R41

74 13 2
                                    


*4 dni temu*

Siedziałem na ławce, trzymając się za obolały bolik. Nie mogę uwierzyć, że Kun był zdolny do podniesienia na mnie ręki. Był dla mnie kimś więcej niż tylko szefem. Był osobą, za którą byłbym w stanie skoczyć w ogień, chciałem się stać taki jak on. Mieć wszystko co tylko zechcę i nie przejmować się konsekwencjami, które za tym idą. W pewnym momencie ktoś dosiadł się do mnie. Spojrzałem na siedzącą raz obok mnie osobę.

- Co tutaj robisz? Jest to teren Kuna - zacząłem, przyglądając się jego rysom twarzy.

- A czy wyglądam jakby mnie to w jakimś stopniu ruszyło? - zapytał patrząc na mnie.

- Nie a powinno. Jest teraz bardzo wściekły przeze mnie i przez to nie chcesz z nim zadzierać, zwłaszcza w takim stanie - swój wzrok przeniosłem na swoje czerwone dłonie od zimna.

- Wszystko widziałem co zrobił. Uderzył ciebie, a później jeszcze groził bronią. Byłeś tak bardzo przestraszony, że wystarczyło jeszcze chwilę potrzymać broń, abyś się rozpoznał.

- Wciąż nie rozumiem, dlaczego to zrobił. Przyjechałem z nią na ten jebany cmentarz, a on zadzwonił, abym przyjechał do domu, bo jest coś pilnego... Co powinienem zrobić w takim razie?

- Nie żyj przeszłością, tylko bierz z niej lekcję. Naszego brata już zabito, przez to, że nie byliśmy wystarczająco szybcy, aby zareagować na czas. Nie pozwólmy na ten sam błąd z Samanthą - wyjaśnił, patrząc przed siebie.

- Ona jest z nim w ciąży. Nie możemy go zabić.

- Możemy. Dziecko nie przyszło jeszcze na świat, więc mam sześć miesięcy, na zlikwidowanie zbira.

- Nie mogę. Obiecałem mu swoją lojalność - powiedziałem jakby z żalem w głoście.

- Zrobisz to. Raz to zrobił, więc drugi raz także się powtórzy. Kun nie już w stanie zaufać tobie po tej akcji- mówił, w stając z ławki..

- Udowodnię swoją lojalność wobec...

- Nie Dejun - spojrzał na mnie. - Działaj dalej, tak jak zaplanował to Moon.

- Niech ci będzie.

- Trzymaj się bracie - objął mnie i zaczął odchodzić.

- Yoonoh - zawołałem. Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. - Ty też trzymaj się.

Jego uśmiech na twarzy powiększył się i odszedł stąd szybkim krokiem. Zacząłem kierować się w stronę domu, ale dźwięk łamania się gałęzi sprawił u mnie mały strach. Patrzyłem w kierunku, skąd doszedł ten chwilowy dźwięk. Przeglądałem się przez dłuższy czas. Kiedy zacząłem zbliżać do miejsce skąd to usłyszałem. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk jeszcze raz dźwięk i po chwili ukrywająca osoba zaczęła uciekać. Rzuciłem się w bieg za mężczyzną, który próbował wejść do zamkniętego garażu. Nie czekając na nic, chwyciłem go za włosy i z całej siły uderzyłem o pancerne drzwi. Objąłem ręką jego szyję, zaczynając go dusić.

- Ile słyszałeś?

- Pierdol się - wyjęknął cicho.

Wbiłem mu palec w oko, przez co zaczął krzyczeć z bólu. Chcąc go uciszyć, nabrałem śniegu w dłoń i wsadziłem go w jego usta. Ręką którą dusiłem, zaczynałem zaciskać mocniej na jego szyi.

- Zapytam ostatni raz... Ile słyszałeś?

Pokazał mi środkowy palec. Pod wpływem gniewu chwyciłem jego głowę obiema dłońmi i sprawnym ruchem skręciłem mu kark. Ciało swobodnie spadło na zamarzniętą ziemię. Rozejrzałem się do okoła, uprawniając się czy na pewno nikogo nie ma w okolicy. Wziąłem go za rękę i ciągnąłem za sobą aż do lasu. Oparłem go o drzewo, zasypując białym,  puszystym śniegiem. Wracałem tą samą drogą, chuchając w zamarznięte dłonie. Nagle zaświeciło się światło na schodach, po czym wyszedł Kun i co najgorszcze, patrzył w moją stronę. Szybko schowałem się za drzewem, stojącym zaraz obok mnie. Jest noc, nie mógł by zauważyć mnie ubranego na czarno, na czarnym tle. Wychyliłem się, żeby zobaczyć co robi, ale jego już nie było, a światło było zgaszone. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, kierowałem się do budynku. Starałem się wejść niezauważony do środka i pójść do pokoju. Dałem radę zdjąć buty i powiesić grubą kurtkę na wieszak. Przy drzwiach do mojego pokoju przyłapał mnie Yangyang.

- Gdzie byłeś?

- Nigdzie. Miło że się martwisz o mnie, ale nie musisz tego robić - rzuciłem, otwierając drzwi jakby nic się nie stało.

- Trzęsiesz się, masz czerwone dłonie, które świadczą o zamarznięciu, a na twojej twarzy rysuje się strach.

- Coś jeszcze Sherlocku?

- Tylko grzecznie pytam ciebie. Co cię ugryzło?

- Sprzątałem swój samochód, więc byłem na dworze, stąd te czerwone łapy, a strach może przez przestraszenie się zwierząt z lasu - wyjaśniłem poirytowany.

- Nie mogłeś tak od razu?

- Niby tak... Jestem zmęczony. Będzie lepiej jeśli pójdę już spać - powiedziałem, zamykając drzwi.

Kolejnego dnia jadłem śniadanie zastanawiając się co będzie z tamtymi zwłokami, które spochwałem pod śniegiem. Kun zorientuje się, że nie ma jednego człowieka. Z moich rozmyśleń wyrwała Samantha, która uderzyła dłońmi o stół.

- Co się ociągasz?

- Wolałem starą wersję Samanthy - powiedział, sądząc, że ona sama pociągnie ten temat dalej.

- Uwierz, ja bym chciała całkiem wrócić do momentu, w którym dostaję propozycję od dyrektorki. Gdybym wtedy widziała co mnie czeka, pewnie bym się nawet zwolniła.

- Nie zawsze masz okazję zajść w ciążę w wieku dwudziestu dwóch lat.

- Zgadza się. A ciebie co trapi? - usiadła zaraz obok mnie.

- Odezwał się do mnie brat. Kazał mi go zostawiać, żebym żył teraz z nim, ale jest problem. Jeśli odejdę Kun odbierze to jako zdradę i mnie zabije. Wtedy on oferował propozycję, abym go zabił.

- Zrobisz to?

- Z jednej strony byłbym wolny, a ty nie będziesz cierpiała w tym związku. Lecz z drugiej strony, jest ojcem twojego dziecka.

- Kto jest ojcem? - zapytał Winwin, podchodząc do nas.

- Samantha znów pokłóciła się z swoim ojcem - odpowiedziałem.

- Będzie dobrze - poklepał ją po ramieniu i poszedł dalej.

- Teraz mnie rak źle nie traktuje. Choć powodem tego jest pewnie dziecko. Zależy mu na nim i to bardzo.

- Nic nie zrobimy bez twojej zgody. Zdecyduj.

- Chyba go kocham, ale jestem świadoma tego, że to jest toksyczna miłość.

- Masz czas do jutra, później ja z bratem zdecydujemy.

- Co się stało z twoją lojalnością wobec niego?

- Nie ma w momencie, kiedy mnie zawiódł. W końcu przejrzałem na oczy i zrozumiałem w jak głębokie bagno wpadłem. Jedyne co mogę zrobić to chwycić się za brzytwę.

- Rób jak uważasz z swoim bratem. Każdy ma prawo do normalnego życia.

Wstała od stołu i podeszła do Kuna. Oboje usiedli na kanapie, przytulając się do siebie nawzajem. Jak bardzo trzeba być dwulicowym człowiekiem, żeby przytulać i całować drugą osobę, żeby później wbić nóż w plecy?

_____________
____________________
__________________________

Specjalnie dla was rozdzialik z okazji końca roku szkolnego. Mam nadzieję że jesteście zadowoleni z swoich świadectw ❤




𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz