Puste słowa - cz. 8

72 10 11
                                    

Louis, siedząc na kanapie, spoglądał co chwilę na zegarek. Zdawał sobie sprawę z tego, iż dotarcie tutaj może zajść Alexandrze dłuższą chwilę, ale mimo to bardzo chciał ją zobaczyć jak najszybciej i wesprzeć w trudnych chwilach. Widząc, że od telefonu dziewczyny minęło pół godziny, podniósł się, żeby udać się do kuchni i przygotować kawę. Wyciągnął dwa kubki, a następnie nastawił ekspres. Czekając aż wszystko będzie gotowe, zupełnie nieświadomie bębnił palcami o blat. Ożywił się jednak gdy tylko usłyszał dzwonek do drzwi. Bez najmniejszego wahania ponownie przemierzył salon, ale tym razem po to, by otworzyć dla swojego gościa.

— Hej — mruknęła Alexandra, gdy tylko zza drzwi wychynęła twarz Louisa.

— Cześć skarbie. Wejdź — odpowiedział, uchylając szerzej drzwi, aby wpuścić ją do środka.

Dziewczyna skinęła nieznacznie głową, a następnie przekroczyła próg apartamentu. Już idąc tutaj była pod wrażeniem, a teraz było ono jeszcze większe. Wcześniej jedynie przechodziła obok, a teraz miała okazję wejść do budynku i rozejrzeć się po nim. Był on o wiele lepszy niż te, w których do tej pory bywała, co skłoniło ją do zastanowienia się, jak bardzo naprawdę majętny jest Louis. Wchodząc w głąb dość dużego salonu, brunetka rozglądała się dokoła i nawet nie zamierzała się z tym kryć. Wzrok zdecydowanie przykuwał fortepian, który stał prawie w centrum pomieszczenia. Królowały tu odcienie szarości, ale także czerń i biel. Wystrój był bardzo nowoczesny. Jakby Alexandra miała porównywać swoje mieszkanie do tego apartamentu, to był niczym pałac. W głębi pomieszczenia znajdowały się też schody, więc brunetka mogła założyć, że to lokum jest o wiele większe, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, a na górze zapewne były pomieszczenia sypialniane.

— Jak się czujesz? — zapytał, podchodząc do dziewczyny i przytulając się do jej pleców.

— Bywało lepiej — odparła, wzruszając ramionami. — Ładnie tu.

Alexandra zdecydowanie wolała zmienić temat ze swojego samopoczucia na bardziej przyziemny. Prawda była taka, że nawet jeśli chciałaby odpowiedzieć na pytanie Louisa, to nawet nie wiedziała jak. Czuła się dziwnie. Z jednej strony była przytłoczona wszystkim, co się działo, ale z drugiej ekscytowała się tym, co mogłaby zyskać, pozostając u boku mężczyzny, a co dopiero, gdyby skłoniła go do ślubu. Miałaby wszystko. Przynajmniej tak to wyglądało.

— Tak sobie... Meble mają już kilka lat. Nie zmieniałem tu niczego, odkąd kupiłem ten apartament. Miał on zostać przygotowany na mój ewentualny powrót do miasta, a wahałem się bardzo długo... — przyznał, układając swe dłonie na jej brzuchu. — I nie żałuję, że przyjechałem. Dzięki temu mam ciebie.

— A ja ciebie, Louis i jestem za to wdzięczna Bogu. Naprawdę.

— Nie wiem, czy jest za co być wdzięcznym. Nie jestem idealnym facetem, a ty zasługujesz na wszystko, co najlepsze, skarbie.

— Ty jesteś moim szczęściem. Niczego innego mi nie potrzeba — mruknęła w odpowiedzi.

Kobieta uniosła dłonie, aby ułożyć je na przegubach rąk mężczyzny i zacisnąć delikatnie. Ze zdumieniem zauważyła, że jest jej całkiem dobrze w jego ramionach. Nie denerwowała się już przy nim jak wcześniej. Była w miejscu, w którym chciała być, nawet jeśli jej serce wciąż nie biło przy nim mocniej i był jej w gruncie rzeczy obojętny. Przymknęła na chwile powieki, po czym oparła głowę o jego ramię. Starała się przestać myśleć o tym, co do tej pory zaprzątało jej głowę i szło jej całkiem dobrze. Od mężczyzny biło przyjemne ciepło, które wpływało na nią zdecydowanie kojąco.

— Miło mi to słyszeć, bo naprawdę wiele dla mnie znaczysz — wyszeptał, pochylając się, by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek.

Póki śmierć nas nie rozłączy. Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz