Narhaniel
- Nathaniel... myślałam już, że nie przyjdziesz.
- Przeciągnęło się w pracy... - mruknąłem nerwowo zaciskając dłonie – A to jest...
- Kastiel – uśmiechnęła się szeroko gestem zapraszając nas do środka – Jak ja dawno cię nie widziałam. Rodzice wciąż za granicą? Jak ci się mieszka z Nathanielem? A jak idzie w pracy? Na pewno musi ci być ciężko tak całkiem samemu... - Kobieta nie dała dojść mu do słowa, zasypując go pytaniami – Ale o tym później. Wchodźcie, wchodźcie. Na dworze jest strasznie zimno – uśmiechnęła się szeroko, niemal siłą wciągając nas do wnętrza. Już nie było odwrotu. Z trudem przełknąłem ślinę, zaschło mi w gardle. – Ach, zostawiłam rybę na patelni. Rozbierzcie się i rozgośćcie w salonie – zawołała i nim cokolwiek odpowiedzieliśmy, zniknęła za rogiem.
Spojrzeliśmy po sobie z lekkim uśmiechem. Mama zawsze była roztrzepana. Kobieta żyła w całkiem innym świecie .Z jakiegoś powodu uspokoiło mnie to, że nic się nie zmieniła. Kas wydawał się równie poddenerwowany co ja, chociaż naprawdę dobrze się z tym krył. Gdybym nie znał go od dawna, pewnie dałbym się nabrać na ten pewny siebie uśmiech. Schował dłonie w kieszenie, zawsze tak robi, gdy nie może zapanować nad ich drżeniem. Był w zdecydowanie gorszej sytuacji niż ja. To moja rodzina, oczywiste, że chciałby dobrze wypaść. Ale to wszystko było odrobinę zbyt skomplikowane, całkiem inne niż gdybym przyprowadził ze sobą Melani lub ... Zaskoczony pokręciłem głową. Dlaczego ze wszystkich kobiet, akurat ona pierwsza przyszła mi do głowy?
- Wszystko w porządku? – drgnąłem niespokojnie, gdy Kastiel nachylił się nade mną. Martwił się o mnie. Zrobiło mi się wstyd za własne myśli. Kiedy on zastanawia się jak załagodzić to wszystko, ja zastanawiałem się jakby to było, gdybym przyszedł z kimś innym. Byłem okropny.
Odwiesiliśmy kurtki na wieszaku i mało chętnie, zmieniliśmy buty na, wcześniej przygotowane, miękkie papcie. Z salonu rozbrzmiewały już kolędy, Amber kończyła rozkładać sztućce. Nuciła wesoło pod nosem. Urwała jednak gwałtownie, jak tylko nas zobaczyła. Na jej twarzy odmalowało się tak wielkie zdumienie, że gdyby nie zimowa pora, mogłaby połknąć muchę.
- Też się cieszę, że cię widzę – Kastiel pierwszy przerwał niezręczną ciszę, swoim zwykłym, kpiącym stylem.
- To chociaż ty – burknęła nieżyczliwie odkładając ostatni nóż na miejsce. Ściskała go tak długo, że przez moment, przez moją głowę, przemknęła myśl, że byłaby wstanie rzucić nim w nas. Nie był on zbyt ostry, ale tu chodziło o intencję a nie o czyn. Dziewczyna była zła, ale raczej spodziewała się, że nie będę sam. Na stole były cztery komplety... chyba, że spodziewali się jeszcze innego gościa – Ale skoro już tu jesteś. Idź do piwnicy po drewno. Przydasz się do czegoś i rozpalisz w kominku.
- Ja pójdę – westchnąłem zastanawiając się czy na pewno dobrze zrobiłem przychodząc tu.
- Nie, ty pomożesz nam w kuchni – odparła twardo krzyżując dłonie na piersi.
- Wam? W kuchni? Ilekroć się do niej zbliżałem, gdy byłyście tam we dwie, wyrzucałyście mnie z krzykiem. Nie bądź dziecinna. Pójdę i...
- Wiem gdzie jest piwnica. Poradzę sobie z tym zadaniem – Kastiel przerwał mi ściskając moje ramię uspokajająco – Idź i pomóż swojej Mamie. Ja rozpalę w kominku.
- Nie musisz tego robić – mruknąłem, ale nie było sensu mu tego wybijać z głowy. Wiedziałem, że nie chciał żebyśmy się kłócili, na pewno nie w dzień taki jak ten. – To w czym mam wam pomóc? – Zwróciłem się do niej, gdy zostaliśmy sami.
- Poprzynosisz dania i rozstawisz je na stole.
W kuchni było gorąco, mimo uchylonego okna. Dziewczyna obładowała mnie talerzami, jakby uważała, że mam doświadczenie z kelnerowania. Chwiejnym krokiem ruszyłem do salonu, nagrzane naczynia parzyły mnie przez materiał błękitnej koszuli. Kastiel pośpiesznie zrzucił drewno i ruszył mi z pomocą, uwalniając z nadmiaru półmisków.
- Daj, pomogę ci. – Czerwona koszula doskonale mu pasowała. Lubiłem, gdy ubierał się elegancko. Wyglądał wtedy niebywale pociągająco. – Mmm, nie pożeraj mnie tak wzrokiem. Jesteśmy w gości – upomniał mnie, mrucząc do mojego ucha. Zarumieniłem się nieznacznie odstawiając jedzenie na stół. Objął mnie w tali, kontynuując –Musisz poczekać, aż...
- Puszczaj go – drgnęliśmy. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem by Amber mówiła w taki sposób. Jej ton był przepełniony pogardą i obrzydzeniem. – Łapy precz od mojego brata – warknęła odpychając Kastiela.
- Amber... - zacząłem, ale gwałtownie mi przerwała.
- Nie! Żadna „Amber"! – zawołała stając na wprost mnie – Mamy święta! To nie czas na to „wszystko" – zamachała dłonią w nieokreślonym kierunku, ale zrozumiałem, że chodzi jej o Kastiela – Nie chcę, aby Mama się o tym wszystkim dowiedziała. Z pewnością nie dzisiaj!
- Przecież to ty nas tu zaprosiłaś – Kastiel prychnął kpiąco opierając się o stół.
- Nie odzywaj się – syknęła ostrzegawczo – Ciebie nawet nie powinno tu być! To jakieś cholerne nieporozumienie! To wszystko... - zamilkła tak nagle. Myślałem, że w końcu ugryzła się w język.
Oszołomiony jej wybuchem, powędrowałem wzrokiem w punkt, w który się wpatrywała.
- Czemu się kłócicie? Co się stało? – Mama stała w progu w jeszcze większym szoku niż byłem sam – Musicie się kłócić w dzień taki jak ten? – zapytała nie kryjąc wyrzutu – Tak rzadko się zdarza, że jesteśmy wszyscy w komplecie. Czy nie możemy miło spędzić tego czasu?
Amber zawstydzona spuściła wzrok. Sam również miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Ten wieczór zapowiadał się doskonale. Sam nie wiedziałem co mnie podkusiło, by tu przychodzić.
******
CZYTASZ
Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2
Random"Bo samotność moje imię nosi" ~ Życie bez drugiej połówki jest ciężkie, smutne i czasami nawet nie do wytrzymania. Wszystko się zmienia wraz z upływem czasu, na to nic poradzić nie można. Starzejemy się z każdym dniem i nim się obejrzymy kończymy po...