74.

170 10 4
                                    

Minęło kilka dni od ostatnich wydarzeń. Na samym początku rozdzierał mnie ból i smutek. Zadawałam sobie pytanie dlaczego akurat mnie wybrała? Dlaczego ja musiałam ją zabić? Jednak później spojrzałam na to w inny sposób. Może chciała spojrzeć ostatni raz na ostatnią osobę, którą kochała? Zabili jej bliskich, interesuje mnie co się wydarzyło w Sunie, ale teraz nie ma na to czasu. Muszę się wziąć w garść, chociaż śmierć przyjaciółki wyryła dziurę w moim sercu. 

Jesteś silna [Imię], dasz radę i tym razem.

Leżałam tak na łóżku, a kolejny dzień mijał, zaczęło się robić już ciemno.

-Jak się czujesz?- do pokoju wszedł Sasori i usiadł obok mnie.

-Lepiej.-spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem.

Spojrzał się na mnie z podniesioną brwią.

-Na pewno?

-Tak, jest ok.-znów się uśmiechnęłam.

Odwzajemnił uśmiech i przybliżył się do mnie. Po chwili poczułam jego ciepłe wargi na swoich.

Zmienił pozycję i delikatnie położył się na mnie, podpierając się na łokciach. 

Był taki ciepły, takiego Sasoriego właśnie kocham.

-Sasori!- głos dochodził z korytarza.

Czerwonowłosy tylko ciężko westchnął.

-Jesteś tam?- Deidara nie dawał spokoju.

-Nie, nie ma mnie.-dostał w odpowiedzi.

Oboje się zaśmiali.

-Kakuzu robi jakieś wyzwania z Hidanem, chodź!

-To niewłaściwy moment...

-Dziecko zrobisz potem, ruszaj się!

Tym razem to ja się zaśmiałam.

-Idź, jak to Deidara ujął, młodego zmajstrujemy później.-znów się zaśmiałam i pogładziłam jego włosy.

W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.

Był to jeden z moich ulubionych dźwięków. Słysząc jego szczery śmiech czułam ciepło gdzieś tam po lewej stronie klatki piersiowej. Jego jęki też lubiłam, znaczy co-

-Chciałem zostać z Tobą, tym bardziej, że to ciężki dla Ciebie okres czasu.

-Jest lepiej, naprawdę. Ja i tak miałam iść porozmawiać z Painem.

-Niech Ci będzie.- podniósł się i w międzyczasie cmoknął mnie w czoło.

Wyszedł, a ja jeszcze chwilę tak leżałam.

Po chwili się zebrałam i ruszyłam w stronę gabinetu Nagato.

Dziwnie mi go tak nazywać.

Już miałam pukać, ale nim dotknęłam drzwi usłyszałam w głowie, że mam wejść.

-Wiedziałeś, że to była ona?- spytałam na wejściu.

-Myślisz, że bym ja bym nie wiedział?- był obrócony do mnie tyłem.

Zwinęłam usta w cienką linię.

-Dlaczego...

-Ci nie powiedziałem? Bo byś tego nie zrobiła, a ona właśnie tego chciała.

-Co się stało w Sunie?

-Zostali zaatakowani, część mieszkańców sprzymierzyła się z wrogiem, w tym jej partner. Jak możesz się domyślać, chciała go ratować, przez co później dostała wyrok śmierci od samego Kazekage, jak reszta zdrajców.

Zacisnęłam pięść i czułam, jak wzrokiem mu dziurę w plecach.

-Widocznie tak miało być.- rzuciłam gniewnie.

-Czyżbyś się z tym pogodziła?- obrócił się w moją stronę.

-Skoro tego właśnie chciała. Zresztą, na przestrzeni lat stało się tyle... Ja się chyba wypalam...

-Życie to wojna, [Imię]. Nie ma miejsca na sprawiedliwość, czy szczęśliwe życie. Jednak Tobie jeszcze pozostaje coś, co daje nadzieje na przyszłość. Więc się go trzymaj, póki jeszcze jest okazja i korzystaj.

Póki jest jeszcze okazja...

-A czy Ty Nagato, masz coś, co daje Ci nadzieję?

-Miałem, a teraz... mam swój plan i cel.

-Masz Konan.- przysięgłabym, że na jego skamieniałej twarz pojawił się cień uśmiechu.

Też postarałam się o znikome podniesienie kącików ust. 

-Daję Ci kolejną misję. Idź pozbieraj Hidana, póki jeszcze się nie turla.

-Hai.- zaśmiałam się i wyszłam.

Ruszyłam do pokoju dziennego. Zobaczyłam siedzących przy alkoholu Kakuzu i Hidana oraz całą resztę śmiejącą się z całego incydentu.

-Słaby jesteś huaaaaa!- Hidan przechylił następny kieliszek, wydając jakieś dziwne dźwięki.

Kakuzu patrzył na niego z politowaniem niewzruszony, co nadawało sytuacji jeszcze więcej komizmu.

Podeszłam bliżej i stanęłam pomiędzy Sasorim, a Itachim.

Czerwonowłosy był tak skupiony i roześmiany, że nawet na mnie nie spojrzał, tylko położył rękę na mojej talii.

Nie chcę im zabierać frajdy, jak zawalę misję, to Pain chyba nie będzie zły.

Zresztą, potem sam zaszczycił nas swoją obecnością. 

Bawiliśmy się razem, jakby czas i misja zdobycia ogoniastych nie miały miejsca, jakbyśmy byli zwykłą grupą przyjaciół żyjącą w normalnych czasach, jakbyśmy byli normalnymi ludźmi, nie potworami, za których uważał nas każdy.

-[Imię].- zwrócił się do mnie lekko podpity Sasori, obracając mnie na środku pokoju.

-Hm?-uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy, gdy stanęliśmy już naprzeciwko siebie,

-Nie chcę Cię nigdy stracić.-zamknął mnie w swoich ramionach.

-Ja Ciebie też.

-Będziemy razem aż do śmierci.

Mimo delikatnie negatywnego wydźwięku jego słów i tak się uśmiechnęłam.

-Aż do śmierci.- wyszeptałam.

XXXXXXXXX

Tak, żyję XD Obudziłam się w klasie maturalnej, że jednak muszę to dalej pisać, bo sobie nie daruję. Z moją weną bywało różnie, więc wolałam nie pisać byle gówna, co może było błędem, może nie. Cóż, co jakiś czas będzie jakiś rozdział, póki tego finalnie nie dokończę XD

Kocham was Wisienki!

Besos~

~Cherryl

,,Wśród Czerwonej Otchłani''~Sasori x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz