Miasta bardzo rzadko zalegały w ciszy, centrum praktycznie nigdy ... z pewnością nie w okolicach północy. „Początek weekendu" to magiczne słowa, które są wstanie otworzyć bramę do samych piekieł. Ludzie w uniesieniu alkoholowym wypełzali na ulice, przechodząc z jednego baru do drugiego, potykając się co jakiś czas o poległych w boju.
- Nat ! – zawołałem nie do końca pewny, w którą stronę powinienem ruszyć.
Chłopak wyszedł z klubu jeszcze zanim Lys zdążył mnie zepchnąć ze sceny. Kary nie skomentował całego zajścia, a pozostali nie wiedzieli nawet o co chodzi. Nigdy nie przechwalałem się własną orientacją, ale również nie kryłem się z nią jakoś specjalnie. Debra doskonale o tym wiedziała, jednak lubiła dokuczać blondynowi na przeróżne sposoby. Zawsze próbowała nam udowodnić, że to co ona robi jest zdecydowanie bardziej stosowne i przyjmowane przez społeczeństwo niż my.
Nie czułem się homoseksualistą w taki sposób, aby uganiać się za każdym facetem... Nathaniel jest jedyną osobą, z którą jestem wstanie robić takie rzeczy. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy się rozstać ... bardziej drażnił mnie fakt, że tak naprawdę oboje lubimy dziewczyny.
- Nat ! – wołałem, mijając grupkę chichoczących nastolatek.
Nie wyglądały na pełnoletnie, ale żeby wejść do klubu wystarczy oczarować uśmiechem goryla przy bramce. Nie sądzę, żeby jakakolwiek dziewczyna miała z tym problem.
Parłem na przód, rozglądając się po każdych zaułkach. W większości z nich ukrywały się mizdrzące pary, albo po prostu koty przeczesujące kupki śmieci w poszukiwaniu pożywienia.
- Nat ! – nie dawałem za wygraną, chociaż szczerze wątpiłem w to, że mnie usłyszy ... a nawet jeśli to czy by mi odpowiedział.
Nie wiem gdzie powinienem zacząć szukać. Tylko jednego mogłem być pewien, na pewno nie poszedł do mieszkania. Sam w takiej sytuacji pewnie bym nie wrócił... albo zrobił coś bardzo głupiego i nierozsądnego.
- Głupiego i nierozsądnego ... - zamyśliłem się na moment, mijając kolejne kluby – Nie, niemożliwe – zaśmiałem się z irracjonalnych myśli.
Irracjonalne i głupie w tym momencie byłoby pójść do burdelu, do popularnego klubu, ewentualnie zadzwonić do Melani i się u niej przenocować. Ostatnia opcja najbardziej pasowała mi do blondyna, jednak w dalszym ciągu mnie nie przekonywała.
Moja panienka nie poszła by do burdelu żeby się na mnie odegrać... do klubu to już bardziej prawdopodobne, ale on nie lubi taki miejsc.
- Nogi bym mu z dupy powyrywał – mruknąłem sam do siebie, czując lekkie ukłucie gniewu.
Nie wiem co bardziej mnie drażniło, Melani czy klub z napalonymi nastolatkami ? Barów jest tu całe mnóstwo, sprawdzanie każdego po kolei zajęłoby mi mnóstwo czasu... a numeru do szatynki i tak nie miałem.
- Przecież on tak naprawdę może być wszędzie – mruknąłem, opierając się o pobliską ścianę.
Myślę, że w trakcie naszego związku popełniliśmy pełno przeróżnych błędów – No cóż, nie ma ludzi, którzy ich nie popełniają – wzruszyłem dość lekceważąco ramionami, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę rozmawiam sam ze sobą i jakoś nie wydaje mi się to dziwne.
- Mógł wrócić do rodzinnego domu – szepnąłem zastanawiając się czy o tej porze nadal kursują autobusy ... chociaż taksówką również mógł się zabrać.
Wyciągnąłem z kieszeni komórkę wybierając numer do blondyna.
- Numer z którym próbujesz się połączyć ....
- Kurwa – warknąłem, chociaż to od początku było oczywiste, że komórkę wyłączy – Jebnę mu w ten głupi cymbał, jak tylko uda mi się go znaleźć.
Kolejną osobą, która mogła pomóc mi w tym momencie była już chyba tylko Amber. Wahałem się przez moment czy do niej zadzwonić. Jest już dobrze po północy, może spać... z drugiej strony tylko ona będzie wstanie powiedzieć mi, czy chłopak jest w domu.
Po dłuższej chwili wcisnąłem zieloną słuchawkę, wsłuchując się w powolne sygnały. Komórkę miała włączoną, jednak z każdą sekundą coraz bardziej wątpiłem w to czy odbierze.
- Halo ? – po ósmym sygnale doszedł mnie zaspany głos.
- Amber wiem, że jest późno, ale mam bardzo ważną sprawę do ciebie – mówiłem na jednym wdechu – czy Nathaniel wrócił może do domu ?
- Kastiel ? Do cholery, jest już po północy ...
- Amber, proszę – przerwałem jej błagalnie, czym zdecydowanie musiałem zaskoczyć dziewczynę.
Cisza w słuchawce przedłużała się, a tłok na chodniku zelżał. Schowałem jedną dłoń do kieszeni, czując jak zdenerwowanie opanowuje całe moje ciało.
- Poczekaj chwilę – westchnęła cicho.
Mogłem usłyszeć szelest, który z pewnością oznaczał, że dziewczyna w końcu wstała z łóżka. Pewnie przeciera oczy, a jej myśli są wypełnione przekleństwami w moim kierunku. Ubierze różowe papcie, które Nat jej kupił na poprzednią gwiazdkę i wyjdzie na korytarz. Skrzypnięcie drzwi potwierdziło moje przypuszczenie.
Noga mi drżała, nie mogłem znaleźć wygodnej pozycji. Chłodna ściana mroziła mi plecy przez cienką koszulę.
Trzykrotne pukanie do drzwi.
- Raczej go nie ma – mruknęła sennie, ledwo powstrzymując się od ziewania – rzadko kiedy tu wraca ...
- Dzięki – szepnąłem, czując jak uchodzi ze mnie powietrze.
- O, a jednak jest – w jej głosie można było usłyszeć szczere zdziwienie – siedzi przed domem. Chcesz go do telefonu ?
- I tak nie będzie chciał ze mną gadać ... jak możesz to zostaw otwarte drzwi, za jakieś pół godziny powinienem też tam być – powiedziałem i zanim zdążyła mi coś na to odpowiedzieć, rozłączyłem się.
Złapanie taksówki okazało się jednak większym wyczynem niż się spodziewałem. Zazwyczaj jest ich pełno, ale kiedy jest ci naprawdę potrzebna, to nie ma żadnej. Cudem udało mi się znaleźć samotnego mercedesa benz, stacjonującego przy zamkniętym już biurze podróży i restauracji. Kierowcą okazał się starszy pan z prawie wyłysiałymi białymi włosami. Na nosie miał grube szkła, a w dłoniach gazetę wyborczą.
- Jest pan wolny ? – zapytałem niepewnie, starając się go nie wystraszyć. Jeszcze tylko trupa by mi w tej chwili brakowało.
- A dokąd Panienka by sobie życzyła ? – mrużył oczy, co potwierdzało, że jego wzrok był w bardzo słabym stanie. Nie miałem na tyle długich włosów aby uważać mnie za kobietę, poza tym mój głos również leżał daleko od płci żeńskiej.
Podałem mu adres, nie tłumacząc ani nie zwracając uwagi na fakt, że jakimś fatalnym cudem zobaczył we mnie niewiastę.
Bananowe skóry były wygodne oraz ciepłe, przez co dopiero uświadomiłem sobie jak jest zimno na zewnątrz. Temperatura w nocy spada już w okolicę dziewięciu stopni, co przypominało o rychłym powrocie jesieni i cichej nadziei, że nadejdzie w końcu pora deszczowa. Panująca w niektórych miejscach susza, była zatrważająca.
W samochodzie pachniało cytryną, może limonką. Zielony breloczek zwisał przy lusterku, rozprowadzając dość mdlący aromat po całym pojeździe. Nie przepadam za intensywnymi zapachami, przyprawiają mnie o zawroty głowy. Temperatura była ustawiona na powyżej dwudziestu, ciepło dyskretnie zaczynało mnie usypiać. Z radia dobiegał cichy szmer, aktualna stacja miała za słaby zasięg. Starszy pan mówił do mnie, usta mu się nie zamykały, nawet gdy nie wykazywałem zbyt dużej chęci prowadzenia rozmowy.
- Mam wnuczkę w podobnym do ciebie wieku, idzie w tym roku na studia – jego ton był pełen dumy – Dostała się na wydział chemii, strasznie się cieszyłem gdy mi o tym powiedziała.
Chemia to dość ciekawy kierunek, jednak nie dla mnie. Nie nadawałem się zbytnio do nauki, a przynajmniej nigdy nie szło mi zbyt dobrze. Nie byłem najgorszy, nie miałem żadnych problemów ze zdawaniem z klasy do klasy, jednak za chemią czy też biologią niespecjalnie przepadałem. Moje ulubione zajęcia ograniczały się do lekcji gry na gitarze, a w późniejszym czasie sportu.
Mercedes miał naprawdę mocne przednie lampy, wszystko widać było idealnie, ale z pewnością kierowca miał z tym nie mały problem. Przejeżdżając przez las musiał mocno zwolnić, ponieważ z trudem dostrzegał błyszczące ślepia dzikich zwierząt. Sam również ich wypatrywałem, martwiąc się, żeby na masce nie pojawiła się sarna czy też niczemu winny lis.
Niebo pozostawało pochmurne, przez co noc wydawała się ciemniejsza niż zazwyczaj. Dawno nie oglądałem gwiazd... w mieście naprawdę trudno dojrzeć jakąkolwiek, ponieważ ciągle świecą lampy, oczywiście nie wszędzie.
Gdy wjeżdżaliśmy do miejscowości, latarnie rzucały bardzo słabą poświatę... ale tak było zawsze. O takiej porze naprawdę trzeba było odważnego albo naiwnego na spacer. Minęliśmy zadbany budynek liceum, który już niedługo znów wypełni się po brzegi śmiejącymi uczniami. Odbędą się wybory na przewodniczącego, zostaną zorganizowane wycieczki i różne dziwne konkursy oraz wydarzenia. Dyrektorce ucieknie pies, ktoś będzie biegał i go szukał. Znajdzie się kolejny łobuz, który będzie wszystkim niszczył humor oraz naiwniak lub naiwniaczka, którzy będą próbowali ustawić go do pionu. Wszystko zatoczy koła, ponieważ takich osób jest pełno ... my nie byliśmy wyjątkowi.
- Jesteśmy na miejscu – głos taksówkarza jest uprzejmy, chociaż również napastliwy.
- Dziękuję – uśmiechnąłem się mimowolnie czując, że tak powinno być dobrze.
Zapłaciłem mu i kazałem wracać, ponieważ sam nie wiedziałem ile tu zabawię.
Starszy pan pomachał mi jeszcze na pożegnanie, zawracając przy podjeździe do domu Nathaniela. Żywopłot w tym roku obumarł trochę, susza doprowadziła go do dość przykrego stanu. Liście były przerzedzone oraz w niektórych miejscach brązowe. Dom nie zmienił się w żadnym calu, tylko drzewo naprzeciw okna blondyna zostało wycięte. W zeszłym roku była naprawdę mocna wichura, która zmusiła domowników do ścięcia starej rośliny.
- Noce są już zdecydowanie zbyt zimne – mruknąłem do siebie, dotykając lodowatej bramki, która z donośnym skrzypnięciem uchyliła się przede mną – Ktoś powinien ją w końcu naoliwić – syknąłem gniewnie, martwiąc się czy przypadkiem nie obudzę matki chłopaka.
Już dużo ostrożniej zamknąłem ją za sobą, przyglądając się dwóm kulką siedzących na jasnych schodkach. Amber opatulona w kremowy szlafrok opierała głowę na ramieniu Nathaniela, lekko pochrapując. Blondyn opatulił się od stóp po szyję szarym kocem, przytulając do piersi kolana. Wyglądało to naprawdę zabawnie, ponieważ wyglądali jak małe dzieci a nie dojrzali studenci.
Chłopak głaskał białą kotkę, która drzemała oplatając długim ogonem nadgarstek właściciela. Bez słowa podszedłem do nich, siadając z wolnej strony złotookiego. Zwierzę momentalnie obudziło się, sycząc na mnie groźnie, po czym uciekło w stronę mieszkania.
- Nawet ona cię nie lubi – prychnął chłopak, chowając dłoń pod koc.
- Lubi, tylko jeszcze o tym nie wie – szepnąłem, starając się nie obudzić dziewczyny – Wszyscy mnie uwielbiają.
- Jasne – ton głosu miał swobodny, jednak jego oczy były lekko zaczerwienione tak samo jak nos.
- Może zaprosisz mnie do środka ? – zapytałem szturchając go w ramię.
Widziałem, że nie chce ze mną rozmawiać, ale nie chciał unosić głosu gdy siostra siedziała tuż obok niego.
Przybliżyłem swoją twarz do niego, wiedząc że nie odsunie swojej, Amber mogłaby się obudzić, a zdecydowanie wolał gdy nie wiedziała o niczym. Złożyłem na jego zaciśniętych ustach delikatny pocałunek, dotykając zimną dłonią ciepłego policzka. W oczach stały mu łzy, ale zawziętość wzięła górę. Przymrużył powieki, nie odrywając ode mnie wściekłego wzroku. Uśmiechnąłem się do niego, zlizując zbuntowaną łzę.
- Zaniosę ją do pokoju, przeziębi się jeśli będzie tu spała – mruknąłem, wstając z chłodnych płytek. Czułem jak moje pośladki zdrętwiały.
Blondyn nie zaprotestował, gdy niezgrabnie ująłem Amber w ramiona. Nie ważyła dużo mniej od Natha, więc odniesienie jej na miejsce nie stanowiło dla mnie wielkiego problemu. Miała włosy związane w koka, a jej twarz pozbawiona makijażu wydawała się śmiesznie dziecinna. Zarumienione od chłodu policzki i lekko posiniałe usta były doskonałym argumentem aby przenieść rozmowy do środka... jeśli w ogóle można było to nazwać rozmową.
Pokój blondynki znajdował się naprzeciw pokoju brata, większość szczegółów również była identyczna. Kolorystyka się różniła, ale to naturalne dla dziewczyn, by lubić różową pościel, maskotki z dzieciństwa oraz mieć porozwieszane wszędzie zdjęcia z przyjaciółkami. Pokój chłopaka był diametralnie inny, brakowało w nim czegoś co by wskazywało że sypialnia naprawdę należy do niego. Poza licznymi książkami, nie było żadnych plakatów, zdjęć, kolorowej pościeli... całkowity minimalizm.
Jakbym miał się zastanowić to pierwszy raz byłem w jej pokoju. Nigdy nie odczuwałem ochoty aby tu zaglądać. Jednak przyznam, że jestem dość zaskoczony. Pokój jest zdecydowanie schludniejszy, niż wskazuje na to charakter dziewczyny. Po podłodze poza kilkoma zmasakrowanymi karkami i jedną bluzą nie walały się sterty ubrań, jak to widziałem oczami wyobraźni.
Położyłem ją na łóżku, ciesząc się w duszy, że ma naprawdę mocny sen. Po cichu zamknąłem drzwi, zaglądając do pokoju blondyna. Był pusty, więc drogą eliminacji udałem się do kuchni, ponieważ znajdowała się najdalej od sypialni ich rodziców.
- Dlaczego tu przyjechałeś ? – zapytał posępnie, opierając się łokciami o blat.
- Ponieważ uciekłeś ...
- Po prostu wyszedłem, nie chciałem wam przeszkadzać – warknął, ucinając moją wypowiedź.
Usiadłem obok niego, szukając w głowie co mógłbym mu powiedzieć. To był wypadek ? Coś tak durnego jeszcze w życiu nie padło z moich ust i szczerze postaram się, aby nigdy nie wyszło na światło dzienne. Bo tak naprawdę, to jak można się pomylić przy całowaniu innej osoby ? Pocałunek był jednostronny... ale Nat ma prawo się wściekać, nie zareagowałem jakoś specjalnie szybko.
- Nie mów tak – szepnąłem, próbując chwycić jego dłoń.
- A nie jest tak ? Przecież lubisz dziewczyny.
- Tylko że ciebie bardziej – zacisnąłem palce na jego nadgarstku, gdy w końcu udało mi się go złapać – I dobrze o tym wiesz, że nie potrafię kochać nikogo poza tobą – wydawała mi się, że mój głos drży tak samo jak całe moje wnętrzności i dłonie.
Musiałem rozluźnić uścisk, ponieważ bałem się, że zrobię mu krzywdę przez fakt, że nie potrafię się kontrolować.
Złapałem za jego podbródek, zmuszając aby na mnie spojrzał. Spuchnięte powieki kryły jeszcze wiele łez, które miały rozczulić moje serce jeszcze bardziej, utwierdzając w przekonaniu, że naprawdę jestem dupkiem.
- Kocham cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo – mruknąłem już ledwie słyszalnie, opierając głowę o jego pierś.
Granatowy podkoszulek był cały pognieciony oraz potrzebował natychmiastowego prania, ale w tej chwili mi to nie przeszkadzało. Jego dłoń w moich włosach zdawała się mówić, że mi przebacza... jednak wszystko okaże się dopiero rano.
CZYTASZ
Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2
Aléatoire"Bo samotność moje imię nosi" ~ Życie bez drugiej połówki jest ciężkie, smutne i czasami nawet nie do wytrzymania. Wszystko się zmienia wraz z upływem czasu, na to nic poradzić nie można. Starzejemy się z każdym dniem i nim się obejrzymy kończymy po...