Rozdział 7

823 75 87
                                    

Ten dzień miał być bardziej niż typowym dniem w życiu Severusa Snape'a - bez żadnych niezaplanowanych, spontanicznych i dziwnych sytuacji czy kontaktu z kimkolwiek, a już na pewno nie z odstępującymi od normy ludźmi.

Życie towarzyskie Severusa charakteryzowało się tym, że go wcale nie było. Nie interesował się zawieraniem przyjaźni, broń Salazarze. Tak będąc szczerym wobec świata, to w ogóle nie lubił ludzi. Nie lubił z nimi przebywać, wolał zdecydowanie bardziej samotność i siedzenie po kątach w ciemnościach.

Zdecydowanie wystarczało mu towarzystwo samego siebie i swoich myśli.

Po dołączeniu do śmierciożerców i wyprowadzeniu się z rodzinnego domu, przemieszczał się z miejsca na miejsce, wybierając własnie te domy, które znajdowały się na największym możliwym uboczu, aby nie musiał rozmawiać z ludźmi, ani ich chociażby widzieć.

Spotykał się jedynie ze śmierciożercami oraz Lordem Voldemortem z oczywistych względów, ale nawet tam raczej z nikim nie rozmawiał. Nie czuł takiej potrzeby, gdyż dobrze się czuł z samym sobą.

Wszystko się zmieniło, gdy dostał zleconą misję przez Czarnego Pana. Wtedy, niestety, został zmuszony do przebywania w towarzystwie Robyn Morton, która zupełnie odstępowała od normy, to po pierwsze, a po drugie, była tak irytującą postacią, jakiej nigdy w swoim krótkim, osiemnastoletnim życiu nie miał okazji, na szczęście, spotkać.

Zaciskał jednak mimo wszystko zęby, aby wytrzymać te kilka dni w tym dziwnym towarzystwie, z myślą, że zaraz się rozejdą, a ich drogi, Severus już miał o to zadbać, nigdy więcej się ze sobą nie spotkają, na żadnym piekielnym skrzyżowaniu.

Od ostatniego spotkania minęło pięć dni. Do tej pory nie było żadnego spotkania śmierciożerców, więc nie miał okazji, aby przekazać przykre informacje Czarnemu Panu, za co też był wdzięczny losowi, bo oznaczało to jednocześnie, że sobie jeszcze te kilka dni czy godzin pożyje, a co jak co, ale żyć to Severus jeszcze chciał.

Jednocześnie do tej pory nie miał najmniejszego kontaktu z Robyn, za co równie bardzo był wdzięczny losowi i temu, który sprawuje kontrolę nad jego życiem.

Te dni minęły w największej, severusowej normie, jaka kiedykolwiek istniała. Codzienna rutyna go nie przytłaczała, gdy wstawał przed południem, przebierał się w swoje czarne szaty, robił sobie czarną kawę - oczywiście bez żadnego mleka czy czegokolwiek innego - po prostu czarną kawę.

Potem robił jakieś proste śniadanie, przechadzał się wokół chatki, powracał do środka i wylegiwał się na kanapie, czasami przysypiając. Zdarzało mu się poczytać książki, uzupełnić swój mały, podręczny zbiór eliksirów czy zabić kilka pająków, które zdawały się masowo mnożyć.

Kurz na szafkach, kredensie i stoliku wciąż pozostał, bo nie miał najmniejszej chęci do machnięcia różdżką i pozbycia się go, był zbyt bardzo na to leniwy.

Ten dzień miał być więc taki sam, jak te wszystkie inne. Normalnie wstał przed południem, przebrał się, zrobił sobie czarną kawę i wsunął dwie kanapki, zasiadając na kanapie z książką Tajniki Najczarniejszej Czarnej Magii autorstwa Altona Oscara Stafforda. Właśnie przeglądał z zainteresowaniem rozdział ósmy, poświęcony zaklęciom wywołującym ból podobny do Cruciatusa, gdy rozległo się pukanie.

Wytężył uszy, przerywając czytanie książki i odkładając ją na stolik. Zmarszczył brwi, przez chwilę nie będąc pewnym, czy faktycznie ktoś pukał, czy mu się wydawało, bo, po pierwsze - chatkę chroniły zaklęcia ochronne, a po drugie, kto miałby go odwiedzić? Ale potem pukanie się powtórzyło, aczkolwiek tym razem było znacznie głośniejsze. Właściwie to nie było pukanie, tylko łomotanie w drzwi.

Zapomnij • Severus Snape ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz