Kurtyna deszczu#54

46 10 0
                                    


Amber

Odkąd tamta dwójka wyjechała na urlop, w barze zrobiło się znacznie spokojniej. Nie było żadnych rozbujanych dram, niezręcznej atmosfery czy podziału na obozy. Siedząc na miękkich pufach rozumiałam wreszcie, dlaczego nie powinno się randkować w pracy. Mój związek oczywiście nie był żadnym wyjątkiem, moje kłótnie z Karym również potrafiły zatrząść tym miejscem. Bez Kastiela walającego się po kątach nasze kłótnie również się uspokoiły. Powoli zaczynałam doceniać ten spokój, aby go utrzymać musiałam tylko w końcu zaakceptować fakt, że czerwonowłosy spotykał się z moim bratem. Obrzydzony grymas przebiegł przez moją twarz. To było ostatnie co chciałam robić. Wadziło to wszystkim moim planom na przyszłość. No prawie wszystkim, niby wciąż moglibyśmy mieszkać obok siebie... ale wtedy byłabym zmuszona oglądać go codziennie do końca życia, taka myśl mi się nie podobała. Nie byłam wstanie zapomnieć tego wszystkiego co wydarzyło się w liceum. W jaki sposób to wszystko obróciło się w coś takiego? Nie potrafiłam tego pojąć.

- O czym tak myślisz?

Uśmiechnęłam się widząc, jak Kary stawia przede mną filiżankę parującej kawy. Nie było nic lepszego od karmelowej latte. A już z pewnością nie było niczego lepszego od pysznej kawusi serwowanej przez przystojniaka w obcisłej koszulce. Mogłabym wzrokiem pożerać jego mięśnie cały dzień.

- Jest za cicho – westchnęłam opierając głowę o jego ramię, gdy usiadł obok mnie.

Uwielbiałam to jak słuchał się mnie i używał perfum dokładnie tych, które najbardziej lubiłam. Zadowolona odetchnęłam głębiej.

- Korzystaj póki możesz, za godzinę otwieramy.

- Nie o tym mówię – zaśmiałam się lekko, pozwalając się przyciągnąć bliżej.

- Tylko nie mów, że zaczniecie drzeć koty, jak tylko wrócą – westchnął niespecjalnie ukrywając swój niezadowolony grymas.

- Prawie bym zapomniała! – zawołałam unosząc głowę w nagłym podekscytowaniu – Dzisiaj wracają.

Kary wpatrywał się we mnie, aż wreszcie wybuchł śmiechem. Naburmuszona szturchnęłam go łokciem.

- Cieszysz się na myśl o możliwych prezentach, nie przez powrót brata, co?

- N-nieprawda! – krzyknęłam ukrywając pod włosami swój lekki rumieniec.

- Daj spokój, widzę to w twoich oczach. Co z ciebie za materialistka?

- No, ej...! – zawołałam uderzając go w ramię.

Kary nie mogąc się przestać śmiać uniknął kolejnego ciosu uciekając w przeciwnym kierunku. Uwielbiał się ze mną tak droczyć, zawsze to robił. Moja dziecinna część charakteru nie potrafiła zdzierżyć tych zaczepek.

- Powinni już wylądować – powiedział zerkając na zegarek. – Jak się pośpieszysz z tą kawą, zdążysz zaatakować prezenty jeszcze w taksówce.

- Bardzo zabawne – burknęłam odczekując z sięgnięciem po filiżankę, aż zniknie za drzwiami swojego gabinetu.

Pożałowałam pierwszego szybkiego łyku, gorąca kawa poparzyła mi język. Zgromiłam wzrokiem śmiejącego się Lysandra, gdy niecierpliwie dmuchałam w napój omal nie rozlewając go wszędzie dookoła. Nie zaprzątając sobie głowy sprzątaniem pozbierałam swoje rzeczy i tylko na odchodne zawołałam do zmywającego stoliki Dawida:

- Nie jestem materialistką.

Nie chodziło o same prezenty, chociaż nie mogłam zaprzeczyć, że przez cały tydzień zastanawiałam się, co mi kupili? Egipt słynął ze swoich podróbek, które wyglądały jak oryginały. Oczywiście chciałam również zobaczyć stertę zdjęć tej dwójki przy piramidach, na plaży i basenach, może mieli jakieś nagrania hotelowych występów... dobra, to akurat kłamstwo. Interesowały mnie wyłącznie zdjęcia, na których był Nathaniel lub przystojni barmani/kelnerzy/ratownicy. Tak, tym drugim rodzajem fotek zdecydowanie mogliby urobić mnie w dobry humor. Radosnym krokiem doskoczyłam do domofonu. Dzwoniłam raz, drugi i trzeci, nikt nie odbierał.

Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz