Wycieczka - cz.2

74 25 10
                                    

Louis wstał na lekkim kacu. Wiedział, że picie dnia wczorajszego, nie było zbyt odpowiedzialne z jego strony, ze względu na to, że dziś zaczynał pracę i w dodatku czekała go kilkugodzinna podróż pociągiem, ale zamierzał dość szybko doprowadzić się do względnego porządku. Poza tym tego chyba właśnie potrzebował najbardziej, po spotkaniu rodzinnym – wypić kilka drinków, a raczej parę szklaneczek whisky. Najbardziej z całego tamtego dnia, podobała mu się chyba mina ojca, którą ujrzał, zaraz po przestąpieniu progu jadalni. Dla takiego widoku warto było odstawić cały ten teatrzyk. Częściowo było mu jednak żal matki. Nawet jeśli nią nie była. Ann wychowała go, choć znała prawdę, ale właśnie za to chował do niej urazę. Za kłamstwo, którym raczyła go przez całe życie.

Dzisiaj jednak nie chciał o tym myśleć. Podniósł się z łóżka i dość szybko udał się pod prysznic. Zimny prysznic. To od razu postawiło go na nogi. Mężczyzna do szczęścia potrzebował jedynie kawy, więc kiedy tylko się wytarł i ubrał na siebie czyste bokserki, zszedł na dół. W pierwszej kolejności jednak spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą na wyświetlaczu piekarnika. Miał zatem jeszcze chwilę czasu i postanowił ją wykorzystać, przygotowując sobie mocny, gorący napój. Kawa była mocna, czarna i bez cukru. Taka najlepiej stawiała na nogi, choć nie smakowała najlepiej. Przynajmniej według gustu Louisa. Blondyn w tym przypadku wolał nieco subtelniejsze smaki, ale teraz nie mógł pozwolić sobie na rozkoszowanie się takimi przyjemnościami.

Dodatkowo martwił go brak jakiejkolwiek wiadomości od Alexandry. Morningstar nie miał pojęcia, czy coś się nie stało kobiecie. A może po prostu go unikała i stało się coś, co sprawiło, że przestała mieć ochotę na bliższe spotkania z nim. Nie miał jednak pojęcia, o co tak naprawdę mogłoby chodzić. Przez to po prostu się martwił. Ten fakt chyba zresztą tez dołożył małą cegiełkę do jego obecnego stanu. Louis wypił o parę szklanek za dużo i właśnie spijał tego konsekwencje. Upijając kilka łyków gorącego napoju, westchnął cicho. Już wczoraj zastanawiał się nad tym, czy do niej po prostu nie zadzwonić, a dzisiaj ta chęć zdecydowanie dawała się jeszcze bardziej we znaki. Nie chciał jednak wyjść na natręta, czy też desperata i tylko ta myśl go hamowała.

— Do diabła, Louis! Weź się w garść — powiedział sam do siebie.

Dopił zawartość kubka, po czym umył go w zlewie. Nie było sensu przecież nastawiać zmywarki na jedną rzecz. W drodze na stacje blondyn zamierzał zadzwonić do swojego agenta nieruchomości, żeby zadbał o to, by ktoś zajrzał do apartamentu choć raz pod jego nieobecność. Po powrocie musiał zatrudnić sobie kogoś na stałe do sprzątania od czasu do czasu. W końcu o całą resztę potrafił sam zadbać. Chociaż może nie gotował dla siebie zbyt często, ponieważ z reguły jadał poza domem, to potrafił to robić i bardziej potrzebował kogoś, kto po prostu zadba o ład w mieszkaniu. Sam nie bardzo przepadał za układaniem swoich rzeczy. Zresztą robił przy tym z reguły większy bałagan, a przynajmniej to mu powtarzano przez całe życie. I pewnie dlatego przestał przykładać do tego większą wagę.

Kiedy skończył, wytarł dłonie i po raz kolejny spojrzał na wyświetlacz piekarnika. Westchnął po raz kolejny, po czym przeczesał włosy dłonią. Szybkim krokiem skierował się w stronę schodów, po których niemal wbiegł na górę. Znajdując się ponownie w swojej sypialni, zajrzał do walizki. Chciał się upewnić, że spakował wszystko, czego potrzebował, a kiedy już to zrobił, zasunął zamek. Wtedy podniósł swój telefon i odblokował go. Nie miał żadnych wiadomości, pomijając kilkanaście połączeń od Katherine, ale to postanowił zignorować. Nawet jeśli wiedział, że nie uniknie rozmowy z nią i w ten sposób jedynie odkładał wszystko na później. Sądząc po tym, że telefonowała do niego również z samego rana, musiała już wiedzieć, co zrobił, ale nie przejmował się tym zbytnio.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz