Zapach słońca #35

246 16 1
                                    


Kastiel

Od kilku dni śnieżyło. Nasz mały, romantyczny śnieg zamienił się w wielką śnieżycę. Cały kraj drżał i był sparaliżowany nagłą zmianą klimatu. Osobiście uważałem, że skoro kalendarzowo przyszła zima, to powinno się mieć kupione opony zimowe. Teraz, gdy śnieg w końcu spadł, głupie wymówki, typu „Ale kto by się spodziewał " są po prostu durne. Co roku jest śnieg, nawet jeżeli niekoniecznie w zimę. Ale zawsze jest. I zawsze są te same problemy. Mnóstwo wypadków, korki i wymówki tych, którzy po prostu chcieli zaoszczędzić. Nie możesz podjechać pod górkę na letnich oponach? Życie! Było kupić zimowe albo chociaż sezonówki. Byłem chory słuchając lub czytając gorące wiadomości w Internecie. Co odświeżyłem stronę, kolejne rozbite auto.
Wzdychając ciężko, opadłem na sofie obok Nathaniela. Ostatnio ciągle spał, a mimo tego cienie pod jego oczami nie malały ani odrobinę. Zastanawiało mnie, o czym tak intensywnie myśli, że nie może nawet spokojnie się wyspać. W ostatnich dniach był nawet bledszy, jeżeli to w ogóle możliwe.
- Nat – szepnąłem mu do ucha odgarniając mu włosy z czoła.
Chłopak wymruczał coś niezrozumiałego, krzywiąc się przy tym zabawnie. Musnąłem ustami jego policzek, nieśpiesznie kierując się w stronę ust. Lubiłem domową wersję Nathaniela. Bez sztywnego krawata, wyprasowanej w kant koszuli. A w wygodnej, zwykłej koszulce i dresowych spodniach. Ten rodzaj ubrań zdecydowanie stawiał mniejszy opór, gdy dochodziło do spraw ważnych. Z lekkim uśmiechem, wsunąłem dłoń pod jego koszulkę. Skórę miał ciepłą, zachęcającą do dalszych pieszczot. Zamruczałem z zadowolenie, gdy objął mnie wokół szyi. Rozespany, domowy Nathaniel był najlepszy. Zostawiłem delikatną malinkę we wgłębieniu między szyja a ramieniem. Podciągnąłem jego koszulkę, całując nieśpiesznie jego pierś. Głaskałem leniwie jego boczki, zbliżając się coraz bardziej do mocniej interesujących mnie sfer. Im dłużej go pieściłem, tym bardziej podobały mi się odgłosy, które wydawał.
- Nawet nie otworzyłem jeszcze dobrze oczu, – mruknął ziewając przeciągle – a ty już mnie maltretujesz?
- Nie maltretuje – prychnąłem gryząc zaczepnie jego sutka – twoje ciało reaguje bardziej entuzjastycznie niż ty.
- A jak ma nie reagować jak je drażnisz – westchnął odrywając moją głowę od swojej piersi .
- Ech, jestem taki samotny, a ty nawet nie dasz mi się nacieszyć własnym ciepłem?
- Tylko, że to zawsze kończy się w ten sam sposób. Ja, głupi jeden, uwierzę w twoją samotność, a ty zdejmiesz mi spodnie i do końca dnia tego i pewnie następnego, nie będę mógł usiąść.
- Brzmi jak bardzo dobry plan – zaśmiałem się, gdy pochylił się by mnie pocałować – Teraz nawet mogę uznać, że dostałem zachętę – wymruczałem ochoczo odwzajemniając pocałunek.
- Na bardzo dobry plan – wyszeptał uwodzicielsko zaraz bezlitośnie szczypiąc mój policzek – ale na inny raz. Widzę, że zaparzyłeś herbaty?
- Później zaparzę jeszcze raz, nie ma co przerywać...
- Nie bądź głupi, chyba po to mnie budziłeś, co?
- Zmieniłem zdanie – uparcie przylgnąłem do jego ciała muskając jego dolną cześć ciała – i ta strona jest bardziej zainteresowana tym tematem niż herbatą – zauważyłem triumfalnie kładąc dłoń na jego kroczu.
- Dopiero co się obudziłem – rzucił obronnym tonem próbując uwolnić się od mojego ciężaru – nie możemy zostawić tego na później?
- „Później" mówisz od dobrego miesiąca – warknąłem z niezadowoleniem, gdy zaczął mnie od siebie odpychać – a przecież widzę, że też jesteś w nastroju.
- Kas...
- Tss, dobra – syknąłem wracając do pozycji siedzącej.
Nie miałem zamiaru ukrywać swojego rozczarowania, aczkolwiek Nat chyba niewiele sobie z tego robił. Nawet na mnie nie patrzył, co rozdrażniło mnie jeszcze bardziej. Najwyraźniej w tym związku tylko ja miałem swoje potrzeby.
- Ta herbata pachnie jak słońce! – zawołał nagle ożywiony.
Zaskoczony jego niespodziewaną radością, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Nie zrażony ujął filiżankę, prawie mocząc w niej nos.
- Narzekałeś ostatnio, że brakuje ci słońca – zauważyłem siadając bokiem do niego – więc stwierdziłem, że ci go trochę zaparzę.
Uśmiechnąłem się szeroko, widząc zachwyt w jego oczach. Niemal mogłem zobaczyć jak tryskają z nich iskierki.
- Ale jak to możliwe? Przecież to tylko herbata.
- Ponieważ to tylko herbata – wzruszyłem ramionami sięgając po swoją filiżankę – a każda herbata skrywa w sobie swój mały sekret. Ta nie jest wyjątkiem. Zamknij oczy i wczuj się. Jestem pewien, że sam znajdziesz odpowiedź.
Nathaniel zwlekał niepewnie na mnie zerkając. Zamknął oczy z powątpieniem wymalowanym na twarzy. Z zadowoleniem rozsiadłem się wygodnie popijając złocisty napar. Fakt, że pachniała słońcem wcale nie był niezwykły. Wiele herbat tak pachnie, po prostu w naszym nowoczesnym, szybkim życiu nie mamy dość czasu usiąść i się delektować szczegółami. Powód, dla którego wybrałem akurat te liście, bo zapachu słońca miały w sobie najwięcej. Liście te zbierane były z najwyżej położonego miejsca w Cejlon, ok. 2000 m. n.p.m. Gdy zamknie się oczy i pozwoli by otoczyła nas przyjemnie delikatna woń, powinniśmy być wstanie dostrzec krzewy herbaciane gęsto porastające stoki cejlońskich wzgórz skąpanych w słońcu. Jednak to nie jedyne co można poczuć. Im dłużej się delektujesz, to nawet przy ostatniej kropli możesz wyczuć delikatny posmak kwiatów. Ta czarna herbata ma lekko orzeźwiający smak, tak jakby potrafiła odsunąć od ciebie wszystkie otaczające problemy. Na ten moment, wszystko przestaje się liczyć.
- Sam nie wiem – westchnął z rezygnacją – Czuję, że znam ten zapach, ale nie umiem go określić.
- Bo to zapach słońca – roześmiałem się mierzwiąc mu włosy – nie możesz go podzielić na osobne segmenty.
Nat wpatrywał się w głąb filiżanki, co jakiś czas okrężnym ruchem mieszając naczyniem w powietrzu. Bawiło mnie z jaką uwagą studiował coś, co naprawdę nie kryło w sobie żadnej głębszej tajemnicy. Nie można określić zapachu słońca, jest to coś co robimy automatycznie. Jak gdy trzymamy w dłoniach arbuz czy też pomarańcze. Pachną one słońcem, mimo że ich zapach różni się od siebie. Po prostu umiemy odróżnić od siebie produkty naświetlone dużą ilością światła naturalnego od tych, które nie są. Nie ma to żadnej konkretnej nazwy, niezależnie jak bardzo będziemy chcieli ją znaleźć.
- Zrobiłeś to specjalnie, – odparł odchylając głowę na zagłówku – dałeś mi zagwozdkę.
- Chciałem tylko żebyś się zrelaksował – gdybym wiedział, że stanie się na odwrót, to zrobiłbym swoje, a i tak wyszło by na swoje – To nie moja wina, że potrzebujesz wszystko nazywać. Nie możesz przyjąć tego w tej postaci?
- Oczywiście, że mogę. – szepnął uśmiechając się pod nosem – Ale co to by była za zabawa?
- To się nazywa relaks. Słyszałeś kiedyś o tym? – zakpiłem przyciągając go do siebie – Czy może powinienem nauczyć cię od podstaw?
- Ej ...! Bo zaraz rozleję! – zawołał próbując uwolnić się od moich natarczywych pocałunków – Doskonale znam ten twój pomysł na „relaks". I już mówiłem, że to nie pomysł na dziś. Pozwól, że opuszczę tym razem ten wykład.
- Wagarujesz? Nathaniel, który wagaruje? Oddaj tę herbatę, szybko! Chyba ci zaszkodziła. Jestem w szoku po tym co usłyszałem.
- Ja jestem w szoku, że możesz być tak natarczywy.
- Podbijam. Jestem w szoku, że tak długo możesz mnie odrzucać.
- Sprawdzam. Jak długo dasz radę, jeszcze się wstrzymywać?
- Nie gramy w pokera – warknąłem szczypiąc jego boczek – poza tym, co to miało znaczyć? Próbujesz znaleźć moją granicę?
- Już dawno nauczyłem się, że nie masz żadnych granic...
- Ty...!
- Ale w sumie nie o to chodzi. Po prostu nie mam teraz ochoty.
- To nie tak, że do czegoś cię zmuszam – westchnąłem przeczesując włosy – bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie masz ochoty, to nie. To nie jest jakiś obowiązek... tylko mam wrażenie, że unikasz mnie z całkiem innego powodu.
- Bo zachowujesz się gorzej niż matka nastolatka? Samodzielnie nie wypuszczasz mnie nawet do sklepu.
- I niby mam uwierzyć, że o to chodzi? Nat, może i nie będę miał wyższego wykształcenia, ale nie traktuj mnie jak idioty. Chodzi o Amber?
- Od świąt nie minął przecież miesiąc – zakpił kończąc swoją herbatę.
- Od świąt może nie, ale od czasu, gdy zaczęliśmy się kłócić czy jej powiedzieć czy nie, to minął.
Mrużąc na mnie oczy odstawił filiżankę na ławę.
- Nawet jeżeli tak, to co?
Zaskoczony jego słowami, nie wiedziałem co odpowiedzieć. Liczyłem raczej, że będzie szedł w zaparte. Nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji. Od samego początku czułem, że ta sprawa długo będzie między nami psuć relacje, ale szczerze, nie miałem pomysłu jak na to zaradzić.
- Jutro wracamy do pracy – przypomniałem nachylając się by lepiej spojrzeć mu w oczy. Źrenice mu się zwęszyły, tak jakby uważał, że go zaatakuję – Więc tak czy siak, musielibyśmy zacząć tę rozmowę.
- Jaką rozmowę? – bez mrugnięcia okiem udawał głupiego. Nie byłem pewien czy się cieszyć czy nie.
- Doskonale wiesz o czym mówię – warknąłem tracąc odrobinę cierpliwość – Te wydarzenia wisiały nad nami jak fatum przez cały nasz wolny czas. Zaraz kończymy urlop, a nic sobie nie wyjaśniliśmy.
- A mamy co wyjaśniać – westchnął przyciskając dłoń do prawej skroni – Amber odkryła nasz związek, zaczęła dramatyzować i wymyślać jakieś dzikie akcję. Mylę się? – warknął patrząc na mnie chłodno spod zmrużonych powiek.
- Nie mylisz –czułem jakby atakował mnie tym pytaniem– ale mam wrażenie, że chcesz mnie o coś zapytać... albo że chociaż chcesz się czegoś upewnić.
- Czego niby?
Teraz byłem pewien, ze ta sprawa wcale nie pozostała bez odzewu. Amber miała bardzo silny wpływ na swojego brata, w końcu byli sobie bardzo bliscy. Przez cały ten wolny okres, nie rozumiałem dlaczego o nic mnie nie zapytał. Nie chciał żadnych tłumaczeń, wyjaśnień... nie chciał nawet słyszeć, że ta sytuacja miała kiedykolwiek miejsce, tak jakby te święta wcale się nie wydarzyły.
- To co Amber wtedy powiedziała... nie męczy cię to?
- A powiedziała prawdę?
- Oczywiście, że nie! Dlaczego niby miałby tak zrobić?
- To po co brniesz w ten temat? – warknął wstając – Jeżeli to nie była prawda, po co chcesz o tym rozmawiać?
- By mieć pewność, że wiesz, że to nieprawda – mruknąłem chwytając go za nadgarstek, zdecydowanie nie podobała mi się ta sytuacja – ale twoje zachowanie wcale nie świadczy o tym, że wiesz.
- Bo nie wiem! – zawołał uwalniając swoją dłoń – Skąd niby miałbym wiedzieć? Nie mam ochoty o tym wszystkim myśleć, mam wystarczająco innych problemów. Ty mi teraz powiesz, że to nieprawda. Amber powie, że prawda. I co? Dwa różne zdania na temat jednej historii od dwójki ludzi, którym ufam najbardziej. I co teraz powinienem zrobić?
- Zapytać osoby trzeciej – odparłem krzyżując ramiona – Zapytaj u samego źródła.
- Proponujesz mi spotkanie ze swoją siostrą? – uśmiechnął się kpiąco masując skroń – Świat stanął na głowie. Nie spodziewałem się dożyć tego dnia.
- Nie mam nic do ukrycia, a chcę mieć pewność, że poznasz prawdę. Kana mnie nie lubi, więc nie ma powodu by kłamać na moją korzyść.
- Świetnie – syknął marszcząc brwi – to mój wymarzony sposób na spędzenie ostatniego wolnego dnia. Wieczór z rodzeństwem, z którymi spałem.
- Nikt ci nie kazał z nią spać.
- Nikt ci nie kazał być dupkiem – odgryzł się wychodząc do przedsionka – jak ma cię to uszczęśliwić, to chodźmy od razu. Wiesz w ogóle, gdzie ona teraz mieszka?
- Wiem – mruknąłem pochmurniejąc. To też nie był mój wymarzony sposób na spędzenie tego wieczoru, ale jeszcze mniej chciałem by to się za nami ciągnęło.
Czułem, że to wcale nie jest dobry pomysł. Ale była to ostatnia deska ratunku. Mogłem tylko liczyć na to, że Kana nie skłamie po to by mi dokopać. Może nie byliśmy sobie bliscy, ale chyba miała w sobie na tyle przyzwoitości by powiedzieć prawdę? Gdyby to nie było konieczne, wolałbym nigdy więcej jej nie widzieć, a z pewnością, żeby Nathaniel jej nie spotkał.
Wzdychając ciężko narzuciłem na siebie kurtce i nim zdążył zaprotestować, pomogłem mu się przygotować.
- Niedługo się zagoi i się ode mnie uwolnisz.
- Nie chcę się od ciebie uwalniać. Chcę żebyś przestał traktować mnie jak dziecko czy też inwalidę. Sposób w jaki mnie we wszystkim wyręczasz jest dość żenujący. – zamarudził posłusznie siadając na szafce na buty.
- Gdybyś nie jęczał, że nie masz ochoty, szybko byś się przekonał, że wcale nie traktuję cię jak dziecko – szepnąłem zaczepnie kładąc dłonie na jego udach. Z tej pozycji cokolwiek bym nie powiedział, wszystko brzmiałoby dwuznacznie, nawet nie musiałem się starać.
- Buty jestem wstanie sam zakładać – syknął czerwieniąc się po same uszy – Poza tym zobaczymy po rezultacie rozmowy – dodał już znaczniej ciszej, nie patrząc mi w oczy.
- Zatem załatwmy to jak najszybciej! – zawołałem podciągając go na równe nogi.
Nat pokręcił z dezaprobatą głową, nic nie odpowiedział.

Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz