Wycieczka - cz. 7

72 20 10
                                    

Louis przez większość wieczoru po prostu słuchał tego, co do niego mówiono, ale nie odzywał się zbyt często. Czasami jedynie przytakiwał. Nie zjadł również zbyt wiele podczas kolacji. Dostrzegał, jak Alexandra zerka w jego stronę, co jakiś czas, a jej spojrzenie zdecydowanie nie ułatwiało mu niczego. Szczególnie po tym, co miało miejsce w jego pokoju. Widział, że dziewczyna również nie może się skupić, wskazywało na to jej zachowanie, przez co westchnął cicho. Mimo wszystko próbował. Starał się powstrzymać wszystkie te napływające do głowy myśli, dotyczące właśnie niej.

Po kolacji nie ruszył się z miejsca, dopóki większość uczniów nie opuściła bufetu. Mężczyzna wyglądał, jakby chciał dopilnować, czy aby na pewno wszyscy udadzą się do swoich pokoi, ale tak naprawdę odprowadzał wzrokiem pannę Ramirez. Kiedy dziewczyna zniknęła w korytarzu, Morningstar podniósł się z krzesła. Zamienił kilka słów z Deanem Reyersem na temat późniejszego obchodu i porannego sprawdzenia obecności, umawiając się z nim, że on zrobi to wieczorem, a szatyn rano. Było to dobre rozwiązanie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Louis nie planował niczego na późniejsze godziny, natomiast jutro chciałby porozmawiać z Katherine, najlepiej przed śniadaniem.

Teraz za to najchętniej zamknąłby się w swoim pokoju, wypił drinka i dla zabicia czasu coś pooglądał. W końcu wziął ze sobą laptopa z myślą o tym, że może mu się nudzić wieczorami. Chociaż mógł sobie poszukać również i innego zajęcia, a nawet powinien. Zakładał przecież spędzanie czasu w taki sposób, żeby nie zrobić niczego, czego mógłby żałować, ze względu na to, że chciał spotykać się z Alexandrą, a znał siebie. Wiedział, jak może zakończyć się jego samotny wieczór z alkoholem. Dlatego chciał się pilnować. Chciał dla niej odmienić swoje życie, ale nie było już takiej potrzeby. Sam dostrzegł to, w jaki sposób nadal myśli o dziewczynie, przez co z niedowierzaniem pokręcił głową.

Wolnym krokiem zaczął zmierzać w kierunku swojego pokoju, jednocześnie starając się sprowadzić swoje myśli na inne tory. Miał zamiar znów zacząć zachowywać się jak dawniej. Oczywiście nie w pracy, ale po jej godzinach. Do pracy mężczyzna od zawsze miał szacunek i umiał oddzielić od niej życie prywatne. Mimo tego jednak zdawał sobie sprawę, że teraz może to być odrobinę trudniejsze z pewnych względów, o których wolałby już nigdy nie wspominać.

— Jakieś plany na wieczór, panie Morningstar? — Usłyszał za swymi plecami damski głos, a po chwili poczuł również dłoń na swym ramieniu, przez co się zatrzymał.

Była to Rene. Mógł to dostrzec, gdy dość gwałtownie odwrócił się kierunku słyszanego głosu, co z kolei sprawiło, że ta cofnęła swą dłoń. Dzięki temu jednak blondyn w jakimś stopniu wyrwał się z zamyślenia i bynajmniej nie miał jej tego za złe. Cieszył się z tego powodu. W końcu mógł się skupić na czyś zupełnie innym. Zapewne będzie to też dobry pretekst, by spędzić czas z kimś innym. Po prostu zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło od momentu jego powrotu do Nowego Jorku, a już w szczególności o całym dzisiejszym dniu.

— W zasadzie to żadnych, moja droga — odparł, przywdziewając na twarz uśmiech.

Kobieta wyraźnie również się ucieszyła, słysząc jego odpowiedź. Uświadomił mu to jej wyraz twarzy, który swoją drogą nawet mu się podobał. Blondynka nie była zresztą brzydka. Z kimś takim Louis także mógłby zacząć się spotykać, chociaż raczej nie byłby w stanie spojrzeć na nią tak samo, jak na Alexandrę. Z jakiegoś powodu, po prostu to wiedział. Czuł, że nie będzie w stanie zbyt szybko zapomnieć tamtej dziewczyny. Częściowo przez to, że będzie się z nią dość często widywał, czy to teraz, czy później na lekcjach lub na szkolnych korytarzach. W dużej mierze z kolei przez to, że przy niej mógł być sobą. Nie bronił się przed wpuszczeniem jej do swojego życia i teraz tak bardzo zaczynał tego żałować. Nigdy nie czuł się tak przy żadnej kobiecie, a teraz musiał wyrzucić ją ze swych myśli.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz