R17

171 18 1
                                    

Obserwowałam panoramę miasta, myśląc nad tym wszystkim co miało miejsce trzy dni temu. Na teren osiedla zajechał wysoki, biały samochód, zatrzymując się przy moim samochodzi. Wyszedł z niego mężczyzna w czarnym garniturze, białej koszuli oraz czarnym krawacie. Patrzyłam na niego, zastanawiając się kim jest ten typ. Kiedy podniósł głowę, idealnie patrząc na mnie, zamarłam. Chwyciłam za telefon i podeszłam do okna, patrząc czy nadal tam stoi. Moje serce zabiło mocniej przez strach. Kun stał pod moim blokiem i czekał nie wiadomo na co. Już miałam wybrać numer do przyjaciółki, wtedy na ekranie telefonu widniał nieznany numer. Spojrzałam na Kuna i teraz był w towarzystwie dwóch mężczyzn. Postanowiłam odebrać. 

- Halo?
- Niuniu, zejdź na dół do mnie
- S-skąd masz mój numer?
- Mam kontatki, więc poproszenie o numer  zajestrowanie przez ciebie nie jest żadnym wyczynem
- Daj mi spokój!
- Hehe, w tym jest problem, że nie mogę
- Dlaczego?
- Wiesz o mojej przeszłości i jakim jestem draniem. Tacy ludzie wiedzący coś o mnie, trzymam na krotkim łańcuchu na wszelki wypadek. No i najważniejsze... Jesteś MOJA
- Nie! Nie jestem twoja! Daj mi spokój!!

Rozłączyłam się. Chwyciłam się za włosy, nie mając pojęcia co zrobić w tej chorej sytuacji. Dostałam wiadomość od niego, żebym zeszła na do niego. Walczyłam z swoimi myślami, pójść i oddać mu się w ręce czy zostać tutaj i czekać aż oni po mnie przyjdą. Usiadłam na środku salonu i zaczęłam płakać. Bałam się tak bardzo, że nie myślałam logicznie. Dzwoniła do mnie Jennifer.

- Jadę do ciebie. Zaraz porozmawiamy.
- On tu jest... Czeka na mnie pod mieszkaniem. Co mam zrobić?
- Mówił co chce od ciebie?
- Nie
- Zadzwonię po policję, a ty powoli idź do niego, kiedy przyjedzie policja uciekaj do mieszkania
- Dobrze
- Dam tobie znać kiedy masz wyjść

Poszłam założyć buty i podeszłam do okna. Zauważyłam jak Kun z kimś dyskutuje. Uchyliłam okno i patrzyłam na niego.

- Czekam na dziewczynę, ale coś długo nie wychodzi! Prosiła, żebym tutaj na nią poczekał! - krzyczał, żeby moja sąsiadka o piętro niżej usłyszała.

- Jak się nazywa?!

- Samantha!

- Szóste piętro i drzwi po prawej stronie!

- Jedzę stara - powiedziałam, zamykając okno.

Podeszłam do drzwi, upewniając się czy na sto procent są zamknięte. Wszystkie rzeczy osobiste schowałam i ukryłam się w szafie. Nie myliłam się, że przyjdą, ale nie wyważyli drzwi, tylko sobie poszli. Po chwili dostałam od Jennifer wiadomość, żebym wyszła, a Kun napisał czy jestem w domu. Trzęsąca wyszłam z mieszkania, kierując się do chłopaka. Gdy byłam przed wyjściem z budynku, Kun poprawił garnitur leżący na nim idealnie, podkreślając jego klatkę piersiową i ramiona. Kiedy zauważył mnie uśmiechnął się ciepło. Już kierował się do mnie, kiedy krzyk na nimi zwrócił uwagę wszystkich.

- Policja!!

Kun spojrzał na mnie zdezorientowany, żeby później spojrzeć na mnie z złością wylewającą się z jego ciemnych oczu. Zaczęłam uciekać do mieszkania, oczywiście zaczął biec za mną. Miałam już zamknąć, ale postawił swoją nogę utrudniając mi zamknięcie ich. Wszedł do środka zamykając drzwi na zamek. Powoli kierował się do mnie, a ja się cofałam do tyłu.

- Czego ty chcesz ode mnie?

- Czemu zadzwoniłaś na policję?!

- Nie dzwoniłam, możesz zobaczyć w moim telefonie, że nie wybierałam tego numeru... Może ktoś z sąsiadów.

- Kłamiesz!

- Ty też kłamiesz...

Chwycił mnie za szczękę i patrzył głęboko w oczy. Tak się bałam, że zakuło mnie w sercu. Chwyciłam się za nie, a w oczach zbierały się łzy, które spływały po policzkach do jego palców.

- Płacz nic tobie nie da - powiedział, przybliżając się do mojego ucha.

- Boli...

Spojrzał na moją dłoń, którą trzymałam teatralne na sercu. Puścił moją szczękę, przyglądając mojej osobie, marszcząc swoje  brwi nierozumiejąc mojego zachowania. Trudno było złapać oddech, dlatego zaczęłam oddychać ustami i walczyłam o każdy gram powietrza. Nawet nie wiem kiedy upadłam na ziemię, trzymając się za lewą pierś. Mężczyzna wziął mnie na swoje ręce i zniósł na kanapę, kładąc delikatnie na niej. Chwycił gazetę leżącą na szklanym stole i wachlował nią dla mnie.

- Sądzę, że to nerwobóle. Gdzie trzymasz leki na uspokojenie?

- Nie posiadam ich - powiedziałam, a z moich koncików spływały pojedyńcze łzy.

- Jeszcze sobie nie kupiłaś po tym co ja robię? Myślałem, że co najmniej całą aptekę wykupiłaś... Cholera - zaczął drapać się po karku.

Z kieszonki od marynarki wyjął telefon i zadzwonił na pogotowie. Zaczął znaczenie ich pośpieszać, krzycząc na nich, w głosie było słychać podenerwowanie. Rozłączył się, przeklinając pod nosem. Poszedł do kuchni, wziął szklankę i nalał do niej wody. Podszedł do mnie i w mojej torebce zaczął coś szukać. Miałam się juz odezwać, ale widząc, że wyjął lek przeciwbólowy. Stanął obok mnie, kładąc dłoń na moich plecach, podnosząc do góry, żeby było mi lepiej wziąć lek i popić go wodą.

- Staraj się uspokoić. Oddychaj przez nos, wydychając powietrze ustami - powiedział, głaszcząc po głowie.

Podszedł do okna i otworzył, aby do środka weszło trochę świeżego powietrza. Zdjął marynarkę i nagrzany materiał położył na mnie, żeby nie zmarzła i nie zachorowała. Patrzyliśmy sobie w oczy przez pewnien czas. Posłał mi uśmiech i kierował się do drzwi. Otworzył drzwi, po drugiej stronie stała przerażona Jennifer, patrząc na niego przerażona. Wyminął ją, weszłam do środka, a za nią ratownicy. Widziałam jak Kun stał za wejściem, patrząc w moją stronę z bólem w oczach, ale to nie powstrzymało go przed uśmiechnieciem się i pochachania do mnie. Ratownicy zaczęli badać, Jennifer podeszła do niego i zaczęła go bić. Chwycił ją za ramiona i przyszpilił do  ściany.

- Nie zależy mi na tym, aby jakikolwiek sposób was skrzywdzić - rzucił, patrząc na nią zły.

Spojrzał na mnie ostatni raz i odszedł. Razem z Jennifer patrzyłyśmy na siebie. Ratownicy prowadzili do ambulansu, żeby tam zrobić echo serca. Przyjaciółka ciągle trzymała mnie za dłoń, dając słowa otuchy. Patrząc w dach karetki, zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo go lubie za tą wrażliwość u niego, ale też mam ochotę walczyć z nim, stał się moim największym koszmarem. Nie chcę być dłużej jego ofiarą, ale pomyśleć, że może poprosić kogokolwiek i pomogą mu, jak z tym numerem. To wygląda tak jakby ktoś biedny chciał konkurować z osobą, która śpi na pieniądzach. Jednak będę musiała wymyślić coś co umożliwi mi w "pokonaniu" go.

  ☆

- Czy to konieczne gdy dobrze się czuję? - zapytałam lekarza.

- Miałaś może bóle lub ukłucia w klatce piersiowej?

- Od dwóch lat mam. Byłam z tym u lekarza i nic nie wykrył, powiedział mi jedynie, że to przez nerwy albo duży stres - wyjaśniłam, nieco spanikowana.

- Teraz zrobiliśmy inne badania. Wyszło z badani takie wyniki - podał mi kartkę.

Patrzyłam na nią jakby napisał na niej coś bardzo istotnego, ale w innym języku, a ja mam to zrozumieć. Podniosłam głowę, patrząc na mężczyznę po pięćdziesiątce.

- Lewa komora serca jest zaburzenia, ale to nie będzie utrudniać pani w zawodzie. Mogą być to zwykłe nerwobóle przez ciągły stres oraz zapalenie chrząstek żebrowych.

- Dziękuję - powiedziałam.

Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł z sali.

Spojrzałam na sufit i patrzyłam na niego jakby od tego zależało moje życie. Staję się coraz słabsza psychicznie jak i fizycznie.

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz