Wycieczka - cz. 12

60 22 16
                                    

— Profesor Morningstar o ciebie pytał — zawołała Russell, ledwo przekroczywszy próg pomieszczenia, ale zdążyła już zamknąć za sobą drzwi.

Wchodząc do pokoju, położyła na stoliku talerz z kanapkami, które przyniosła dla Alexandry z bufetu, tak jak tamta prosiła. Wszystko zeszło jej trochę dłużej, niż myślała, ponieważ zatrzymała się jeszcze po drodze, by porozmawiać z kilkoma znajomymi, a przy okazji usłyszała wymianę zdań miedzy ich nowym nauczycielem, a wicedyrektorką. O tym właśnie miała zamiar powiedzieć przyjaciółce, a teraz korzystając z okazji, że nie było jeszcze ich współlokatorki, mogła to zrobić bez większego skrępowania.

Alexandra początkowo jedynie uniosła kącik ust. Dopiero później, podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na przyjaciółkę, zaskoczonym wzrokiem. Częściowo była fatycznie w lekkim szoku, że Louis odważył się zapytać o nią po tym wszystkim, ale był to dobry znak. Nawet bardzo dobry. Czy mogłaby wymyślić lepszy scenariusz? Być może tak, ale na razie miała ograniczone pole do popisu. Poza tym musiała być ostrożna na każdym kroku.

— Dlaczego? — spytała, unosząc brew.

— Nie wiem, pewnie dlatego, że martwi się tym całym wpisem. Widział go, tak samo, jak kilka innych osób... — przyznała w końcu Vanessa.

Niebieskooka nie odezwała się od razu. Starała się za to ukryć uśmiech, który chciał wkraść się na jej usta. Jak dobrze było wiedzieć o takich sprawach. Skrycie liczyła na to, że ta informacja dotrze do Louisa. Mogła teraz wprowadzić w życie mały, przebiegły plan. Miała teraz podstawy, by zgrywać ofiarę, jakiegoś złego człowieka, który próbuje uprzykrzyć jej życie. Chociaż taki plus mogła znaleźć w tej sytuacji, nawet jeśli nie do końca podobało jej się to, że również inne osoby to widziały. Zastanawiała się przez chwilę, kto mógłby to być, ale trudno było tu dojść do jakichkolwiek wniosków. Poza tym i tak wiedziała, że wyjdzie na swoje, prędzej czy później. Musiała tylko dobrze to wszystko rozegrać. Nie pozostawało jej zatem nic innego, jak tylko kontynuować ten teatrzyk.

— Skąd wiesz, że widział? — zadała dziewczynie kolejne pytanie.

— Słyszałam jego rozmowę z wicedyrektor. Przy okazji przepraszał ją za wczorajszy wieczór... Chyba coś ich łączy...

— Żartujesz? — dopytywała, wpadając w słowo Vanessie.

Zamrugała kilkakrotnie, tak jakby ta informacja nie do końca do niej docierała. Louis i ta stara prukwa? Nie... To nie mogło być prawdą. Chociaż byli w podobnym wieku, więc to nie było powodem do zdziwienia, ale... Nie. Po prostu nie. Louis nie mógł widzieć w innych kobietach tego, co widział w niej. To było niemożliwe. Alexandra spojrzała na Vanessę, jakby ta postradała rozum, ale szybko pokręciła głową i uśmiechnęła się. W tej chwili była w stanie zrobić dosłownie wszystko, byleby tylko tamta nie dostrzegła tego, co dzieje się w jej głowie, a czuła, że to wyraźnie rysuje się na jej twarzy.

— Nie, nie żartuję — odparła ta druga. — Wyraźnie słyszałam, jak mówili o tym, że coś im przeszkodziło, ale nie słuchałam zbyt długo, bo szłam po jedzenie dla nas. Jedynie to, jak starał się jej wytłumaczyć, że ten wpis to zwykła plotka i nie jest przyczyną tego, że wyszedł wczoraj od niej tak szybko, czy coś takiego. Nie zrozumiałam do końca tego zdania.

— Louis i panna Campbell... Proszę, proszę... — mruknęła pod nosem. — A skoro wyszedł od niej wcześniej, to pewnie dlatego, że musiał zaczerpnąć tchu, albo się napić, to tłumaczy, dlaczego na nas wpadł.

Nie mogła przecież powiedzieć, że to akurat jej zasługa. To z kolei zdecydowanie zepchnęło jej myśli na nieco inne tory. Zatem jednak miała rywalkę. Chociaż odnosiła jakieś dziwne wrażenie, że nie do końca tak jest. Może i wicedyrektorce podobał się Morningstar, ale czy działało to w obie strony? Nie sądziła, by tak było. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że przyszedł po nią, zamiast zabawiać się z tą drugą kobietą. Tak, to zdecydowanie sprawiło, że uznała swe wcześniejsze przypuszczenia za niedorzeczne. W końcu, nawet jeśli miał spędzić wieczór z tamtą, to wybrał ją. To było najlepszą oznaką tego, że tamta się nie liczy. I to było dla niej najważniejsze, choć pewnie i tak przekona się o tym jeszcze na własnej skórze. O to również zamierzała zadbać.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz