R11

177 19 28
                                    

Przez ostatnie kilka dni nie widziałem  Samanthy w psychiatryku. Zacząłem się zastanawiać, że mogło coś się jej przydarzyć. Czemu ona mną się tak nie interesuje jak ja nią. Zacząłem obserwować kilku osobową grupę pacjentów. Patrząc na nich jak dobrze się bawią, zaświtała mi pewna myśl. Teraz doskonale wiem co powinienem zrobić. Zacząłem zbliżać się do ich paczki. Kiedy mnie zauważyli, natychmiast każdy zamilkł oraz przybrali miny przypominające te do ścięcia głowy.

- Siema - powiedziałem.

- Czego chcesz? - zapytał chłopak z różowymi pasemkami. Chyba nazywają go Ten.

- Chciałbym się z wami zakolegować. Lekarz zalecił mi, abym poszukał sobie kolegów, może wtedy będę bardziej otwarty - wyjaśniłem kłamiąc im prosto w oczy.

- Mamy tobie uwierzyć w tą historię? Należysz do niebezpiecznych pacjentów, któremu zabicie kogokolwiek nie jest dla ciebie wielkim wyczynem. Dlatego nie dziw się teraz, że nikt nie chce utrzymywać z tobą kontaku - powiedział prawdopodobnie Xiaojun.

- Raczej nie. Robię to tylko w razie konieczności, nie kiedy mi się podoba albo nudzi - powiedziałem, wkładając ręce do przednich kieszeni.

- Pff, tylko osoba która jest słaba używa przemocy - powiedział chłopaczek w brązowych włosach. Chyba Winwin jak pamiętam.

Zacinąłem mocniej szczękę, aby nie powiedzieć czegoś niestosownego. Wtedy usłyszałem cichy chichot. Spojrzałem na chłopaka, który prawdopodobnie jest najmłodszy z nich wszystkich. Moża powiedzieć, że wręcz go porzerałem swoim wzrokiem.

- Każdy ma jakąś słabość - najstarszy kiwnął głową. Zwróciłem całą swoją uwagę na Tena.

Odkręciłam się do tyłu i zauważyłem Samanthe. Zacząłem zbliżać się do dziewczyny, szybkim, ale pewnym krokiem. Kiedy spojrzała na mnie, odruchowo uśmiechnąłem się do mojej piękności. Czułem ekscytację jak małe dziecko. Gdy stałem przed nią, wziąłem jej lekko chłodne dłonie w swoje, patrząc w jej jasne oczy.

- Kun, ogarnij się - powiedziała szeptem, posuwając mnie od siebie.

- Coś się stało? Dlaczego nie było cię tak długo? Wszystko w porządku skarbie?

- Masz mnie tak nie nazywać. Tak w ogóle, to weź mnie puść - powiedziała już zdenerwowana, zabierając swoją dłoń z moich.  

- Co mam zrobić, żebyś mnie zauważyła jako...?

- Hehe, ciebie nie da się NIE zauważyć - zschichotała i podeszła do dziewczynki.

Zacisnąłem dłoń w pięść i poszedłem do dziewczyn. Stanąłem za Samanthą, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Ayano, pamiętasz moją kłótnie z mamą? Twoja mama... Oddaje ciebie do innego miejsca gdzie są inne dzieci, takie jak ty... Będziesz mam mieszkać z innymi dziećmi.

- Zobaczę jeszcze mamę?

- Chyba, tego nie wiem. To wszystko zależy od niej.

Dziewczynka przytuliła się do niej. Mocno ją objęła. Marszcząc brwi, przeszedłem za plecy dziewczynki, widząc łzy Samanthy. Kucnąłem patrząc na nią nieco zmartwiony. Spojrzała na mnie, ja wtedy rozłożyłem ramiona. Przysunęła się do mnie i objęła mnie w pasie.

- Przez jej matkę mogę zostać zwolniona... Wtedy nie uratuję swojej siostry - mówiła płacząc.

- Już, spokojnie. Nie zostaniesz zwolniona - powiedziałem, podnosząc wzrok na dyrektorkę. Głaskałem ją po głowie, żeby nie płakała.

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz