Dnia 8 listopada na świat przyszedł syn Sairiego i jego żony. Nadano mu imię Sasori. Posiadał jasno-brązowe oczy oraz czerwone włosy. Miał również niewątpliwie bladą cerę, która z czasem ciemniała. Nie aż tak widocznie, lecz tak było. (Wiem, bez sensu XD)
Rodzice noworodka byli bardzo szczęśliwi.
*30 października*
-Akira! Witaj w moich progach!
-Co za przywitanie. Przyszliśmy zobaczyć Twojego potomka, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
-Ależ nie! Chodźcie do salonu. Tak w ogóle, kiedy Twoja żona ma termin?
-Wyznaczony 8 listopada. Ale może się też przedłużyć, wiesz jak to jest u innych osób. Nie, że obrażam swoją żonę, ale wiesz skąd pochodzi.
-Tak, tak wiem. A teraz już chodź.
Wszyscy przyglądali się niemowlęciu. Jego włosy przykuwały szczególną uwagę, iż nie były wyblakło-czerwone, jak u jego ojca, ale jaskrawo czerwone. Miały piękny odcień. Jak na noworodka miał już ich sporo. Leżał w kołysce zaciskając swoje malutkie pięści i patrząc się swoimi pełnymi głębi oczami na rozmawiających obok ludzi. Był zainteresowany nimi. Nowe twarze, śmiech i więzi. Gdy usłyszał chichoty sam się również uśmiechnął, powodując przy tym rozczulenie ze strony dwóch kobiet, swojej matki oraz nieznajomej, ciężarnej pani. Niedługo zaś po tym usnął.
-Sairi? Akira? Jesteście obaj?
-Tak mamo. Wejdź, tylko nie obudź Sasoriego.
-Dobrze już dobrze. Tak w ogóle to co tam u was? Jak się czujesz w ciąży dziecko? Źle się czujesz? A może jakieś leki?
-Nie Chiyo-sama. Wszystko przebiega pomyślnie.
-To dobrze. A ty słońce, jak się czujesz po porodzie?
-Mamo, pyta się już mama chyba setny raz. Wszystko już dobrze. Były komplikacje przy porodzie, ale już ból minął.
-Również dobrze.
-Skoro już wszyscy tutaj jesteśmy, zjedzmy razem obiad.
-Z chęcią.
I tak wyglądało spotkanie. Jedno z niestety ostatnich.
*Rok później*
Ósmego listopada żona Akiry poczęła córkę, którą nazwali [Imię]. Opiekowali się nią. Była dla nich oczkiem w głowie. Do czasu.
Akira został wezwany do gabinetu swojego kuzyna, Kazekage. Dostał misję, z której niestety razem ze swoja małżonką nie wrócił. Stali się za to bohaterami wioski. (W 3 części opowiadania o Chiyo jest dokładniej opisana ta misja.)
-Kochanie, nadal wierzysz, że oni wrócą? Minęły już 4 lata.
-Nigdy nie straciłem w to wiary. On żyje. Musi żyć. Idź się przygotuj do zdjęcia, za kilka minut fotograf będzie na placu.
Wtedy, po zrobieni zdjęcia, przybiegli do matki Sairiego shinobi. Jedyne słowo, jakie mężczyzna usłyszał, to było Akira. Niemal od razu pobiegł po kryjomu za nimi.
Zza uchylonych drzwi usłyszał, że jego najlepszy przyjaciel, prawie brat, został zamordowany razem z jego żoną. Informacja ta o nim wstrząsnęła. Popatrzył na swoją dłoń. To nią 4 lata temu uścisnął go na pożegnanie, na misję, z której nie wrócił i już nigdy nie wróci. Podjął się zemsty za nich i chciał ich pomścić. Ruszył z żoną do Konohy, ale zanim to zrobili powiedział kilka słów do swojego pierworodnego syna.
-Słuchaj się babci Sasori. Niebawem wrócimy i znów będziemy wszyscy razem.
-Nie wybrzydzaj przy jedzeniu i ucz się pilnie. Trenuj i stań się wielkim shinobi.
-Dąż do tego z całych sił. Niech to stanie się Twoim życiowym celem.
Później rodzice 5-latka pokiwali do siebie porozumiewająco głowami i ruszyli. Wtedy ostatni raz widzieli swojego syna.
*Sasori POV.*
-Babciu, kiedy wrócą?
-Niedługo Sasori, niedługo.
Zawiedziony poszedłem do swojego pokoju, usiadłem na łóżku i wziąłem do ręki zdjęcie z rodzicami. Popatrzyłem na nie pustym wzrokiem. Moje rozpatrywania przerwała mała marionetka wchodząca do mojego pokoju. Zainspirowała mnie. Przypatrzyłem się jej dokładnie. Była taka.. pociągająca? No coś w ten deseń. Później wyszła, a ja wstałem.
-Sasori!
-Tak babciu?
-Ja muszę iść. Mam spotkanie.
-Dobrze babciu.
-Bądź grzeczny, jedzenie masz w lodówce.
-Hai.
Wyszła. Zawsze wychodzi i nie ma dla mnie czasu. Ale chyba wreszcie znalazłem ukochane zajęcie.
Zacząłem tworzyć marionetki. Chciałem, aby przypominały moich rodziców. Domyślam się już, że nie żyją. Mimo, że mam 5-6 lat myślę, że jestem już na tyle bystry, by to zauważyć. Ale nie mogę się przyznać babci, boję się. Nie wiem czego, ale boję się.
Po części do moich dzieł poszedłem do pracowni babci i wziąłem jakieś stare części. Położyłem je u siebie na biurku i zacząłem pracę po kryjomu. Po tygodniu były już skończone.
-Sasori! Wychodzę!
-Hai.
*Chiyo POV.*
Gdy tylko wyszłam z domu zorientowałam się, że zapomniałam kluczy do mieszkania. Wróciłam się i przypomniałam sobie, że były chyba w moim pokoju. Idąc korytarzem, spojrzałam na uchylone drzwi do pomieszczenia, zwanego pokojem Sasoriego. Zobaczyłam przez szparę, że Sasori stworzył marionetki swoich rodziców i nimi steruje tak, żeby go przytulały. To było zarazem dziwne, jak i imponujące. W krótkim czasie stworzył takie marionetki, będą z niego jeszcze jacyś ludzie.
*Sasori POV.*
Przytulenie. Szkoda, że nie prawdziwe. Ale przynajmniej te marionetki, dadzą mi trochę miłości. Od nikogo jej nie mogę dostać. Od babci, której często nie ma? Czy może raczej od rodziców, którzy nie żyją? Emocje, uczucia... Nie istnieją w moim świecie, a jeśli nawet, to kryją się gdzieś głęboko w moim sercu. Nie mam już nikogo i nie będę miał. Widzę wszystko w szarych barwach. Nie obchodzą mnie inni i ich uczucia. Tak właśnie wygląda życie moimi oczami.... Może jednak kiedyś się przełamię? Nie wiem... moje spojrzenie na świat i oczy do tego nie dopuszczą...
XXXXXXXXXXXXXX
Hej, tak dzisiaj krótko i na temat. Zanim poznacie dalszą część, gdzie bohaterka ,,mówi pewną rzecz Sasoriemu'' napiszę 2 części o jego spojrzeniu na świat od samego początku. Kończymy na 6 latku. Jeszcze 10 lat do opisania w skrócie w jednym rozdziale, więc będziecie mieli co czytać XD A teraz, dziękuję za gwiazdki i komentarze. Niektóre rozbrajają i cieszę się za każde miłe słowo zawarte w nich ^^
CZYTASZ
,,Wśród Czerwonej Otchłani''~Sasori x Reader
FanfictionMoja pierwsza opowieść na wattpadzie dotycząca serii anime ,,Naruto''. Tym razem [Imię] poznaje czerwonowłosego chłopaka, który wpędzi ją w niezłe tarapaty, ratując jej przy tym życie. Miłego czytania :D