R35

125 21 7
                                    

Kiedy wróciłem do domu, zauważyłem stojący dom przed moim domem. Co najlepsze nie przypominam, żebym kupował taki złom jak ten i jeszcze to coś postawić przed swoją posesją. Jeszcze tak mi nie zryło bani.
Wysiadłem z swojego BMW X6 i podszedłem do gruchota, chwytając natychmiast za klamkę. Z impetem otowrzyłem drzwi, mając  wystawioną przed sobą broń. W środku siedziała Jennifer. Spojrzała na mnie i wymierzyła broń w moją stronę. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Żadne z nas nawet nie myślało o odłożeniu pistoletu.

- Co stało się słońce? - zapytałem jednak po chwili, opuszczając broń.

- Weź spierdalaj. Namieszałeś aż za bardzo...

- Nie masz czym się martwić słodka, ten debil wie już o wszystkim. Dostałem nawet pozwolenie od niego, że w razie potrzeby mogę strzelić tobie kulkę w łep - powiedziałem uśmiechnięty. - Dlatego radzę tobie spierdalać stąd i nie pojawiać się na moje oczy. Nie ręczę za siebie, jeśli coś zrobisz Sami i mojemu dziecku. Mam nadzieję, że wzięłaś to do swojego serca - powiedziałem, chwytając ją za gardło i lekko podduszając. Jednak po chwili puściłem ją.

- Samantha znienawidzi ciebie jeszcze bardziej, kiedy zostanę zabita. Nawet jeśli zrobi to ktoś inny, to jej oskarżenia padną na ciebie. Dlatego uważaj gdzie strzelasz - wyjaśniła, trzymając się za gardło. W jej głosie było słychać dumę.

- No i tutaj się zdziwisz Lady. Natychmiast zmieni o tobie zdanie, kiedy dowie się kim tak naprawdę jesteś. Sądzę, że nasza rozmowa dobiegła już do końca, więc żegnam ciebie. Muszę wrócić do swojej DZIEWCZYNY.

- Jeśli ją skrzywdzisz to zniszczę ciebie. Nawet twój bart tobie nie pomoże!

Zatrzymałem się na moment, analizowałem to co właśnie powiedziała. Zacisnąłem dłoń w pięść i spojrzałem na nią przez ramię.

- Myślisz, że mnie tak łatwo zabić? Żyję, aby chronić Samanthe przed takimi osobami jak ty. Dlatego odejdź póki jestem miły - powiedziałem przez zaciskające się zęby.

Młoda kobieta przemilczała to i posłusznie wsiadła do samochodu, odjeżdżają z piskiem opon. Wszedłem do środka domu, kierując się natychmiast do pokoju. Wystarczająco długo mnie nie było. Umyty i przebrany w piżamę, wszedłem do pokoju, gdzie był Xiaojun z Sami. Widząc jak tulą się do siebie, czułam małą zazdrość albo wściekłość. Bezradny usiadłem na krawędzi łóżka, zasłaniając dłońmi swoją zmęczoną twarz. Czyjś dotyk na moim ramieniu, sprawił u mnie małe zdziwienie.

- To ja już sobie pójdę - oznajmił Xiao.

- Zostań. Masz tutaj nagrzane łóżko. Chce ci się nagrzewać drugi raz łóżko? - położyłem się, a on obok.

Leżałam i patrzyłem na zmieszany wyraz Xiaojuna. Wtedy moja kobieta przybliżyła się do mnie i się jak do jakiegoś dużego misia. Wyglądała tak bardzo uroczo. Jun musiał się zdecydować, ponieważ położył się tuż obok mnie i tak jak Sami, przytulił się do siebie. Objął tą uroczą dwójkę, patrząc na sufit i rozmyślając nad kilkoma rzeczami, które nie pozwalały mi zasnąć.

Sam siebie zniszczyłem - pomyślałem.

- Nie możesz spać? - zapytała.

- Zaraz zasnę słońce. Nie martw się o mnie - pocałowałem ją w czoło.

Młoda kobieta wstała z łóżka, kierując się do łazienki. Obserwowałem każdy jej ruch, to jak trzyma się za brzuch i jej styl chodzenia. Po pewnym czasie przyszła do nas. Zanim ułożyła się, złożyła pocałunek na moich ustach. Chciałem to przedłużyć, nawet podnosząc się w górę, lecz ona położyła się i przytuliła tak jak wcześniej. Nic innego mi nie zostało jak na siłę pójść spać.

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz