42.

1K 115 27
                                    

W czasie, gdy lizałam się z jakimś patałachem, patrzył się na mnie jakiś osobnik, świdrując mnie wzrokiem. Odepchnęłam Masakiego i spojrzałam w prawo. Stał tam on, patrzył się na mnie beznamiętnie, bez żadnych uczuć, jego orzechowe oczy traciły swój blask. Był taki niewzruszony, jakby się spodziewał, że coś takiego się wydarzy. Ostatnie co widziałam, to jego oddalająca się sylwetka.

-Masaki, puść mnie.

-Tak szybko idziesz?

-Powiedziałam, że masz mnie puścić, muszę iść.

-Jest tak dobrze, zostań jeszcze trochę.- znów się pochylił, aby złączyć nasze wargi.

-Zostaw mnie ty popaprańcu!

Krzyknęłam, a on zdezorientowany się odsunął. Za to ja pobiegłam najszybciej jak mogłam do domu. 

Gdy dotarłam na miejsce wzięłam głęboki oddech i otwarłam drzwi.

-Sasori?

Nie usłyszałam odpowiedzi. Szłam powoli wzdłuż długiego korytarza, mijając po swojej lewej okna. Straciłam kompletnie poczucie czasu, już jest całkiem ciemno. W końcu go zobaczyłam, był w moim pokoju. Opierał się o parapet, patrząc przez otwarte okno na Sune.

-Dlaczego?-spytał beznamiętnie.

-Sasori, ja...

-Dlaczego?!- obrócił się w moją stronę i podszedł.

-Daj mi się wytłumaczyć.

-Z czego mi się będziesz tłumaczyć? Widziałem co widziałem.

Wyminął mnie i zamknął się na klucz w swojej pracowni.

-Sasori! Otwórz!- zaczęłam krzyczeć.

-Idź do swojego pokoju, daj mi spokój.

-Proszę Cię!

-Odejdź!

Obróciłam się plecami do wielkich drzwi, by po chwili zsunąć się po nich plecami do pozycji siedzącej. Nie wiedziałam, że on zrobił dokładnie to samo. Po chwili jednak się zebrałam się, ocierając jedną łzę z policzka i wyszłam z domu. Nie będę się nim przejmować, jeszcze zmarszczki mi wyjdą.

Byłam zdenerwowana i smutna, ale starałam nie okazywać tego po sobie. Poszłam na klify, w miejsce, gdzie znajdowały się duże głazy i zaczęłam w nie uderzać na zmianę pięściami i nogami. Miałam gdzieś to, że jest ciemno i to, że może pojawić się jakiś skorpion. W pewnym monecie poczułam na sobie czyiś wzrok.

-Sasori, jeśli to ty, to się wynoś.

-Nie jestem Sasorim.

-Masaki? Czego chcesz?

-Porozmawiać.

-Idź sobie, wszystko zniszczyłeś.

-Właśnie dlatego przyniosłem Ci cukierki na przeprosiny.

-Cukierkami mnie nie przekupisz.

-A jak powiem, że mam też dango?

-Dango?

-Dango.

Obróciłam się w jego stronę, wzięłam jedną torebkę ze słodkościami i zaczęłam je jeść. On wziął drugą i też rozpoczął konsumpcję.

-Sam robiłeś to dango? Ma taki inny smak, niż te z barów.

-Tak [Imię], smakuje Ci?

-Tak, wiesz co, ja chyba już muszę iść.

-Chcesz iść do domu, gdzie siedzi Twój ex chłopak?

-Kto powiedział że ex?

-To nie zerwaliście?

-Znaczy jest zły, ale nie zerwaliśmy.

-Myślałem, że inaczej się to potoczy.

-Słucham?

-Wiedziałem, że nas obserwuje, miałem nadzieję, że się go w ten sposób pozbędę.

Ja tylko popatrzyłam na niego z odrazą i już chciałam odejść, gdy nagle upadłam na ziemię, nie mogłam się poruszyć.

-C-co ty mi dałeś?

On tylko się zaczął śmiać i przerzucił mnie przez ramię, widziałam tylko oddalające się papierki po cukierkach, po czym straciłam przytomność.

Obudziłam się przygwożdżona do ściany, nogi i ręce były przypięte do niej, a moje przepływy chakry został zablokowane.

-Co tu się...- szepnęłam.

Myślałam, że to jakiś horror, sen, z którego zaraz się wybudzę. Tymczasem drzwi do pomieszczenia się otworzyły.

-W co ty sobie pogrywasz, Masaki?

-Teraz będziesz tylko moja, wyjedziesz ze mną do Kirigakure i tam zostaniemy.

-Słucham?

-Skoro masz być moją żoną, to Ci wszystko wytłumaczę...- przerwałam mu.

-Kim do jasnej cholery? Klepki Ci się poprzestawiały? Wypuść mnie!

-Daj mi dokończyć. Przybyłem tutaj po same informacje, ale zakochałem się w takiej osobie, jak ty. Szczera, otwarta, zadziorna. Nie muszę już zbierać ich więcej, mam Ciebie. W Kirigakure weźmiemy ślub i będziemy tam żyć, zostaniesz pełnoprawną kunoichi Kirigakure.

-Chyba Cię coś boli. Nigdzie się stąd nie ruszam. Jesteś chory psychicznie.

-Pojedziesz, czy Ci się to podoba, czy nie. Jesteś moja i tylko moja.

-Odseparuj się ode mnie. Jak się kogoś kocha to się go nie przygważdża do ściany i do niczego nie zmusza.

-Nie kochasz mnie [Imię]?

-Nigdy Cię nie kochałam.

On do mnie tylko podszedł i próbował pocałować, ale ja zaś ruszałam głową na boki, wyglądałam pewnie jak popaprana. 

-Nie chcesz już? Wcześniej byłaś chętna.

-Wypuść mnie.

-Nie teraz. Tak poza tym, co to za naszyjnik?- wskazał na pewną rzecz, która ochraniała mnie niegdyś przed gniewem Sasoriego.

-Zwykły prezent.

-Od Twojego byłego chłopaka?

-Mojego teraźniejszego chłopaka, to po pierwsze, a po drugie nie od niego.

Widocznie się zdenerwował, zerwał z szyi medalion i rzucił nim z całej siły o ziemię. Ten zaś roztrzaskał się.

-C-co ty zrobiłeś?!??!- po moim policzku poleciały dwie pojedyncze łzy.

-Teraz już nam nic nie przeszkodzi. Wybacz, muszę iść porozmawiać z Kazekage i zgłosić Twoje zaginięcie, mówiąc przy okazji, że pewien chłopak o imieniu Sasori mógł zrobić Ci krzywdę, ponieważ wolałaś mnie niż jego.

-Jesteś nienormalny, okropny!

-Odpocznij troszeczkę, wrócę już niebawem, a za trzy dni wyruszamy.- powiedział i pocałował mnie w czoło.

Wyszedł. Nie wieżę w to, co się dzieje. Mam zostać żoną tego popaprańca? Nigdy!

Sasori... Gdzie jesteś...

XXXXXXXXX

Yo Wisienki!

Mam nadzieję, że rozdział chociaż w 1% przypadł do gustu, teraz czas na naukę.

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze. :D

~Cherryl.

,,Wśród Czerwonej Otchłani''~Sasori x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz