Severus nie wiedział, gdzie aktualnie znajdowała się Robyn, ale za to wiedział doskonale, że w każdej ewentualności miał mało czasu. Znał ją na tyle długo, aby wiedzieć, że nie blagowała. Robyn była w stanie wtargnąć do ministerstwa i pozabijać wszystkich, którzy podwinęliby jej się pod rękę, jak zwykłe, denerwujące muchy. W tej chwili była rozchwiana emocjonalnie, co dodawało Severusowi większej pewności, że sprawa była bardzo nieprzyjemna.
Myślał intensywnie, kiedy deportował się na londyńską ulicę, pełną o tej porze mugoli, którzy prawdopodobnie wracali ze swojej pracy lub dopiero do niej zmierzali na drugą zmianę. Dźwięki typowo miejskie bębniły mu w uszach jak orkiestra. Szybkim krokiem przeszedł ulicę, w ogóle nie zwracając uwagi na samochód, który z piskiem opon się zatrzymał, zanim zdążyłby go potrącić. Rozdarł się ryk klaksonu, a mugol z krótko przystrzyżonymi włosami i odstającymi uszami rozchylił okno, wystawił poza nie głowę i ryknął iście głośno jak jego poprzednik — klakson:
— Patrz pan, jak pan łazi, bo zaraz pan nie będzie miał takiej okazji!
Severus zmierzył mężczyznę ostrym wzrokiem i zignorował go, z powrotem wracając na chodnik, lecz dłoń powędrowała mu automatycznie do kieszeni szaty i zacisnęła swoje długie palce na różdżce.
Nie teraz, skarcił siebie w myślach. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.
Nie przejmował się ciekawskimi spojrzeniami adresowanymi w jego kierunku, kiedy przemierzał tak bardzo szybkim chodem przez chodnik z długą i zdecydowanie nietutejszą smolisto-czarną szatą, która powiewała za nim jak peleryna.
Morton, Morton... Gdzieś ty się podziała?, zastanawiał się. Wiedział jedno, jeżeli chciała wkroczyć do ministerstwa, najprawdopodobniej miała użyć budki telefonicznej. Severus wątpił w to, że wybrałaby wejście dla pracowników. Pewnie nawet nie znała jego ulokowania, w końcu nie była Brytyjką.
Problem w tym, że w Anglii budki telefoniczne były na każdym rogu... W jaki sposób miał wiedzieć, do jakiej się udała?
Zatrzymał się, zorientowawszy, że był w bardzo słabej pozycji. To nawet nie miało sensu — bieganie od jednej uliczki do drugiej w poszukiwaniu każdej budki, jaką zawierała i pocieszanie się zaiste kpiąco-bezużyteczną myślą, że trafi Severusa strzała szczęścia i odnajdzie Robyn zanim ta wejdzie do ministerstwa, najpewniej jeszcze podając wcześniej swoje odpowiednie dane osobowe, aby przyciągnąć do siebie jak największą ilość aurorów. W końcu była poszukiwana.
I spragniona krwi. Cholerna Morton.
W co on, do licha, się wpakował? Dlaczego musiał niańczyć jakąś rozwydrzoną i lekkomyślną kobietę, która zdecydowanie przeceniała swoje możliwości wysokim ego i pychą. A do tego wszystkiego była niezdrowo szurnięta! Był w paradoksalnym położeniu.
Zacisnął usta ze złością, stojąc na samym środku chodnika. Po jego lewej wznosił się jakiś mały i opuszczony jak stary i zburzony przez pryzmat czasu cmentarz, a po prawej ciągnęła się dwoma pasami ulica, zapełniona mugolskimi samochodami. Chodnik użytkowany był przez śpieszących się ludzi z telefonami przy uszach, które Severus nazwał w myślach „śmieszne urządzenia będące żenującą kopią sów".
Powrócił myślami do Robyn. Co robić?, pytał siebie w myślach. Myśl, co robić! Mało czasu, bardzo mało.
Do którego wejścia mogła się udać Robyn? Mieszkała w Anglii już dobre kilka lat, wcześniej żyła na ulicy, na pewno widziała wiele budek... Mogła udać się do każdej... Ale... zaraz, chwila...
Przymknął oczy, aby lepiej zobrazować sobie widok, który przed nimi stanął. Przypomniał sobie ten dzień, kiedy na początku znajomości wraz z Robyn wykonywali zleconą przez Czarnego Pana misję, a Robyn wiodła Severusa do mieszkania braci Buckner.
CZYTASZ
Zapomnij • Severus Snape ✔
FanfictionPo zakończeniu Hogwartu Severus Snape, ślepo wierzący w ideały Czarnego Pana, przyłącza się do śmierciożerców. Pierwsze niepowodzenie w miłości utrwaliło na jego duszy trwałą ranę, którą, jak myślał, nikt ani nic nie będzie w stanie nigdy zagoić. Ws...