Paralityk#43

110 10 0
                                    

Kastiel


Wsparty na ramieniu obserwowałem spokojny sen Nathaniela. Muskałem kciukiem jego opuchnięte powieki. Odrobinę mnie poniosło, to mało powiedziane o tym, co zrobiłem. Poranna aktywność szybko przekształciła się w całodniową. Blondyn nie mógł mnie o to winić, zawsze miałem wysoki poziom libida. Po tygodniu głodzenia to, co zrobiliśmy wciąż było dla mnie za mało. Gdybym mógł, zwyczajnie pożarłbym go żywcem. Musiałem zaspokoić się licznymi śladami moich zębów na jego ciele. Nigdy wcześniej nie robiłem tego w takim stopniu. Nie byłem pewien, co takiego we mnie się zmieniło... to było kłamstwo, doskonale wiedziałem, czemu to zrobiłem. Jedno słowo wystarczało za powód: Maks. Doktor był źródłem mojej bolączki. Źródłem niepokoju i paliwem do płomienia zapoczątkowanego przez Amber.

- Nawet się nie waż.

Nat ugryzł mój kciuk, kiedy próbowałem rozchylić jego spierzchniętą wargę. Przypominał teraz malutkie kocie delikatnie kąsające dłoń właściciela. Uśmiechnąłem się mając ochotę jeszcze się z nim podroczyć.

- Może wolisz, żebym włożył ci coś innego do ust...

Nathaniel ze złością wbił mi łokieć w brzuch wyduszając ze mnie na raz dużą partię powietrza. Obejmując się skuliłem kładąc głowę na jego kolanach. Wcale mnie nie bolało, odgrywałem tę scenkę dla zwykłego współczucia. Nie podziałało to na blondyna.

- No już nie udawaj – warknął spychając mnie z siebie.

- Jesteś okrutny! – Zawołałem, kiedy kopniakiem zepchnął mnie z łóżka. – Czym sobie zasłużyłem na tak chłodne traktowanie?

- Jeszcze pytasz?! Spójrz na mnie i sam sobie odpowiedz!

Ochoczo podążyłem spojrzeniem za jego dłonią. Naga pierś Nathaniela nie miała sobie równych. Sterczące, opuchnięte sutki wręcz do mnie wołały błagając o dalsze pieszczoty. Pozostawiłem na jego ciele wiele malinek, choć wciąż uważałem, było ich za mało. Gdyby nie płakał i się nie wyrywał, z pewnością zostawiłbym ich znacznie więcej.

- Skup się! – Zawołał zauważając niebezpieczny błysk podniecenia w moich oczach.

- Lubię, gdy robisz się władczy – zamruczałem podnosząc się z podłogi.

Nat wściekle rzucił we mnie poduszką, nie zdążyłem się uchylić. Zamiast tego zakryłem w nią usta śmiejąc się do siebie. Wiedziałem, że jest na mnie wściekły. Nic nie mogłem poradzić na swoje zachowanie, nie z jego wyglądem. Blond kosmyki sterczały w każdym kierunku naelektryzowane od ciągłego tarcia o materiał. Był wściekły, a przy tym, wyglądał zbyt rozkosznie, żeby brać go na poważnie.

- Czasami naprawdę cię nienawidzę – burknął ukrywając twarz w dłoniach.

- Za to, ja zawszę cię kocham – pocałowałem go w czoło będąc w naprawdę dobrym nastroju.

Po tak intensywnym wspólnym czasie byłem naładowany pozytywną energią. Amber uważała, że Nathaniel zostawi mnie za pół roku? Nie zamierzałem na to w żaden sposób pozwolić i zaczynałem układać doskonały plan. Nieważne, jak bardzo go kochałem to, co zamierzałem było potrzebne nam obojgu.

- Po tej twojej miłości zawszę kończę połamany. Nie możesz dawkować jej mniejszymi porcjami? – Marudził odpychając moją twarz.

- Było głodzić mnie przez tydzień? – Zapytałem obracając w palcach zawieszony na jego szyi pierścionek, diament błysnął w porannym słońcu.

- Nie kazałem ci się wynosić, sam o tym zdecydowałeś – odparł obronnym tonem.

- Twoje zachowanie mi kazało.

Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz