- Czy ja już cię gdzieś nie widziałam?
- Słucham? – zamrugałem kilka razy. Zdążyłem już o niej całkowicie zapomnieć wypatrując Nathaniela w tłumie. Przyglądała mi się uważnie poprawiając rudy kucyk. – Raczej nie. Jestem tutaj pierwszy raz – gładko skłamałem. Już kilka razy wcześnie zdarzyło mi się czekać na blondyna przed budynkiem lub pod klasą.
- Nie, nie ... to bardziej, jakby z internetu.
- Z internetu? – roześmiałem się przyśpieszając kroku – Nie sądzę, ale dzięki za pomoc. Muszę już lecieć.
- Jeszcze cię nie oprowadziłam...
Przepychałem się przez tłum całkowicie skupiłem się na plecach blondyna. Miałem ochotę kopnąć z całej siły w plecy typa, który trzymał rękę na ramieniu Nathaniela. Zamiast tego wepchnąłem się pomiędzy nich.
- Odbijane! – zawołałem porywając Natha ze sobą.
Usłyszałem niezadowolone wołanie za nami, gdy zbiegaliśmy po schodach. Stawiał opór, ale nie było to dla mnie wyzwaniem. Mocnym szarpnięciem wepchnąłem go do łazienki blokując własnym ciałem wyjście. Oparłem się o drzwi, krzyżując ramiona na piersi.
- Przywołuje wspomnienie – żartem spróbowałem rozluźnić atmosferę. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno leżałbym martwy.
- Co ty sobie... ugh- z frustracją wyrzucił ramiona.
- Myślisz? – podpowiedziałem.
- Wyobrażasz! – warknął groźnie podchodząc w moją stronę – Coś ty sobie myślał przyłażąc tutaj? – dźgnął mnie kilka razy w środek klaty.
- Chciałem cię zobaczyć – skrzywiłem się zakrywając pierś, czułem, że będę miał brzydkiego siniaka- I nie przyszedłem tu dla Debry, żeby było jasne...
- Myślisz, że jestem głupi? Wiem, że nie. Przyszedłeś mnie szpiegować.
- Wcale nie – zawołałem obronnym głosem – byłem tylko ciekawy jak sobie radzisz.
- Tak? Więc te kwiaty z rana nie są powodem twojej wizyty? – zmrużył oczy, gdy nieznaczny cień przebiegł przez moją twarz - Wiedziałem! Czy ty jesteś niepoważny? Przecież już mówiłem, że nie obchodzi mnie od kogo są.
- Czy to twoje „nie obchodzi mnie" to wysoki, przystojny doktor z durną teczuszką?
- Nie, nie. Znacznie lepiej. Cycata doktorantka o cudownie błękitnych oczach! – roześmiał się chłodno nie spuszczając ze mnie wściekłego spojrzenia – Naprawdę śliczna. Wiesz co? Pewnie jest świetna w tych sprawach...
Nim zdążyłem się powstrzymać, pomieszczenie wypełnił głuchy plask. Policzek Nathaniela zaczerwienił się. W złotych oczach zagościł chłód. Skóra na spodzie mojej ręki mrowiła, poczułem, że odchodzi ze mnie cała krew. Z niedowierzeniem przyjrzałem się swoim roztrzęsionym dłonią.
-To nie... Nat... ja nie chciałem – cofnął się, gdy zrobiłem krok w jego stronę, ale jego ekspresja się nie zmieniła, to była zimna wściekłość – Przepraszam, Nat.
Pokiwał głową zagryzając wargę. Odetchnął głęboko zakładając ramiona na piersi. Myślał nad czymś chwilę nim zabrał znowu głos. Wypuścił powietrze ze świstem, jakby coś właśnie z siebie zrzucił.
- Wiesz co, Kas? – przeczesał dłonią włosy, jego głos był spokojny i pusty – Skoro nie jesteś wstanie mi zaufać, to po co ten cały cyrk? Po co te oświadczyny?
- Nat... - serce zamarło mi na jego słowo, nie wiedziałem co robić – Ufam ci. Oczywiście, że ci ufam.
- Tak? – roześmiał się z nieudawanym zaskoczeniem – Ufasz, tak? To co tu robisz?
- Chciałem cię zobaczyć.
W ustach mi zaschło, język zdrętwiał jakby wcale do mnie nie należał. Blondyn pokiwał głową odwracając wzrok. Cisza gęstniała, nie mogłem się poruszyć, paraliżowała mnie.
- Zejdź mi z oczu, Kas – mruknął cicho nie patrząc na mnie – I nie pokazuj mi się...
- Przerwa! – z mocno bijącym sercem zawołałem nim zdążył dokończyć zdanie – Żądam przerwy.
Jego słowa były niczym kubeł zimnej wody, natychmiast mnie obudziły. Jak desperat złapałem się ostatniej deski ratunku.
- Zatem przerwa – wzruszył ramionami wypuszczając ciężko powietrze.
Chciał wyjść, ale nie miałem zamiaru zejść mu z drogi. Sparaliżowany nadmiarem emocji, stałem jak wbity w podłogę.
- Najpierw – oparłem się o framugę starając się uspokoić rozdygotane wnętrzności – chcę coś wyjaśnić.
- Nie takie są zasady przerwy.
Przerwa to takie nasze hasło, które wymyśliliśmy po kilku tygodniach wspólnego mieszkania. Można jej zażądać w każdej chwili, niezależnie od tego czego dotyczy kłótnia. Przerwa jest wtedy, gdy obie strony wyrażą na nią zgodę i może zostać odwołana przez którąkolwiek ze stron w każdej chwili. Jej głównym zadaniem było, żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Żeby odczekać, ochłonąć i przemyśleć co chce się powiedzieć... żeby później niczego nie żałować. I najważniejsze, podczas przerwy nie można nawiązywać ani rzucać aluzji związanych z zawieszoną kłótnią.
- Wiem, ale to naprawdę jest ważne. Więc chcę, żebyś mnie wysłuchał. Nie przyszedłem tu cię sprawdzać, śledzić czy też wszczynać awantury. Przyszedłem, bo bardzo chciałem cię zobaczyć. Bo tęsknię. Tęsknię za wspólnie spędzanym czasem. Chciałbym, żebyś opowiadał mi o swoim dniu coś więcej, niż „dużo gadać, nie będę cię zanudzał"...
- Ale to prawda.
- Daj mi skończyć. Chodzi mi o to, że chcę być częścią całego twojego życia. Nie tylko tego w domu.
Wypowiedziałem wszystko niemal na jednym tchu. Odetchnąłem ciężko usuwając się z drogi. Nat stał chwilę wpatrując się w drzwi.
- Okej – mruknął i dodał po chwili namysłu – A jeśli chodzi o ten policzek...
- Jest przerwa – jęknąłem błagalnie, ale nie słuchał mnie.
- ... to dowiem się od kogo te kwiaty są – uśmiechnął się słodko – I chętnie wybiorę się z nią na kawę. Od to, sprawdzimy twoje zaufanie.
Zaczepnie przejechał po moim torsie zatrzymując się przy linii paska. Pchnął drzwi wychodząc na korytarz. Skrzywiony ruszyłem za nim.
- Wolałbym żebyś mi oddał... - mruknąłem dość żałośnie co tylko go rozbawiło – a rób co chcesz – szepnąłem podchodząc do niego bliżej, nachyliłem się do jego ucha – Ale pamiętaj, że długo będziesz mnie błagał, żebym przestał.
Objąłem go w pasie, przyciągając mocniej w swoją stronę. Nasze usta zamarły w oczekiwaniu na pocałunek. Zawahałem się. W ostatnie chwili go puściłem, kroki na korytarzu były coraz bliżej. Zza rogu wyłonił się Maks, ukochany prowadzący. Zazgrzytałem zębami, miał gość wyczucie czasu.
- Nathaniel? – uśmiechnął się znajdując go wzrokiem – Tak myślałem, że cię słyszałem. Wszystko w porządku?
A ty co? Pies?- zakpiłem w myślach przewracając oczami – Na węch go znalazł. Przecież nic teraz nie mówił.
- Tak – odchrząknął w pięść prostując się – Doktorze, to mój współlokator Kastiel. Kastiel, to mój wykładowca Doktor Kurzyk.
- A tam wykładowca, czemu tak formalnie? – zaśmiał się poklepując go po ramieniu – Przyjaciel i świetny słuchacz – mocno ścisnął moją dłoń uśmiechając się sztucznie – Miło cię poznać, Kastiel.
- Ciebie również – odpowiedziałem jeszcze mocniejszym uściskiem.
Piorunowaliśmy się wzrokiem, uścisk trwał zdecydowanie zbyt długo. Pierwszy zabrał rękę.
- Mam dla ciebie książkę. Tę o której ostatnio mówiłeś.
- Naprawdę? – oczy blondyna zalśniły, gdy ten wygrzebał ze swojej torby ładnie oprawiony tom – Skąd ją wziąłeś?
- Ma się swoje źródła. Ale ty powinieneś chyba już iść. Nie masz teraz ćwiczeń ze starym Krzyśko?
- Faktycznie! – zawołał spoglądając na zegarek – Zobaczymy się później, Kas! Dzięki za książkę, Maks.
- Do później... - ale jego już nie było.
Przebiegł wzdłuż korytarza i wskoczył na schody. Teraz zaczynałem powoli rozumieć skąd ta poprawa kondycji. Najwyraźniej nie spóźnia się pierwszy raz.
- A więc współlokator, co? Długo się znacie – zagadną sztucznie uprzejmym tonem, to nie było pytanie, ale i tak odpowiedziałem.
- Właściwie to od zawsze. Mieszkaliśmy blisko, chodziliśmy do tych samych szkół. Jednym słowem, jesteśmy BLISKO.
- Chyba nie jesteś zbyt inteligentny, co? – zakpił uśmiechając się do mnie – Ale to tym lepiej dla mnie. O! Jak już późno, druga grupa zaraz będzie. Jeszcze raz, miło było cię poznać.
- Ciebie również – syknąłem, gdy odchodził.
Co za nadęty typ. Po minucie rozmowy, miałem ochotę go rozszarpać i zakopać w jakiejś doniczce. Odetchnąłem głęboko, przecież nie mogę go nienawidzić po pierwszej rozmowie. Nat by mnie zabił za to. Zdenerwowany wyszedłem na zewnątrz. Dozorca właśnie kończył grabić liście. Zerknąłem na komórkę, na której czekało na mnie już kilka nachalnych wiadomości od Amber.
„Mam świetny pomysł! Za godzinę w barze"
„Albo nie, chodź już"
„Jesteś tam?"
„Halo?!"
Odpisałem akurat gdy na ekranie pojawiło się kolejne uporczywe „HALO".Przed barem stało już kilka wydrążonych dyń pomalowanych wszystkimi kolorami tęczy. Pod moją nieobecność musiała zmusić wszystkich do tej nieszczęsnej roboty. Wyglądały ciekawie i inaczej. Przystroiła je nawet w cylindry, brakowało już tylko marchewki, a obróciłbym się na pięcie i nigdy nie wrócił. Kręcąc głową wszedłem do środka. Od progu powitał mnie słodko-kwaśny zapach wnętrzności dyni.
- Zapal świeczki w dyniach!
- Aje, sir! – mruknąłem łapiąc zapalniczkę od Amber.
Po zmianie czasu bardzo szybko robiło się ciemno. Rozpaliłem wnętrza nowych strażników baru. Lekko ociągałem się z powrotem. Po pomysłach Amber można było się wszystkiego spodziewać, oczywiście, wszystkiego najgorszego. Na walentynki kazała nam przebrać się za kupidynów i wymachiwać strzałą „miłości" do klientek. Wciąż jestem chory na to wspomnienie. Piersi goście już siedzieli w rogu.
- A więc, co to za pomysł?
Wolałem mieć to już za sobą. Im szybciej powie, tym szybciej będziemy mogli interweniować i dogadać jakieś zmiany.
- Wampiry...
- Nie.
- Nawet nie dałeś mi skończyć. Przebierzecie się za wampiry. Tego dnia Bloody Mary będzie za pół ceny. A każda klientka, która ją zamówi, może, jeśli będzie chciała, zostać ugryziona przez wampira!
- To już?
- Ehe.
- Więc po długim i dokładnym zanalizowaniu twojej propozycji... NIE! Amber, nie jesteśmy hostami. Nie będę gryzł obcych kobiet.
- Nudziarz – burknęła siadając – Zatem zorganizujemy imprezę Halloween. Wszyscy, którzy będą w przebraniach, dostaną drinki za pół ceny. Jako obsługa przebierzemy was za wampiry.
- Bez gryzienia.
- Bez gryzienia. David jako DJ, wy w połowie i znowu DJ. Zamkniemy dopiero nad ranem!
- Ktoś tu chyba obudził swoją wewnętrzną imprezowiczkę – zakpiłem.
- Nie bądź marudny. Młodzi jesteśmy! Bawmy się! – zawołała zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów. Odchrząknęła w dłoń przybierając poważną minę – Rzecz jasna nie teraz. Czas na plakaciki – zaszczebiotała odchodząc.
Jej entuzjazm mnie rozbawił. Ale ogólnie pomysł mi się podobał. Taka impreza była świetnym pretekstem aby spędzić trochę czasu z blondynem. Wybrałem jego numer i posłałem krótkiego sms:
„Impreza Halloween w barze. Nic nie planuj. Będzie super!"
Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.
„Zniżki dla studentów? Rozgłoszę na wydziale"
„ Zniżki dla wszystkich w kostiumach. Ty swój zawsze masz na sobie, kostium kujona pasuje ci jak ulał"
„ Jakiś ty zabawny... Maks mówi, że też chętnie przyjdzie."
- Ach, tak. Maks – warknąłem do siebie ściskając komórkę mocniej.
Tylko jego mi tam brakowało. Pijany Nathaniel i obcy facet, który będzie się kręcił cały wieczór w jego towarzystwie. No nie mogłem sobie wymarzyć niczego bardziej frustrującego.
CZYTASZ
Brakuje mi Cię - Kastiel x Nathaniel 2
Random"Bo samotność moje imię nosi" ~ Życie bez drugiej połówki jest ciężkie, smutne i czasami nawet nie do wytrzymania. Wszystko się zmienia wraz z upływem czasu, na to nic poradzić nie można. Starzejemy się z każdym dniem i nim się obejrzymy kończymy po...