Sylwestrowy Dodatek cz.2

64 4 1
                                    


Nathaniel

Podróż przebiegała dość mozolnie, nigdy nie lubiłem jeździć samochodem. Próbowałem znajdować sobie przeróżne zajęcia, nic nie pomagało. Czytanie mi nie służyło, zaraz zaczynała boleć mnie głowa i zbierało mi się na mdłości. Bezsensowne patrzenie na zewnątrz szybko mnie nudziło. Liczenie mijanych samochodów irytowało. Dostrzegałem tylko, jak szybko zmieniały się otaczające nas rejestracje. Byliśmy coraz dalej od domu, a wciąż nie mogłem go zapytać o to, gdzie mnie wywozi. Kas nucił wesoło w rytm radia, gdy ja starałem się szkicować w notesie. Nie przynosiło to pożądanych rezultatów, każda nierówność drogi odbijała się na papierze. Z ciężkim westchnięciem oparłem policzek o dłoń obserwując niebo. Był dziś naprawdę piękny dzień, niewiele chmur pływało po błękicie. Słońce odbijało się od oszronionych dróg, musiałem zmrużyć oczy. Im dłużej miałem je zamknięte, tym bardziej błogie uczucie mnie ogarniało. Aż wreszcie...

- Nat?

Gwałtownie wyprostowałem się pod ciepłą dłonią Kastiela. Skrzywiłem się uderzając głową w podsufitkę, czym zasłużyłem sobie na cichy śmiech mężczyzny. Zgromiłem go wzrokiem, zaraz rozglądając się po nieznajomym otoczeniu. Czy ja zasnąłem? I to musiałem spać bardzo długi czas lub nawiedziła nas naprawdę potężna śnieżyca, żeby tak drastycznie zmienić krajobraz.

- Jesteśmy na miejscu – z szerokim uśmiechem rozpiął mnie z pasów.

- Okej – zażenowany nie spojrzałem w jego kierunku.

Spróbowałem wyskoczyć za drzwi, gdy Kastiel zatrzymał mnie za ramię. Dość zirytowany zmierzyłem jego palce zaciśnięte na mojej szarej bluzie. Czerwono włosy sięgnął po coś na tylne siedzenie, nadal nie pozwalając mi się ruszyć.

- Myślę, że przydadzą ci się buty – powiedział podając mi czarne kozaki. – Chyba, że naprawdę wolisz dreptać po śniegu w samych skarpetkach.

Z prychnięciem wyrwałem mu moje obuwie i już byłem na zewnątrz. Zimne powietrze natychmiast mnie wybudziło chwytając nieprzyjemnie za płuca. Oniemiały rozejrzałem się po zaśnieżonym krajobrazie. Z każdym krokiem tonąłem coraz mocniej i mocniej w śniegu, aż miałem go powyżej kolan. Czy my przypadkiem nie przenieśliśmy się do Narni? Kompletnie nic tu nie było, poza dwiema drewnianymi chatkami umiejscowionymi wśród drzew.

- Co do... - urwałem czując, jak coś lodowatego uderzyło w tył mojej głowy.

Niepewnie przejechałem palcami, żeby poczuć pod nimi śnieg. Przeszły mnie niekontrolowane dreszcze, gdy substancja wpadła pod mój kołnierz.

- Orient, Braciszku!

Roześmiana Blondynka uformowała kolejną kulę śnieżną celując wprost we mnie. Nie wierzyłem, że mogłaby to zrobić. Do rzeczywistości sprowadziło mnie nieprzyjemne szczypanie na twarzy. Mój nos nadział się na kulę, jakby był to czerwony nos klauna. Zirytowany otrzepałem się. Amber nigdy nie należała do najbardziej dojrzałych osób, w moich oczach już na zawsze pozostanie wrednym smarkaczem, choćby miała ósemkę dzieci, wnuki i zmarszczek więcej, niż suszona śliwka. Zanurzając dłonie w lodowaty puch, nie zawahałem się nawet sekundy. Ten, kto ma rodzeństwo, doskonale wie, jakie zasady panują: Oko za oko, ząb za ząb.

- Spokój! – Zawołał Kary, gdy nasza wojna rozpoczęła się na dobre. – Nie przyjechałem tu niańczyć dzieci!

- To zacznijmy od tego, że nie powinieneś był zaczynać umawiać się z dzieckiem – sprostował go Kas kończąc przenosić nasze bagaże do jednego z domków.

- A chcesz, żebym przejrzał samochód ultrafioletem? – Zagroził niezachwycony komentarzem Kastiela.

- Ciężko będzie ci znaleźć nowe ślady, pomiędzy własnymi – wzruszył ramionami zamykając bagażnik.

Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz