34

1.3K 66 3
                                    

Od razu użyłam zaklęcia niewidzialności i poszłam do gabinetu Albusa. Przez całą drogę moje myśli wymyślały to coraz bardziej mroczne scenariusze. Wypowiedziałam hasło ,, lukrecjowe ślimaki,, i weszłam do pomieszczenia. Starzec jak zawsze siedział przy biurku tylko że dziś był widocznie smutny i zmartwiony.
-Albusie.. czy coś się stało??- powiedziałam niepewnie.
-usiądź Elizabeth..- powiedział słabo, zrobiłam to co kazał i czekałam na dalsze informacje.
-jesteś już wystarczająco silna i bystra... wiem że sobie poradzisz.... -Albus zetarł pojedynczą łze.- tak świetnie radzisz sobie w roli nauczyciela i członka zakonu feniksa. Poradzisz sobie beze mnie....- zamurowało mnie, co on ma na myśli?
-Albusie.. czy ty chcesz... gdzieś wyjechać?
-nie moja droga.... - podrapał sie po swojej brodzie i zaczął mi się przyglądać- dzięki tobie Elizabeth moje życie nabrało kolorowych barw..   stało się lepszę.... pamiętam ten pierwszy raz jak cię zobaczyłem, byłaś taka malutka... wiedziałem że będziesz najlepszą osobą która trafi się w moim smętnym życiu... jesteś moim promyczkiem... moim sensem życia. Kiedy ty tak wyrosłaś? - po tych wszystkich słowach zaszkliły mi się oczy, wzrok Albusa wyrażał dumę.
-sama nie wiem- zaśmialiśmy się przez łzy.
-Elizabeth... muszę ciebie opuścić- momentalnie się wystraszyłam- muszę umrzeć...- cooooo?!
-ale jak? Czemu?- wystraszona złapałam się za głowę.
-Voldemort zrobi wszystko żeby zdobyć moją różdżkę, prędzej czy później i tak byłbym martwy...- zaczełam się trząść, Albus widząc to wziął w swoje ręce moje dłonie. - Elizabeth dasz radę, wierzę w ciebie. Jesteś wspaniałą czarownicą, jesteś silniejsza ode mnie. - zaczęłam płakać.
-kkiedy???- cicho wyjąkałam.
-dziś w nocy...
-czy oni ciebie.... czy ty...?
-poprosiłem Severusa żeby to zrobił, nie miej mu tego za złe.- wstał po czym szybko wpadłam w jego ramiona. Mój płacz zamienił się w głośny szloch, Dumbledore gładził ręką moje plecy.

Po dłuższej chwili gdy moje emocje trochę opadły, wypiłam eliksir na uspokojenie.
-chcę tobie coś dać- powiedział po czym wyciągnął z szuflady piękny wisiorek. Maił on biały łańcuszek i dużą ale też subtelną zawieszkę w kształcie serca. Był on tego samego koloru co moje oczy, przez co wydawał się być zrobiony z lodu.
-to amulet opieki, pamiątka po relacji mojej i Grindelwalda. Stworzyliśmy go aby chronił nas w zagrożeniu życia. Daje tylko jedną szansę na przywrócenie zdrowia danej osobie.- przybliżył się do mnie, ogarnął moje wlosy i zawiesił naszyjnik na mojej szyji. Ten zaświecił się na chwilę i zgasł.
-wiesz że Cię kocham Elizabeth, nawet gdy mnie nie będzie, to i tak zawsze będę ciebie strzec.
-też ciebie kocham tato- mocno go przytuliłam. Zaczał mnie gładzić po włosach i lekko kołysać.
-musisz już iść....
-czyli już więcej Ciebie nie zobaczę??- oderwałam się od niego.
-niestety, ale pamiętaj że zawsze będę z Tobą.
-żegnaj...- ostatni raz go przytuliłam i wyszłam z gabinetu.

Zaczęłam cicho szlochać, tyle mu zawdzięczam i od tak ma już go nie być?? To dzięki niemu jestem tu gdzie jestem. Tak bardzo nie chce tego.
Czuje pustkę....
Jakby ktoś oderwał cześć mojej duszy.
Przetarłam oczy, żeby nik nie widział mnie w takim stanie skierowałam się szybko do mojej komnaty.
Minełam ostatni zakręt, i moje serce się rozpadło na małe kawałki.
Syriusz z jakąś kobietą??....

Stara miłość- Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz