38.

1.2K 126 18
                                    

*2 dni później*

Chodzę w kółko po pokoju, ukradkiem co chwile zerkając na drzwi, jakby zaraz przez nie miał wejść Sasori. Z moich czterech kątów nie wychodzę już od jakiegoś czasu, chyba że do toalety.

-[Imię], powiesz mi w końcu dlaczego się tak dziwnie zachowujesz?- spytała babcia, wchodząc chyba po raz setny do mojego pokoju. 

-Chiyo-sama, to nic takiego, zaraz musisz wychodzić na obrady, nie spóźniaj się przeze mnie.

-[Imię], w tym momencie mam gdzieś obrady, bo ważniejsza jesteś ty.

Szkoda, że do Sasoriego tak nigdy chyba nie powiedziała...

-Mówiłam już, że nic mi nie jest.- próbowałam zachować spokój.

-A wiesz na jaką misję poszedł może Sasori? Kazekage  nie chciał mi powiedzieć, to może ty wiesz?

-Nie mam pojęcia, możesz już wyjść Chiyo-sama? Muszę się trochę przespać.

-Oczywiście, wrócę wieczorem.- powiedziała, wychodząc.

Tak naprawdę nawet nie zmrużę oka, nie teraz. 

Poza tym powiedziałam babci, że nie wiem gdzie on jest. No bo co ja jej powiem? Babciu, Twój wnuk wyjechał na misję, którą zawalili moi rodzice oraz Twój syn z żoną i sobie umarli i prawdopodobnie Sasori też może sobie pójść na tamten świat, przez naszego kochanego Kazekage?

Jeśli Sasoriemu cokolwiek się stanie, obiecuję, że gdy pójdę do przywódcy naszej wioski to nie ręczę za siebie.

Podeszłam do otwartego okna i oparłam, jak mam już w zwyczaju, ręce o parapet. Na dworze było gorąco, więc nie mogłam się rozkoszować moimi nocnymi, chłodnymi podmuchami wiatru, które delikatnie muskały moją skórę. Patrząc tak w niebo stwierdziłam, że może pójdę się przejść. 

Idę właśnie na grób Ikiry-sensei i Pakury-sensei. Nadal za nimi tęsknie, a najbardziej za moim senseiem, był dla mnie, jak rodzina. 

Nagle usłyszałam jakieś głosy, a ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. 

-To ta z domu Czcigodniej Chiyo?

-Tak, to na pewno ona. Podobno jest silna.

-Tak samo mówią o tym lalkarzu, wnuku Czcigodnej. Jak on się tam nazywał?

-Sasori.

-Ja na przykład nie pałam do niego sympatią. Jest z wyglądy wiecznie niezadowolony i gburowaty.

-Masz rację, nawet nie pomaga nam w zbieraniu pieniędzy na sieroty. 

-No moim zdaniem jest okropny. Nie chciałabym, aby moje dzieci się z nim zadawały. Mógłby je czegoś nauczyć, no ale boję się, że coś im zrobi.

Słuchałam tego wszystkiego z zaciśniętą pięścią. 

-Na dodatek nie mam pojęcia, jak Czcigodna i [Imię] z nim wytrzymują, z człowiekiem bez serca.

O nie, zaczęły przeginać.

-Ogólnie rzecz biorąc moim zdaniem on je wykorzystuje. No [Imię] też rzadziej zaczęła chodzić po wiosce i na misji dawno nie była. Coś się na pewno musiało stać i ja muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć.

Tego już za wiele.

-Co wy sobie wyobrażacie stare pruchwy?!

-Do nas to dziecko było?

-A widzicie tutaj kogoś innego?! Stoicie w kole, jakbyście zakładały gang gospodyń wiejskich! Nic nie wiecie o mnie, o Chiyo-sama, a tym bardziej o Sasorim! To nie jest człowiek bez serca! Dla mnie jest uzdolnionym chłopakiem, na którego mogę liczyć! Myślicie, że co, że nie ma swoich wydatków? Same dajecie nędzne grosze na jakieś tam swoje cele charytatywne! A on musi kupować też jakieś części do lalek. Panie myślą, że on nie ma serca? Ma je na pewno, a przynajmniej większe, niż wy. Chcecie się jak najszybciej dowiedzieć, co się stało? Nic się do jasnej cholery nie stało, a poza tym, to zajmijcie się swoimi sprawami.- powiedziałam i pobiegłam na grób.

Po położeniu kwiatów i odmówienia krótkiej formułki udałam się na klify i usiadłam, patrząc się na wioskę.

Niby czas leczy rany... ale zaczynam w to powątpiewać. Człowiek przejdzie dużo, lecz czas tego nie zmieni. Będzie pastwić nad tobą wydłużając najgorsze momenty, a najszczęśliwsze przemijał w jedną sekundę.

Ludzie mówią, że liczy się tylko sprawiedliwość, lecz patrzą na dostatek i pozycję wśród ludzi. Uczą, że nie patrzy się na wygląd, lecz na wnętrze, a i tak oceniają po ubiorze. Starają się pomagać w różnych akcjach charytatywnych twierdząc, że to poświęcenie oddając pieniądze, lecz co to za uczynek, jak dajesz tylko malutką cześć swoich zarobków. Nie rozumiem... Nie rozumiem tego świata. Nie mówię, że lepiej było kiedyś, bo nigdy nie było i nigdy nie będzie. Zawsze wszyscy będą walczyć o dobrobyt, nie zważając na uwagi innych. Nie będą przejmować się ludźmi cierpiącymi. To wszystko jest zakłamane.

Moje życiowe rozmyślania trwały do wieczora. Słońce zaczęło zachodzić, chłód stopniowo oplatał moje ciało, a ja w końcu postanowiłam się podnieść. 

Moja dolna część ciała zdrętwiała, ale i tak zdołałam ustać. Promienie księżyca znów zaczęły mi towarzyszyć, przez co nie lękałam się spotkania ze stworzeniami, jakimi są skorpiony. Jednak stojąc na klifie coś przykuło moją uwagę, pewien średnich wielkości przedmiot, co turlał się tuż za klifem, przy drugim wejściu do wioski. Postanowiłam sprawdzić, co to jest.

Zeszłam ze skał i wyszłam wyjściem na chwilę z wioski. O dziwo nie było tutaj żadnych strażników. Dziwnie podejrzane. Podeszłam do oddalonego o około 3 kilometry przedmiotu. Zmęczona użeraniem się z tym cholernym piachem pochyliłam się, by ujrzeć kamizelkę z Sunagakure. Wzięłam ją do rąk. Ciekawe kto ją zgubił. Otworzyłam kieszonkę znajdującą się w jej wnętrzu. Ktoś musiał schować tam coś ważnego, była trudna do otworzenia kieszeń. To, co tam ujrzałam, przeraziło mnie.

Było tam moje zdjęcie, jak się przebieram. Tylko jedna osoba mogła je zrobić. Nie wiedziałam, czy w tamtym momencie miałam się śmiać, czy też płakać.

Czy to znaczy, że.. Nie! To niemożliwe! To nie może być prawda! On na pewno przeżył, na pewno...

Wtedy pod wpływem emocji otaczający mnie piach zaczął wirować wysoko w górę, a ja wydałam z siebie głośny okrzycz, pełen smutku oraz żalu, a zarazem złości. Dookoła mnie zaczęły się pojawiać światełka, zupełnie tak jak wtedy, gdy wyruszałam na trening z Chiyo-sama. Po kilkunastu minutach upadłam na kolana i wydałam z siebie cichy szloch, po czym wstałam, zabierając ze sobą kamizelkę i zapłakana oraz wściekła wróciłam do domu, gdzie zamknęłam się w swoim pokoju.

*2 tygodnie później*

Siedzę w pokoju już drugi tydzień. Prawie nic nie jem, prawie z nikim się nie widuje, nie chodzę nawet na misje. Jestem strasznie zmęczona oraz bardzo schudłam, codziennie odliczam dni i czekam, czekam na niego, chociaż wiem, że może nie wrócić, ale nie tracę nadziei, nigdy jej nie stracę. Przesiedzę jeszcze tydzień, gdy wtedy nie wróci, nie zwrócę uwagi na swój stan zdrowia, tylko od razu pobiegnę do Konohagakure i nikt mnie nie powstrzyma. 

Usłyszałam kroki, ktoś wszedł do mieszkania. Osoba ta wolno stawiała kroki. To pewnie babcia Chiyo.

Uchyliłam drzwi i wyszłam z pokoju. Spojrzałam w lewo.

Ujrzałam Sasoriego. Czerwonowłosy był strasznie wycieńczony oraz całą rękę miał w bandażach, jednak na twarzy pozostał jego obojętny uśmiech, aby nie pokazać, że jest w złym stanie, lecz ja potrafiłam dostrzec z daleka, że gdy mnie zobaczył, momentalnie lekko uniósł koniuszek ust.

Zaczęłam iść podłużnym korytarzem w jego stronę, on też przyspieszył. Gdy dzieliło nas już niecałe pół metra, spojrzałam w jego oczy, by po chwili ująć jego policzek i przywalić mu z całej swojej siły. Upadł na ziemię, pewnie dlatego, że wrócił z misji, którą nasi rodzice zawalili. Przez pewien moment stałam i się patrzyłam, jak nieudolnie próbuje wstać. Nie udało mu się to, ale ja ukucnęłam i mocno go przytuliłam, szepcząc:

-Już nigdy mnie nie okłamuj i nie odchodź bez słowa, po prostu mnie nie zostawiaj...

XXXXXXXXXXXX

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Dawno nie pytałam co tam u was, więc teraz się zapytam XD 

Dziękuję za wszystkie głosy oraz komentarze. :D





,,Wśród Czerwonej Otchłani''~Sasori x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz