Odebrałam swoją broń i odznakę i wręcz biegiem skierowałam się do drzwi wejściowych. Wyszłam czując lodowate powietrze, owiewające moje poliki. Zeszłam po schodach na dół i oparłam się o barierę głęboko oddychając. Czułam łzy w kąciku moich oczu. Przegryzłam dłoń i zaszlochałam głęboko wplątując drugą dłoń w moje włosy. Nie obchodziło mnie teraz czy chłopacy to widzą, czy ktoś mnie widzi. Musiałam się wreszcie wypłakać. Na zewnątrz byłam taka silna, a w środku tak słaba emocjonalnie, że samej się sobie dziwiłam. Po chwili poczułam, że ktoś dotyka mojego ramienia.
- Zostaw mnie! – krzyknęłam przez łzy. Zszokowany Nick odwrócił się do Erica, który badawczo się nam przyglądał – zostaw – szepnęłam ciszej szlochając.
- Dzięki Eric dojedziemy do domu sami – powiedział Nicholas zbywając policjanta, który lekko kiwnął głową i wsiadł do radiowozu odjeżdżając.
Odsunęłam się od chłopaka i trącącą się ręką wyjęłam z torebki swoje tabletki uspokajające, które bez problemu przeszły mi przez gardło.
- Porozmawiajmy – sapnął chłopak za mną. Nie miałam siły się z nim kłócić, wiec pokiwałam głową. Chłopak zgarnął moją dłoń, na co obdarzyłam go zaskoczonym spojrzeniem, jednak nie protestowałam. Skierowaliśmy się na główną ulicę i złapaliśmy taksówkę.
- Gdzie jedziemy? – spytał nas kierowca
- Do Freddiego* - odpowiedział chłopak zanim zdążyłam się odezwać.
Siedzieliśmy w barze patrząc się przed siebie. Czekaliśmy na swoje naleśniki, w miejscu, o którym wcześniej wspominał Hood.
- Muszę odebrać swój samochód spod komendy – szepnęłam przerywając ciszę
- Załatwiłem to. Eric odwiezie go pod twój dom – oznajmił chłopak, a ja pokręciłam głową. I znowu cisza. Po chwili kelner przyniósł nasze zamówienia: naleśniki z serem i szpinakiem i jabłkowe smoothie – smacznego – powiedział chłopak wgryzając się w swojego naleśnika.
Powoli wzięłam do ręki swój widelec i pokroiłam kawałek naleśnika, który był pyszny i rozpływał mi się w buzi. Normalnie bym go pochwaliła czy powiedziała coś miłego, ale nie miałam na to siły. Myślami byłam przy słowach Malika.
„Niebezpiecznie z nimi zadzierać"
„Mają jedną główną zasadę. Wrogów likwidować"
Chciałam być ich wrogiem? Mimo wszystko ja też trzymałam się swoich zasad: nie wchodzić z buciorami w ten świat. Ale jak widać, jest on w każdym zakamarku tego miasta i nie da się go specjalnie ominąć. Prędzej czy później i tak bym tam trafiła.
Poza tym, byłam poniekąd stróżem prawa. Byłam nad nimi. Mogłam więcej, dlatego też pozwalałam sobie na więcej.
„Za pół roku mogę ci załatwić wyjście stąd, czyste papiery i nawet kurwa bilety lotnicze."
Tak właśnie. Przestrzegałam prawa i byłam ponad nim. Jednak z doświadczenia wiem, że niektórych rzeczy nie da się uniknąć czy załatwić inaczej. Prawo ulicy jest proste, ale skomplikowane za razem. Było jednakowe lub nie było go wcale.
Równie dobrze mogłam odpuścić i oddać sprawę Ericowi i jego znajomym, ale nie chciałam tchórzyć. Nie teraz, gdy tak naprawdę miałam już podstawy by brnąć w to dalej.
- Czemu płakałaś? – zagadnął Hood wytrącając mnie z moich myśli
- Dobrze słyszałeś całą rozmowę – powiedziałam ze spokojem – sama jestem kobietą, więc nie wyobrażam sobie jakby taki los miał spotkać mnie.
CZYTASZ
Lovely Sponsoring // Calum Hood
Fanfiction- Podpisujemy ? - zapytał mężczyzna - Tak, podpisujemy - odpowiedziałam i wzięłam długopis od mężczyzny. Jednak nie dawało mi spokoju przenikliwe spojrzenie jego... >>Opowiadanie zawiera dużo scen erotycznych i brutalnych, więc czytasz na włas...