Kastiel
- Tak dawno nie grałam w chińczyka – zawołała z triumfalnym uśmiechem, gdy udało jej się wygrzebać z dna szafy, planszówkę – zazwyczaj po kolacji, każde z nich rozchodziło się do swojego pokoju, a ja zostawałam sama z mężem. Zrzucaliśmy to na młodzieńczy bunt. Sam pewnie wiesz o czym mówię, - zachichotała kładąc grę na stole – który nastolatek chciałby spędzać wieczór ze swoimi staruszkami?
- Proszę tak nie mówić – uśmiechnąłem się nieśmiało.
Kiedy Nathaniel wróci? Czułem się okropnie niezręcznie sam z jego matką. Nie miałem pojęcia, o czym powinienem z nią rozmawiać.
Drgnąłem słysząc krzyki. Najwyraźniej Nathowi nie idzie wcale lepiej niż mi. Amber silnie zawzięła się w tym temacie. Nie miałem nic przeciwko, by miała do mnie żal. Mogła się wyżywać ile dusza zapragnie. Ale naprawdę nie chciałem, by Nat również przy tym obrywał.
- Mają sobie dużo do powiedzenia.
- Słucham?
- Kłócą się jak tylko na siebie spojrzą. Nie krępują się nawet przy tobie. Muszą mieć zatem dużo sobie nawzajem do powiedzenia. Nie uważasz?
- Nie jestem pewien – mruknąłem niemrawo nie mogąc się skupić na rozmowie.
- Idź. Widzę, że bardzo chcesz. Może tobie uda się zażegnać ten problem. Naprawdę liczyłam na rodzinną partyjkę w chińczyka.
- Postaram się - uśmiechnąłem się, szybko ruszając w stronę drzwi – Zatem, proszę o wybaczenie – dodałem pośpiesznie nim wyszedłem.
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, gdy wychyliłem się na korytarz. Obstawiałem, że to Amber musiała wrócić do sypialni. Nathaniel nie wyszedłby w trakcie rozmowy, był na to zbyt dojrzały.
Było tak jak się spodziewałem. Zastałem blondyna upychającego naczynia do zmywarki. Wyglądał dobrze, całkiem spokojnie. Błękitna koszula była w idealnym stanie, miałem dzięki temu pewność, że się nie szarpali. Rozmawiali, bardzo głośno i burzliwie, ale tylko rozmawiali. Chociaż nie wiedziałem co sobie wyobrażałem. Przecież to Nathaniel i Amber. Są rodzeństwem doskonałym. Prędzej czy później się dogadają.
- Pomóc ci? – zapytałem wyjmując mu z dłoni brudny talerz, w który wpatrywał się od dobrej chwili. Spojrzał na mnie rozkojarzonym wzrokiem. Najwyraźniej nie było z nim tak dobrze jak wyglądało – Chcesz porozmawiać?
- Mmm – mruknął nieprzytomnie. Ocknął się gwałtownie, gdy zmoczone w zimnej wodzie dłonie wsadziłem mu pod kołnierzyk – Zimne! – zawył odpychając mnie od siebie – Co ty wyczyniasz?
- Chciałem tylko zwrócić na siebie twoją uwagę. Jak widać, udało się – wytarłem ręce w ręcznik, dodając już z ciepłym uśmiechem – Jak się czujesz?
- Dobrze – zaskoczony uniósł brwi – nie zdążyłem się przeziębić podczas tej krótkiej chwili, w której się nie widzieliśmy.
- Ha ha ha – mruknąłem sarkastycznie – Dobrze wiesz, że nie o to pytałem.
- Wiem, wiem – pokiwał głową, wracając do porzuconej pracy – To już nie mogę się z tobą podroczyć od czasu do czasu?
- Oczywiście, że możesz. Po prostu kłóciliście się dość głośno... martwię się.
- Jestem tylko zmęczony – mruknął odwracając wzrok – nie potrzebnie dzisiaj tu przychodziliśmy. Narobiłem niepotrzebnego bałaganu...
- Eee, narzekasz. Zaraz pozamiatam.
- C-co? – dopiero po chwili zrozumiał o czym mówiłem. Z talerzy, które pakował do zmywarki, zrzucał na podłogę resztki jedzenia, zamiast do kubła z pomyjami – Cholera – burknął.
- Zostaw, pozamiatam.
- Nie. Potrzebuję zajęcia, aby na razie nie myśleć.
Objąłem go czule, pilnując się, by nie wdepnąć w ziemniaki.
- Porozmawiam z Amber – szepnąłem całując go w czoło – Kończ sprzątać i będziemy grać w chińczyka. Twoja Mama chciała spędzić trochę czasu w rodzinnym gronie.
Niechętnie wypuściłem go z objęć, bardzo nie chciałem zostawiać go samego. Z pewnością nie teraz. Pocałowałem go raz jeszcze i biegiem pokonałem schody. Zapukałem do drzwi dziewczyny. Nie czekałem aż zaprosi mnie do środka, nie oczekiwałem radosnego przyjęcia. W pomieszczeniu było ciemno. Ciepłe, pomarańczowe światło rzucała mała lampka na nocnej szafce. Leżała na łóżku twarzą ukrytą w poduszce. Na poszewce na pewno zostawiła już swoją podobiznę, dziś makijażu miała więcej niż zazwyczaj.
- Amber? – zacząłem niepewnie zamykając za soną drzwi. Obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Był to bardzo dobry sygnał, przynajmniej nie zaczęła niczym we mnie rzucać. – Wszyscy się o ciebie martwią...
- Wiedziałam już wcześniej – przerwała mi ledwie słyszalnie.
- Wiem – pokiwałem głową przysuwając sobie pufę pod jej łóżko. Usiadłem i cierpliwie czekałem aż zacznie mówić.
Włosy miała w nieładzie. Niesforne kosmyki uciekały spod czarnych wsuwek. Usiadła nieśpiesznie na skraju łóżka, wyzywająco patrzyła mi w oczy. Zasłużyłem na całą tą wściekłość.
Sięgnąłem po chusteczki leżące na toaletce. Z wdzięcznością wydmuchała nos i otarła oczy, pod którymi rysowały się ciemne plamy po tuszu do rzęs.
- Wiedziałam już wcześniej – powtórzyła już znacznie głośniej, wciąż zachrypniętym głosem – Mam pokój naprzeciwko, jak mogłabym nie wiedzieć? Myślicie, że jestem głupia?
- Oczywiście, że nie.
- To dlaczego nie mógł mi po prostu powiedzieć? Wiesz jak się teraz czuję?
- Na pewno okropnie – odpowiedziałem krzyżując ramiona na piersi – ale nie tylko tobie jest źle w tej sytuacji.
- Nie potrzebuję morałów od kogoś takiego jak ty – warknęła gniotąc paczkę chusteczek – To wszystko, to twoja wina. Pouczasz mnie, że ranię Nathaniela? A zdajesz sobie sprawę jakie on piekło przeżył mieszkając tu? Co przeżył z ręki własnego ojca? I co było powodem tego wszystkiego? TY! Oczywiście, że ty! Nie miał spokoju ani w domu, ani w szkole. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego? Nathaniel... - odchrząknęła, gdy głos się jej nagle załamał – Nathaniel zawsze stał za mną murem. Wspierał każdą moją decyzję. I, mimo że byłam nieświadoma, zawsze chronił przed gniewem ojca. Wiesz jak bezużyteczna się czuję? Nigdy nie miałam okazji się odwdzięczyć.
- Nie zdawałem sobie sprawy – odparłem zdławionym głosem.
Od tych wydarzeń minęło już tyle czasu, w międzyczasie działo się tyle, że ... że nigdy o to nie zapytałem. Pamiętałem ich ojca. Pamiętałem, gdy przyszedł raz do mnie po Nathaniela. Wiedziałem, że się nie dogadują. Widziałem siniaki na jego plecach... ale nigdy już potem o nie, nie pytałem.
- Poza tym Kary jest beznadziejny w utrzymywaniu tajemnic. Gdy zaczął zadawać pytanie, wyjaśnienia mogły być tylko dwa. Albo Kary chce mnie zdradzać z własnym bratem, albo coś się dzieje między wami.
- Wiedziałem, że nie mogłaś nic słyszeć! – zawołałem z lekkim śmiechem.
- Nie potwierdzaj mu tu niczego! I tak mnie mdli, nawet bez tej wiedzy. – Fuknęła uderzając mnie poduszką – Ale to nie jest ważne jak się dowiedziałam. Wcale nie mam zamiaru...
- Pozwól, że ci przerwę, zanim znów się rozgadasz – uchroniłem się przed kolejnym uderzeniem fioletową poduszką – Masz pełne prawo się na mnie wściekać, robić awantury i rzucać przedmiotami. Ale dziś mamy święto. Wasza Mama czeka na dole z planszówką. Zagrajmy wszyscy, spędźmy miło czas. A gdy skończymy, wasza Mama pójdzie spać, możemy wrócić do tego tematu. Bądźmy dorośli, odłóżmy chociaż na chwilę, na bok, nasz spór, dobrze?
Długo zwlekała z odpowiedzią. Zacząłem już się martwić, gdy odparła:
- Dobrze.
Poprawiła pośpiesznie makijaż i razem zeszliśmy na dół. Nat pił herbatę i rozmawiał z matką w salonie. Śmiali się, gdy akurat weszliśmy do pomieszczenia.
- Oglądaliśmy właśnie z Nathanielem stary album rodzinny. Mamy tu całą waszą trójkę w piaskownicy.
Oparłem dłonie o oparcie Natha, przyglądając się fotografii. Faktycznie była na nim cała nasza trójka. Doskonale pamiętałem ten dzień. Amber tak strasznie płakała, gdy blondyn zepsuł jej ulubioną lalkę. Chciałem by w końcu się uciszyła, więc ją naprawiłem. Chodziła przez to za mną niczym cień, nazywając swoim bohaterem. Były też zdjęcia z imprezy Halloween w przedszkolu. Byłem przebrany za pirata, Nat za pilota, a Amber za wróżko-księżniczko-jednorożca... w sumie bardzo ciężko powiedzieć kim konkretnie była. Ale tak jest co roku. W tym również nie była to łatwa zagadka.
Wieczór spędziliśmy miło. Obejrzeliśmy album do końca. Bardzo mi się to podobało. Gdybym mógł, zachowałbym te zdjęcia dla siebie. Mały blondasek był tak rozkoszny, że mógłbym go schrupać. Rozegraliśmy trzy partyjki chińczyka. Nat ostro rywalizował z siostrą, ale żadne z nich nie wygrało nawet raz. Oboje byli równie beznadziejni w planszówki. To podobieństwo mnie rozbawiło.
- Jest już bardzo późno. Mam nadzieję, że zostaniecie na noc – kobieta uśmiechnęła się miło zbierając pionki – Pościeliłam w gościnnym, więc Kastiel, nie ma problemu żebyś u nas spał.
- No nie wiem - Nathaniel poruszył się niespokojnie.
- Och, daj spokój – strofowała go Matka – Jest już późno. Autobusy w nie kursują, a w święta bardzo trudno o taksówkę. Nic się nie stanie jak raz na jakiś czas zostaniesz na noc. Prawda, Kastielu?
Skinąłem głową, czując, że później dostanie mi się za ten brak lojalności. Ale wolałem sobie nie robić pod górkę u jego rodziny. Odpowiedziałem uśmiechem, gdy rzucił mi zabójcze spojrzenie.
- To świetnie – ucieszyła się wstając od stołu – Nat później pokaże ci sypialnie. Ja już pójdę się położyć. Możecie jeszcze siedzieć, ale nie bądźcie zbyt głośno – upomniała nas i życząc dobrej nocy, wyszła.
Zapadła niezręczna cisza. Obiecałem Amber, że wrócimy do tego tematu, ale naprawdę nie miałem na to teraz ochoty. Chciałem już tylko przygarnąć Nathaniela do piersi i czuć jego ciepło i miarowy oddech. Kończąc tak miły wieczór kłótnią, byłoby bardzo wielkim marnotrawstwem.
- Jestem zmęczony – rzucił Nathaniel wstając od stołu – Skoro zostajemy tu na noc, pójdę już do swojej sypialni.
- Sam? – Amber najwyraźniej wciąż była w bojowym nastroju. Nie potrafiłem zrozumieć, czego ona konkretnie oczekiwała od Nathaniela. Myślałem, że sobie wszystko mniej więcej wyjaśniliśmy – Czy ze swoim oprawcą?
- Po co znowu zaczynasz?
- Czekaj, co? – zamrugałem zaskoczony, gdy dotarło do mnie co powiedziała – Jakim znowu oprawcą? O czym ty bredzisz?
- Chociaż i ty nie zaczynaj – blondyn próbował zapobiec kłótni, ale było już za późno. Amber już się rozkręcała.
- Może faktycznie jesteś tak głupi na jakiego wyglądasz – uśmiechnęła się złośliwie, odchylając się na fotelu.
- Amber...
- Dobre sobie. Znalazła się ta najmądrzejsza, a jaka przy tym pożyteczna – odparłem kąśliwie, ignorując Nathaniela ciągnącego mnie za ramię.
- Wiesz, wolę być już całkiem bezużyteczna, niż przysparzać się takiemu złu.
- No faktycznie, zdecydowanie lepiej jest się przyglądać złu z boku, licząc na to, że ...
- Przestańcie do cholery! – Nat wrzasnął tak głośno, że omal nie ogłuchłem na jedno ucho. Oszołomiony jego nagłym wybuchem, wpatrywałem się w niego. Był niezwykle blady. – Czy możecie wreszcie przestać? – spojrzał po nas, kontynuując – Amber. Przykro mi, że nie powiedziałem ci wcześniej. Ale zachowujesz się jak małe, rozkapryszone dziecko i coraz bardziej utwierdzasz mnie w fakcie, że nigdy nie powinnaś była się dowiedzieć. A ty – spojrzał na mnie z tak wielkim zawodem, że aż zrobiło mi się wstyd – myślałem, że potrafisz zachować się dorośle. Najwyraźniej dziś pomyliłem się dwa razy.
- Nat ... - chłopak uciszył ją gestem. Miał już wychodzić, gdy bliska łez, zawołała – To on stoi za aferą z Kaną!
- Co?
- To Kastiel nasłał na ciebie Kanę. To on ją na ciebie naszczuł.
- Co ty opowiadasz, Amber? – nawet nie ukrywałem swojej wściekłości – Postradałaś rozum?
- No już nie udawaj – syknęła wstając z miejsca – rozmawiałam z nią. Cała szkoła gadała o tym wyczynie przewodniczącego. Własnej siostrze kazałeś...
- Wystarczy – Nat przez cały ten czas, nawet się nie odwrócił. Stał w bezruchu w drzwiach – Dobranoc – dodał chłodno i zniknął w mroku korytarza.
- Co to było? – warknąłem ledwo panując nad emocjami – Skąd wytrzasnęłaś tę historię? Nie miałem z tym nic wspólnego! Czemu miałbym kazać komuś się przespać z osobą, którą kocham? Jesteś nienormalna?
- Wiem przecież – szepnęła uśmiechając się podstępnie – ale dużo trudniej się wytłumaczyć z czegoś czego się nie zrobiło, niż z tego co się zrobiło.
- Myślisz, że on ci w to uwierzył?
- Zobaczymy.
- Co ty knujesz, Amber? Próbujesz sobie zrobić ze mnie wroga? Bo radzę ci lepiej uważać...
- Nie. To lepiej ty uważaj – przerwała mi podchodząc niebezpiecznie blisko – Radzę ci się nad tym wszystkim zastanowić. Myślisz, że komu Nat bardziej ufa? Siostrze, która nigdy go nie okłamała? Czy może oprawcy, który przymusił go najpierw siłą do tego dziwnego „związku"? Oprawcy, który dręczył go w szkole, traktował jak popychadło?
- Te sms... one wcale nie były do Nathaniela. To mnie miałaś na myśli.
- Brawo geniuszu – roześmiała się krótko.
- Amber, lepiej się zastanów nad tym co próbujesz zrobić, bo nie ręczę za siebie.
- Ale czego ty się przejmujesz? Jeżeli on cię kocha, to nieważne co zrobię, nic tego nie zmieni. Czyżbyś miał jednak wątpliwości? Patrz na to jak na przysługę – zadrwiła odchodząc w stronę korytarza – Pierwsze ziarno zasiane. Zobaczymy co z niego wyrośnie.
- Nie mam żadnych wątpliwości – skłamałem, ale nikt już tego kłamstwa nie usłyszał. Amber zdążyła już wyjść.
Wściekły zacisnąłem pięści. Znasz kogoś tyle lat, a jednak jakbyś nie znał wcale. Naprawdę miałem ochotę coś rozwalić, to wszystko było poza wyobrażeniem. Nigdy nie spodziewałbym się czegoś takiego po Amber. Nie po dziewczynie, która siłą wypychała mnie na scenę. Nie po dziewczynie, której broniłem w każdym sporze w barze. Ile czasu poświęciłem na słuchaniu jej płaczów i żalu. A drugie tyle na kłótniach z Karym. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Był to bardzo nieśmieszny żart. Wiele bym dał za jednego papierosa, nie czułem w ustach dymu od pewnego casu. W sytuacjach takich jak ta, naprawdę brakowało mi dymku.
Z jakiegoś powodu, naprawdę bałem się iść na górę. Wiedziałem, że miała rację. Nie da się wytłumaczyć z czegoś, czego się nie zrobiło. Bo im bardziej będę usiłował, tym w głębszym on będzie przekonaniu, że kłamię. Z sercem na dłoni, stanąłem przed jego drzwiami. Uchyliłem je najciszej jak tylko potrafiłem. Wewnątrz panowała całkowita ciemność, zasłonił nawet rolety. Skrzywiłem się, gdy podłoga zaskrzypiała pod moim ciężarem, blondyn poruszył się niespokojnie na łóżku. Nie byłem pewien czy śpi. Słyszałem jego spokojny, miarowy oddech... ale równie dobrze mógł po prostu leżeć. Przysiadłem na skraju łóżka. Był zakryty kołdrą po sam czubek nosa.
- Nat? – wyszeptałem po długim zastanowieniu – Nie mam pojęcia czy śpisz, czy tylko mnie ignorujesz. – westchnąłem przeczesując dłonią włosy – Naprawdę nie wiem co chciałbym ci powiedzieć, więc może i lepiej, że śpisz. Bo pewnie zacząłbym bablać bez sensu. Jedyne co byłoby ważne z tego wszystkiego, co bym z siebie wyrzucił, to, to, że cię kocham. Kocham tak bardzo, że czasami aż boli – Powstrzymałem się przed dotknięciem jego miękkich włosów. Wbiłem paznokcie w wolną dłoń, aby czymś się zająć. W ciemności widziałem tylko delikatny zarys jego sylwetki pod cienką kołdrą. Spał. Musiał spać. Był zmęczony, nie powinienem go budzić, chociaż naprawdę chciałem wiedzieć na czym stoję. Co Nathaniel myślał o tym wszystkim? Czy gdy się obudzi, będzie chciał ze mną rozmawiać? Pamiętałem co się wtedy wydarzyło. Nakryłem go z Kaną w męskiej toalecie. Byłem tak okropnie wściekły w tamtym momencie, nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego to się wydarzyło. Ale z drugiej strony, nie miałem prawa być zły. Tak wiele rzeczy się wydarzyło, tak wiele okropnych rzeczy uczyniłem, że... do tej pory nie rozumiałem, czym sobie zasłużyłem na to całe szczęście? W jaki sposób udało mi się go przy sobie zatrzymać?
- Dobranoc – wyszeptałem całując go w czoło.
Z trudem zmusiłem się do wyjścia. Gdybym mógł, spędziłbym wieczność przyglądając się jak śpi. Ale gdy się obudzi, będzie o to zły. Nie lubił, gdy oglądałem jak śpi. Narzeka, że naruszam jego prywatność, chociaż na moje, to robiliśmy znacznie bardziej zawstydzające rzeczy niż przypatrywanie się jego rozespanej minie. Bawiło mnie, że w dalszym ciągu wstydził się przy mnie tak normalnych rzeczy.
Bezwiednie zszedłem schodami w dół, nie wiedziałem dlaczego. Powinienem pójść wprost do pokoju gościnnego, ale niewytłumaczalna siła ściągnęła mnie do salonu. Wolno stojąca lampa przy sofie, była zapalona. Kobieta siedziała wśród białych poduszek, delektując się herbatą. Subtelny zapach skórki pomarańczy, cynamonu i liście zielonej herbaty, przyciągnął mnie jak magiczne zaklęcie. Spojrzała na mnie z lekkim zaskoczeniem, ale zaprosiła gestem, abym do niej dołączył. Wyciągnęła dodatkową filiżankę i nalała mi z imbryka, wciąż parujący napar. Podziękowałem i w milczeniu sączyliśmy swoje napoje.
Mimo wszystko, bardzo się cieszyłem, że spędziliśmy święta z rodziną blondyna. Większą część życia, spędzałem święta samotnie. To nie tak, że jestem jakoś specjalnie wierzący, po prostu od dziecka uczą nas, że jest to czas, który spędzamy z rodziną... i gdy mi to odebrano, poczułem się odrzucony i strasznie pokrzywdzony. Wielu nawet nie wyobraża sobie jak to jest, nie mieć do kogo otworzyć ust. Jesteś tylko ty i pustka dookoła.
- Miło mieć towarzystwo w noc taka jak ta – mama Nathaniela przerwała ciszę, dodała gdy dalej milczałem – Amber ma bardzo trudny charakter, nie bierz do siebie, cokolwiek powiedziała.
- Słyszała pani? – niemal zakrztusiłem się herbatą.
- Ależ oczywiście – zachichotała – to stary dom, ściany są dość kruche. Słychać znacznie więcej niż by się chciało – uśmiechnęła się tajemniczo. Gorący kubek parzył moje dłonie. Nie miałem pojęcia co powiedzieć. Nie wiedziałem ile słyszałem. Nat zabiłby mnie, gdybym namieszał jeszcze bardziej. – Amber jest zła, że odbierasz jej brata. Od dziecka byli nierozłączni. Nigdy nie powiedziała tego na głos, ale Nathaniel był dla niej taki super bohaterem.
- Nie odbieram jej brata – rzuciłem obronnym tonem – są rodzeństwem, zawsze będzie ją kochał.
- Sam doskonale wiesz, że gdy jesteś zaabsorbowany inną miłością, to już nie poświęcasz rodzinie tyle samo czasu. Nat jest dorosły. Wyprowadził się, sam na siebie zarabia i spędza więcej czasu z osobą, z którą wiąże przyszłość. To nie dziwne, że Amber jest zazdrosna. Coraz bardziej oddala się z jej pola widzenia.
- Nie rozumiem, co to wszystko ma wspólnego ze mną? – wychrypiałem nie patrząc jej w oczy.
- Kastielu, może i jestem stara, ale nie głupia. Widzę jak patrzysz na mojego syna ... i absolutnie nie jestem głucha – roześmiała się cicho upijając łyk herbaty.
Rumieniec zapiekł moje uszy, była to bardzo niezręczna rozmowa.
- Ma pełne prawo się na mnie wściekać... pani również. Nie jestem dobrym kandydatem na zięcia. Nie mam nic do zaoferowania Nathanielowi... to on jest mi bardziej potrzebny, niż ja jemu.
- Sam fakt, że tak mówisz, pokazuje, że nie mam o co być zła. Nie bądź więc dla siebie zbyt surowy. Nawet ja widzę jak bardzo zmieniłeś się pod wpływem Nathaniela. Nawet jeżeli byłeś wcześniej złym człowiekiem, wciąż masz czas to wszystko naprawić. Pomóc zagoić się raną, które zadałeś, niż sypać w nie solą. Jesteście jeszcze tacy młodzi, a chcecie mieć już wszystko teraz i natychmiast. Nie śpieszcie się z niczym nadto. Ogień miłości nie tylko rozgrzewa, ale również parzy. Rana nie będzie widoczna, ale pozostaje do końca życia... i nie znasz dnia ani godziny, gdy o sobie przypomni. Rozumiesz?
- Tak mi się wydaje... dziękuję.
- Chciałabym już zostać sama – uśmiechnęła się lekko i odwróciła w stronę okna.
- Jeszcze raz dziękuję... za to, że nas pani nie potępia.
- Och, potępiam, potępiam – zawołała z szerokim uśmiechem – Gdy ten durny dzieciak zdecyduje się w końcu mi przyznać, zmyję mu tak głowę, jak nigdy wcześniej. Gdzie te wnuki, które mi obiecał?!
CZYTASZ
Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2
Rastgele"Bo samotność moje imię nosi" ~ Życie bez drugiej połówki jest ciężkie, smutne i czasami nawet nie do wytrzymania. Wszystko się zmienia wraz z upływem czasu, na to nic poradzić nie można. Starzejemy się z każdym dniem i nim się obejrzymy kończymy po...