#9 Jestem winny

1.4K 166 12
                                    

       

- To żenujące – westchnąłem, odwracając się na pięcie.
- Ca takiego?
- To że mam zamiar pójść do niego – odpowiedziałem bez namysłu, czując po raz kolejny dziś gorąc na twarzy.
- To chyba oznaka zdeterminowania. To dobrze, że masz zamiar walczyć o ten związek – delikatna nuta rozbawienia wkradła się do jego głosu – ale pamiętaj, żeby nie przesadzić. Nie możesz go do niczego zmusić. Jeżeli nie będzie chciał, będziesz zmuszony odpuścić – spoważniał przeczesując wolną dłonią srebrne włosy, w drugiej trzymał białą reklamówkę, która szeleściła z każdym jego ruchem. Spojrzałem na nią pytająco, na co tylko się uśmiechnął – Leo z dziewczyną zrobił świetną kolację, więc stwierdziłem, że chętnie ze mną zjesz.
- A co jakby nie było mnie w domu ? – zapytałem zakładając ramiona na pierś.
- Zjadłbym sam siedząc pod twoimi drzwiami – wzruszył ramionami, kierując się na klatkę schodową – Poza tym tak czułem, że będziesz.
- No tak – przyznałem mu rację – no bo gdzie mógłbym pójść?
Nie dając mu czasu na odpowiedź, pchnąłem go do środka, wprowadzając do mieszkania. Nie panował tam jakiś szczególny bałagan. Wyglądało po prostu jakby nikt tu nie pomieszkiwał od jakiegoś czasu. Kurz obejmował wszystkie meble, przecież i tak korzystałem tylko z łazienki i łóżka. Garnki w dalszym ciągu leżały nieruchomo, tak jak je zostawił blondyn. Nie były mi teraz do niczego potrzebne, wystarczał czajnik i mikrofala. Zostałem miłośnikiem gotowych dań.
- Spodziewałem się gorszych widoków, a tu nawet czysto jest – stwierdził od razu kierując się do kuchni.
- Może byś tak buty ściągnął? – zawołałem za nim, wieszając nasze kurtki na krzywych haczykach, które sam przybiłem do drzwi na prośbę Nathaniela ...
- Jasne, jasne – odpowiedział tylko wyciągając talerze. Nie spojrzał na mnie, mimo że piorunowałem go wzrokiem, obserwując jak nakłada na talerze duże porcje spaghetti ociekające sosem pomidorowym i mięsem mielony. Ten widok przyprawił mnie o mdłości, chociaż wiedziałem, że jestem głodny. W brzuchu mi burczało coraz głośniej, niecierpliwiąc się przez dźwięk nastawianej mikrofalówki – W takim razie łap – zanim zdążyłem zareagować jego czarne trapery uderzyły mnie w kolano i łydkę.
Prychnąłem gniewnie, układając je przy swoich. Srebrnowłosy nic sobie z tego nie robił w dalszym ciągu pochłonięty przygotowaniem posiłku. Otwierał półki nad swoją głową, krzywiąc się kiedy nie mógł znaleźć tego czego chciał.
- Gdzie masz herbatę? – zapytał w końcu rezygnując z poszukiwań.
- Nie mam.
- Nie żartuj – burknął przetrzepując inne szuflady – Zawsze miałeś jej pełno...
- Już nie – warknąłem zamykając mu przed nosem ostatnia szafkę.
Zesztywniał zaskoczony z dłonią zaciśniętą na mojej. Nie spojrzał na mnie, zostawiając czerwone ślady na mojej skórze, która stała się bledsza niż w zwyczaju miała. Jego palce drgnął, muskając zarysowanie, które przed chwilą stworzył. Przechodziły mnie dreszcze, miał chłodne ręce. Czułem jak gęsia skórka rozchodzi się po moim kręgosłupie, niemal paraliżując. Serce mi przyśpieszyło, kiedy stanął przodem do mnie. Miał minę taką jak zawsze. Zamyśloną, trochę rozmarzoną, jakby nie był świadom całej sytuacji. Tylko jego oczy przybrały inny wyraz, zdawały się przypatrywać Mi uważniej niż dotychczas, ignorując świat w swojej głowie, gdzie zazwyczaj uciekał przed wszystkimi.
- Mikrofala brzęczy, może się przesuniesz? – tym pytaniem wyprowadził mnie z zadumy.
Przepchnął się obok, zanim zdążyłem zareagować cieleśnie, wyciągając parujące talerze. Szybko postawił je na stoliku, dmuchając na poparzoną skórę. Zapach świeżego sosu bolognese wypełnił całą kuchnie. Cały dzień nic nie jadłem, a teraz zamiast czuć potrzebę, miałem wrażenie, że skóra mnie lekko mrowi, a gdzieś tam rozum krzyczy „Zjedz!", kiedy zaciśnięty żołądek błagał „Zostaw!". Miałem ochotę zwymiotować.
Tani, czarny stolik miał wiele plam, których po prostu nie chciało mi się zmywać.
Lysander czuł się nad wyraz swobodnie w moim mieszkaniu. Zajrzał do lodówki, wyciągając z niej dwa piwa, które leżały tam już jakiś tydzień. Nie mam głowy do picia.
- Wróć do życia – mruknął niezbyt głośno, popychając mnie lekko ku stolikowi, otwierając jedną z puszek.
Usiadłem naprzeciwko niego. Mebel nie był za duży, tylko pięćdziesiąt na sześćdziesiąt centymetrów, idealnie by pomieścił to co trzeba. Świetnie pasował do kawalerki.
- Trochę późno jak na kolację – stwierdziłem, odsuwając parujący posiłek – To niezbyt zdrowe jeść o takich porach – ziewnąłem i wskazałem na zegarek koło lodówki, który wybił już wpół do północy.
- Od kiedy ci to przeszkadza? – uniósł zaskoczony brwi, wycierając przy tym usta ubrudzone sosem w białe serwetki, które chwilę temu postawił.
- Po prostu nie jestem teraz głodny – skłamałem, na co mój brzuch od razu zareagował, wydając głośny odgłos niezadowolenia.
Chłopak z lekkim uśmiechem wpatrywał się we mnie wyczekująco, przez co tylko odwróciłem wzrok.
- Nie bądź taki uparty – parsknął nabierając trochę makaronu na widelec, który skierował w moją stronę – Powiedz „Aaaa"
- Nie wygłupiaj się – warknąłem odsuwając głowę – Nie jestem babą.
- Otwórz dziubka – nie dawał za wygraną.
Czując rosnący skurcz żołądka, przełamałem się. Kiedy otwierałem usta, usłyszałem za plecami trzaśnięcie. Z niepokojem odwróciłem się w kierunku dźwięku, wyciągając z ust widelec, który jeszcze chwilę temu trzymał Lysander. Nie powiem, żebym był zadowolony z tego co zobaczyłem.
- Wybacz, że wam przerwałem – powiedział blondyn z zaciętym wyrazem twarzy.
Przyglądał nam się kilka sekund z zaciśniętymi wargami, w końcu wychodząc tak jakby nigdy nic, nie dając mi nawet szansy na wytłumaczenie.
Sparaliżowany nie wiedziałem co zrobić. Srebrnowłosy wypuścił głośno powietrze, odchylając się bardziej na krześle. Zdawał się zażenowany tą sytuacją, jednak nic mi nie powiedział, kiwnął tylko głową w kierunku wyjścia.
W myślach miałem pustkę, ale na szczęście moje ciało zareagowało znacznie lepiej niż umysł.
Momentalnie zerwałem się z miejsca, wciskając na siłę buty, które pierwszy raz od kupna stawiały mi opór. Tracąc cierpliwość zbiegłem ze schodów, widząc jak daleko zaszedł już Nathaniel. Miałem niezawiązane sznurówki, plątały mi się pod stopami, wyprowadzając z równowagi. Powietrze piekło w moich płucach, a woda z rozpuszczającego się powoli śniegu, przemoczyła nogawki czarnych spodni. Ciężko dysząc chwyciłem za kołnierzyk szarego płaszcza. Z wściekłością w oczach zamachnął się, próbując odepchnąć mnie od siebie.
- Nie dotykaj mnie ! – krzyknął, wyrywając się, przez co ostatecznie zdjął płaszcz – Po cholerę za mną wyleciałeś? – nie potrafił ukryć drżenia spowodowanego nadmiarem emocji – Czego ty ode mnie teraz chcesz?! – miałem wrażenie, że powoli mogę czytać z niego jak z otwartej księgi. Każde drobne poruszenie ciałem, mięśniem... znałem go tak długo, a jednak nadal nie potrafiłem z nim rozmawiać. Mimo że widziałem tak wiele objaw, ani razu się nie zastanowiłem, nie potrafiłem, a może nawet nie chciałem.
Zacisnąłem mocniej pięści na jego kurtce. Oczy mu płonęły, nogi nerwowo poruszały się, a oddech ciężko wypuszczał, tworząc ogromne, białe chmury pary.
- Porozmawiać – powiedziałem, szybko dodając, by nie zdążył mi przerwać – Wszyscy ciągle mówią mi „Nie możesz go do tego zmusić", cały czas kazali odpuszczać, kiedy ty tak po prostu się wymykałeś bardziej i bardziej... w końcu odchodząc.
- To wcale...
- Nie przerywaj mi teraz – syknąłem podchodząc bliżej – tak długo czekałem tylko na tą głupią rozmowę. Powiedz mi ...dlaczego to wszystko zaczęło tak wyglądać? Gdzie to wszystko się zepsuło?
- Co to było za czekanie? – zapytał ironicznie, zamykając mi tym usta – Ilekroć wracałem do domu byłeś nie wstanie rozmawiać, aż w końcu mi się ode chciało !
- Nat ...
- Nie ! Żadne Nat! Ty nawet nie wiesz jak mi było ciężko ... od kilku miesięcy tak jakby cię nie było. Nawet nie wiesz ile razy chciałem ci powiedzieć to co mnie tak strasznie męczy, ale ty byłeś pijany ! Chociaż na trzeźwo też byś mi nie pomógł .. nie mogę z tobą porozmawiać, czuję się zablokowany. Nie jesteś dla mnie wsparciem ... nigdy nie byłeś.
- Nieprawda, ja chciałbym ci pomóc. Tylko nie wiem jak ...
- Jakbym wiedział jak sobie pomóc to nie byłbyś mi nigdy potrzebny – szepnął z wyraźnym wyrzutem w głosie, w końcu wziął głęboki wdech, uśmiechając się w okropny sposób – Coś ci powiem... oszukałem ludzi. Nie tylko jedną, a aż trzydzieści dwie – zaśmiał się histerycznie, przeczesując dłonią włosy – Każdy z nich był dla mnie miły, okazywali mi gościnność i wyrozumiałość. Traktowali mnie jak kogoś bliskiego, a ja potraktowałem ich w taki sposób – jego głos złamał się, widziałem jak oczy mu pojaśniały, a szaleńczy błysk rozjarzył się gdzieś głęboko w środku – Każdego dnia mam wrażenie, że ludzie na mnie patrzą i że rozpoznają mnie, wiedzą co zrobiłem ... wytykają mnie, szepczą między sobą, doprowadzają na skraj ...
Zapadła cisza. Położyłem dłonie na jego roztrzęsionych ramionach, ciężko przy tym przełykając ślinę. Chciałem go przytulić, a jednak bałem się jego reakcji. Usta mi zaschły, musiałem je zwilżyć. Byłem zdrętwiały i przerażony ... bałem się go stracić, ale nie mogłem z siebie nic wydukać. Jego słowa wprawiły mnie w osłupienie. Nie chciałem w nie wierzyć. Brakowało mi słów, by wyrazić to co czułem teraz. Zmieszanie było oczywiste, ale coś jeszcze pomiędzy znanymi mi emocjami się przewijało, coś czego nie mogłem określić.
- Jak to ? – mruknąłem głupio, zachrypniętym głosem – Dlaczego tak mówisz?
- Czuję się winny stojąc wśród ludzi, mimo że mam pewność, że nie pamiętają mojej twarzy. A jednak codziennie czuję kilka zatrzymujących się na mnie spojrzeń z pewnym nie wypowiedzianym pytaniem „Czy to on?". Nieustannie boję się, że jednak mnie pamiętają i tylko czekają na odpowiednią chwilę, żeby mi się odpłacić. Czuję się winny, to przerażające gdy dzień w dzień potrafię nie myśleć o niczym innym jak tylko o tym, jak oszukałem tych wszystkich, biednych ludzi. Stałem się człowiekiem najgorszego pokroju. Boli mnie to, bo wcale tego nie chciałem, kiedyś miałem zasady. Ludzie byli dla mnie ważni, a ostatecznie zgłupiałem... i stałem się oszustem. Zwykłym, pospolitym, nie różniącym się od innych niemrawych dupków spod czarnej gwiazdy. Nie ma dla mnie ratunku. Obwiniam się, robię wyrzuty, ale to nic nie odmieni. Czasu nie cofnę, nie naprawię tych błędów. Boję się ... bo stałem się brudny, splamiony grzechem nowoczesności. -  kilka samotnych łez spłynęło po zarumienionej od chłodu twarzy, zostawiając mokre ślady.
Nie poruszył się. Stał z dłońmi zaciśniętymi wzdłuż tułowia, nawet nie mówiąc nic na to, że lekko nim potrząsam, kołyszę w jakiś niezrozumiały sposób. Patrzyłem wprost w jego oczy, które mnie nie widziały. Zawzięcie obserwował  coś nade mną. Wypełnione smutkiem złote spojrzenie przygasło i wyglądało jakby ocean chciał się z niego wydostać, mimo że tego nie uczynił. Na trzech łzach się skończyło, więcej nie popłynęło. Wiatr wysuszył szlaki, ale nie ochłodził ani nie przewiał złych emocji, bólu, cierpienia, które gościły tak długo w jego sercu.
- Nie mów tak o sobie – poprosiłem przez zaciśnięte gardło – Nie mów tak osobie ! – powtórzyłem głośniej – Nie spotkałem w życiu drugiej takiej osoby jak ty. Tak oddanej, tak pomocnej, uśmiechniętej .... Nie wmówisz mi tych kłamstw, nie uwierzę, że mógłbyś kogoś skrzywdzić. Ja wiem, że tego byś nie chciał – zacisnąłem mocniej na nim dłonie, czując jak i mnie powoli pożerają emocje i szaleństwo całej sytuacji – Nat! Co to znaczy? – dopytywałem głupio, widząc jak oczy znów mu się szklą.
- Wiesz kim byłem? – zapytał ze złością, chwytając mnie za jedną z rąk – Gdzie pracowałem?
- Jako przedstawiciel energetyki – odparłem niepewnie, prostując zgarbione plecy.
- A wiesz co dokładniej robi taka osoba? – drążył z dziwnym niesmakiem w głosie.
- Reklamuje? Proponuje? Nakłania? – wymieniałem słowa, które jako pierwsze nasunęły mi się na myśl.
- Nakłaniają – powtórzył, spuszczając wzrok na ziemię – to jest dobre określenie – zaśmiał się cicho – Nakłaniamy, oszukujemy, a przede wszystkim wciskamy niestworzone historyjki, w które sami wierzymy – ostatnie wyrazy wymówił niemal niesłyszalnie.
- Skoro w nie wierzyłeś to nie kłamałeś ...
- Ale później już wiedziałem ! Ale nie mogłem tego odkręcić... Jakbym do nich przyszedł, wyrzuciliby mnie posyłając pogardliwe spojrzenia na do widzenia. Nie chciałem im tego zrobić... tym wszystkim staruszkom, z którymi piłem kawę. Cały czas myślałem, że to im pomoże. Sprawi, że rachunki będą lżejsze, a stało się odwrotnie...
- Ale ty też zostałeś oszukany – warknąłem, chwytając jego twarz w dłonie, na nową tworząc między nami kontakt wzrokowy – Wierzyłeś w te kłamstwa, nie chciałeś źle. Ja wiem to Nat, nie jesteś złą osobą, po prostu zostałeś oszukany jak ci wszyscy ludzie. Nie wiedziałeś o tym – szepnąłem, wycierając kolejną łezkę, która odważyła się na wypłynięcie.
Przycisnąłem go do siebie, ukrywając twarz w jego blond grzywie. Przez moment wdychałem miętowy zapach, który niespecjalnie przypadł mi do gustu. Teraz rozumiałem dlaczego tak ciągle zmieniał szampon.
- Nie rozumiesz – wyjąkał w moją bluzę – jestem winny...
Mówił to na okrągło coraz bardziej łamiącym się głosem. Drżał z zimna, a jednak nie chciał wracać do domu, więc staliśmy tak otoczeni przez bloki w środku nocy. Mogło wyglądać to komicznie, nienaturalnie. Dwóch mężczyzn obściskuje się w miejscu publicznym. Ludzie od zawsze patrzyli, gadali nic nie rozumiejąc. Do tego idzie się przyzwyczaić. Jednak moment kiedy nawet bliskie ci osoby nie potrafią zrozumieć twojego bólu jest okropny. Bo tak naprawdę nie masz wtedy już komu się zwierzyć. Pozostajesz sam z myślami, które nie zawsze są po twojej stronie. Prowadzą cię ślepo, czasami wmawiając winę, bo nie zobaczą tego z innej perspektywy. Podzielenie się z kimś tym, pomaga. Łatwiej to znieść oraz dochodzi inne spojrzenie.
- Teraz to ty jesteś mój, a nie winny – może i głupio to zabrzmiało, ale wiem, że takich słów czasami potrzeba dla osłodzenia atmosfery.
Czułem się jak idiota, kiedy Nat w końcu przytulił się do mnie, zaciskając pięści na materiale bluzy. Jak samolubny idiota. Przez cały ten czas nosił brzemię, które go przerosło, a mnie nie było przy nim. Nie stałem się jego wsparciem, a kolejnym problemem. Tak jak zawsze ... Czy kiedyś i ja będę mógł się stać kimś na kim będziesz polegać? Osobą wartą jego uczuć?
Spojrzałem w niebo, które tego wieczoru było zachmurzone. Ani jedna gwiazda nie przebijała się przez czerń. W smutku pogrążyły się nawet niebiosa.

Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz