Puste słowa - cz. 13

37 6 7
                                    

Alexandra opuściła na chwilę głowę, a następnie przetarła delikatnie policzki. Wzięła nawet kilka głębokich wdechów, jakby próbując się uspokoić. Była zdenerwowana, ale nie tym, że straci Louisa. Nie chciała zaprzepaścić swojej szansy na lepsze życie. W tym momencie nienawidziła Suareza, za to, co zrobił. Wszystko skomplikował i pogorszył jej sytuację. Jednym głupim zdjęciem mógł zniszczyć wszystko to, na co tak ciężko pracowała przez ostatnie tygodnie i nie zamierzała mu tego wybaczać. Ponadto chciała się z nim spotkać, żeby wygarnąć mu to, co o nim myśli, ale najpierw musiała załagodzić spór z Morningstarem. To był jej priorytet.

— Nie wierzysz mi, prawda? — spytała, powoli odwracając ku niemu wzrok.

— A jaką mam gwarancję na to, że mnie nie okłamujesz? — odparł pytająco.

— Nie masz jej, wszystko zależy od tego, czy mi ufasz, czy nie — mruknęła, podchodząc do niego i układając dłoń na jego policzku.

— Ot tak sobie mam uwierzyć, że ciebie i typa, który publicznie wyznał ci miłość, nic nie łączy? Że nie jestem tym drugim lub opcją zapasową?

— Nie jesteś opcją zapasową, kochanie — wyszeptała, przybliżając się do mężczyzny. — Przysięgam, że nie spotykałam się z wami dwoma jednocześnie. Nie jestem taka, przecież wiesz.

— Właściwie to nie wiem, znamy się bardzo krótko — wtrącił.

— Być może masz teraz rację, ale pokazałam ci, kim jestem, skąd pochodzę. Niczego przed tobą nie ukrywałam. Może z początku swój wiek, ale wtedy nie mieliśmy zbyt wiele czasu, żeby rozmawiać. Stałeś się najważniejszym mężczyzną w moim życiu, nie mam powodów, by kłamać, kochany... Gdybym chciała bogatego naiwniaka, nie byłoby mnie tu, bo mogłabym znaleźć innego i to bardzo szybko. Jestem młoda, atrakcyjna, a przede wszystkim inteligentna, ale nie chcę nikogo innego, jak ciebie, Louis... — szepnęła, składając na jego ustach delikatny pocałunek. — Tylko ty się dla mnie liczysz i chcę być z tobą, przez to jaki jesteś, nie dlatego kim jesteś.

— To bardzo piękne słowa, ale co jeśli mimo wszystko nieprawdziwe? — zapytał cicho, nie odrzucając pieszczoty kobiety. — Czy jeśli byłbym zwykłym nauczycielem, to również byś się ze mną spotykała?

Morningstar musiał o to zapytać. Pomimo zapewnień Alexandry nadal miał co do tego wątpliwość i choć wiedział, że zapewne i tak uzyskana odpowiedź może go nie usatysfakcjonować, to chciał usłyszeć to z jej ust. Bliskość kobiety zaczynała działać na niego kojąco, ale powodowała także narastające w nim pożądanie. Pragnął jej tylko dla siebie i w tym momencie, bał się, że nie będzie potrafił tego ukryć. Jego opór malał i nie był w stanie niczego z tym zrobić.

— Nie kłamię. Nie wiem tylko, jak cię przekonać — mruknęła, gładząc delikatnie jego policzek kciukiem. — Ale odpowiadając na twoje pytanie to tak. Byłabym z tobą nawet gdybyś był po prostu nauczycielem, bo cię kocham, Louis. Widzę jednak, że nie mam tu już czego szukać, bo ty nie chcesz mnie już w swoim życiu, a ja nie zamierzam się narzucać.

Ramirez złożyła na jego ustach kolejny pocałunek, a następnie odsunęła się od niego. Spojrzała mu prosto w oczy, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Więcej nie podniosła na niego wzroku, odwróciła się za to na pięcie, aby sięgnąć z fotela swoją kurtkę i założyć ją na siebie. Nie rozglądała się, ale liczyła na to, że tym rozmowa się nie zakończy. Było to zagranie, które miało podziałać na Louisa tak, aby chciał ją zatrzymać. Słowa kocham cię, wypowiedziała z pełną premedytacją. Zauważyła, że nie jest w stanie przekonać mężczyzny do swoich słów, dlatego postawiła wszystko na jedną kartę. Najmocniejszy argument, jaki mogłaby wytoczyć w tej sytuacji, a jednocześnie bardzo ryzykowny. Morningstar mógł bowiem ją wyśmiać. Nie przejmowała się tym jednak. Teraz nic nie mogło już bardziej popsuć jej relacji z blondynem. Nie miała też nic do stracenia, a wiele do zyskania.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz