"Pierwsza randka" - cz. 5 - Kolacja

116 35 17
                                    

— Można tak powiedzieć.

Słysząc odpowiedź, jaka padła z jej ust, mężczyzna uśmiechnął się i jeszcze raz ścisnął delikatnie jej dłoń, którą jednak po kilku sekundach puścił. Dostrzegł bowiem przed sobą restaurację, w której zarezerwował dla nich stolik. Przez to skręcił w boczną uliczkę, gdzie był okoliczny parking i zatrzymał auto. Wysiadł z niego, by następnie otworzyć drzwi kobiecie oraz wyciągnąć ku niej rękę.

— Zapraszam.

Alexandra chwyciła jego dłoń. Kiedy wstała z miejsca, stanęła tak blisko niego, że ich ciała mogłyby bez większego problemu zderzyć się ze sobą przy jakimkolwiek ruchu. Spojrzała wtedy również w jego oczy i uśmiechnęła się.

— Czyli to tu mnie porywasz? — spytała cicho.

Louis początkowo jedynie uniósł kącik ust. Puszczając jej rękę, pochylił się lekko w przód, nie odrywając przy tym spojrzenia od brunetki. Mógł wykorzystać ten moment, aby skraść jej choć jednego całusa, ale powstrzymał się przed tym. Nie zamierzał jednak rezygnować z takich okazji, jak ta teraz, by choćby nie zbliżyć się do niej jeszcze bardziej. Zamknął za nią drzwi auto, a dłoń ułożył w dole jej pleców.

— Można tak powiedzieć — powtórzył jej wcześniejsze słowa z nutką rozbawienia w głosie. — Ale to tylko początek wieczoru. Jak już mówiłem, nie wiem, czy wypuszczę Cię dzisiaj tak szybko.

— Dzisiaj mamy dla siebie trochę więcej czasu. Ostatnio po prostu musiałam już wracać do domu. Teraz jednak chcę spędzić go z Tobą tyle, ile tylko się da.

— Więc nie będziesz miała nic przeciwko temu, jeśli porwę Cię jeszcze w jedno miejsce?

— Myślę, że nie. Chociaż to zależy... — odpowiedziała, patrząc na niego dość podejrzliwie.

— Nie bój się. Wystarczy, że ja się boję, bo nie mam pojęcia, czy spodoba Ci się to miejsce.

— Zaczynasz mnie intrygować — przyznała, przechylając głowę w bok.

Brunetka zaczęła się zastanawiać, co właściwie mężczyzna zaplanował na dzisiejszy wieczór. Oczywiście miała nadzieję, że nie zamierza jej zabierać w jakieś miejsce, gdzie zostaliby sami, ale o tym nie zamierzała mówić. Z drugiej strony, miała przeczucie, że ten wieczór może okazać się dla nich dość wyjątkowy. Podobało jej się to, w jaki sposób Morningstar ją traktował. Nawet jeśli czasami rzucał jakieś dwuznaczne uwagi, to nie robił nic, by dać jej do zrozumienia, że oczekuje czegoś od niej. Odpowiadało to jej jak najbardziej.

— I o to chodzi, skarbie. — Puścił jej oczko. — A teraz proszę za mną.

Mówiąc to, Louis odsunął się od niej, ale nie zabrał dłoni z pleców kobiety. Ona zresztą nie zaprotestowała na ten gest, więc obrał to za dobrą monetę. Poprowadził ją do wejścia restauracji, gdzie przepuścił ją w drzwiach. Tam niemal od razu podszedł do nich ktoś z obsługi i gdy tylko blondyn się przedstawił, został im wskazany odpowiedni stolik. Oboje poszli w tamtym kierunku. Będąc przy stoliku, blondyn odsunął krzesło Alexandrze i zaprosił ją gestem, by usiadła.

— Skarbie? — Powtórzyła, zerkając na niego kątem oka.

— Mhm — mruknął cicho, dosłownie tuż przy jej uchu.

Po karku kobiety w tym momencie przebiegł delikatny dreszcz. Ramirez nie była jednak do końca pewna, czym było to spowodowane. Czy samą bliskością mężczyzny, czy odczuwanym z tego powodu lekkim dyskomfortem. Tłumaczyła to sobie jednak tym, że dzisiejszy dzień do najłatwiejszych nie należał. Miała w planach wybadać Louisa i poznać go troszeczkę lepiej, podczas gdy nawet nie była w stanie się na tym teraz za bardzo skupić, ale musiała to jakoś zrobić. Siadając na krześle, wzięła głęboki oddech.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz