczeństwa oraz jeszcze wystarczyłby na najpotrzebniejsze rzeczy dla ich dziecka.

Oczy Cheryl się zaświeciły, kiedy wyciągnęła dłoń po worek, a w ostatniej chwili Robyn cofnęła swoją z workiem. Usta Cheryl się rozchyliły z zawiedzenia.

— Coś nam obiecałaś — warknęła. — Czyżby widok pieniędzy odebrał ci resztki moralności?

— Coś cięta się zrobiłaś — odgryzła się Robyn.

— Mówiłam ci już, że te pieniądze są nam bardzo potrzebne... Nasze długi... dziecko...

— Dam wam je — przyznała Robyn. — Ale chcę, abyś najpierw zrobiła test ciążowy.

Zapomnij • Severus Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz