R8

175 16 4
                                    

Dziś wyjątkowo wcześnie przyjechałam do pracy. Była ósma trzydzieści, za wcześnie jak na mnie, ale to ma swój cel, który muszę zrealizować. Stanęłam przed drzwiami, przyglądając się czy nikt mnie nie widzi, wtedy przybliżyłam wizytówkę, a drzwi się otworzyły. Mężczyzna spał, wzięłam krzesło i postawiłam je na przeciwko łóżka. Specjalnie zrobiłam to głośno, lecz on się nie obudził. Postawiłam wypowiedzieć jego imię.

- Qian...

Nadal nie reagował na to co mówiłam.

- Qian Kun.

Spojrzałam na korytarz, ochrona przeszła obok naszych drzwi. Serce waliło mi jak młot. Jestem zmuszona do dotknięcie jego, czego nie chcę i obawiam się, co może być później. Sama się pcham do paszczy lwa.
Położyłam dłoń na jego wystającą dłoń poza kołdrę. Jego dłoni była bardzo ciepła w porównaniu do mojej. Spojrzałam na jego twarz. Miał otwarte oczy, przyglądał mi się z nienawiścią. Kiedy zbierałam dłoń, on chwycił mój nadgarstek, przyciągając do siebie. Leżałam na jego łóżku, on natomiast wisiał nade mną przyglądając się mojej osobie. Trzymał mnie teraz za oba nadgarstki.

- Co tu robisz?

Mogłam się spodziewać, że Kun bardzo ciepło przywita mnie. Jego twarzy wyrażała ogromny gniew, u mnie natomiast przeważał strach.

- Chciałam z tobą porozmawiać.

- Mogłaś przecież później - zacisnął dłonie na moich nadgarstkach.

Jęknęłam z bólu, na co ten tylko prychnął z rozbawiena.

- Powiedz mi tylko czy to jest prawda. Dyrektorka bije ciebie, żebyś był taki jaki jesteś teraz?

- Skąd ty to wiesz?

- Słyszałam wczorajszą rozmowę... Dlatego masz te siniaki? - stwierdziłam bardziej niż zapytałam.

Kun czuł się lekko zakłopotany tym. Jego wzrok lądował wszędzie tylko nie na mnie. Zamknął oczy i opadł na mnie, kładąc swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Położyłam jedyną dłoń na plecach, drugą na głowie, głaszcząc delikatnie.

- To trwa przez dłuży czas... Wiedziało o tym dwóch lekarzy, ale żaden nie raczył mi pomóc. Jestem skazany tylko na siebie, ale w taki osób jestem bezsilny - wyżalił.

Podniósł moje biodra do góry, aby objąć mnie w okolicy krzyża. Przytulił się do mnie i wyglądał na takiego bezbronnego, aż było mi przykro co go tu spotkało.

- Bardzo mi przyrko. Postaram się ja coś zadziałać... Możemy usiąść? Nie chcę, żeby ktoś nas nakrył w takiej dwuznacznej pozycji.

- Jestem śpiący.

- Zaraz pójdziesz spać. 

- Eh.

Usiadł i patrzył na mnie swoją standardową miną. Poprawiłam włosy oraz strój. Spojrzałam w jego oczy. 

- Od dziś także jesteś moim pacjentem, więc...

- Żartujesz sobie? To nie jest zabawne - powiedział, grożąc mi palcem.

- A wyglądam jakbym żartowała?

- Yyy... Tak.

- Nie ważne. Inni widzą jaki jesteś "grzeczny" będąc moim pacjentem, dlatego jest postanowione, że to ja mam zająć się tobą. No i tutaj moje pytanie do ciebie. Dlaczego ja?

Zamilkł. Patrzyłam na niego wyczekująco, wolałam to przemilczeć, aby nie powiedzieć czegoś nie potrzebnego.

- Dużo słyszałem o tobie od innych. Nie zostawisz ludzi chorych, jak my na pastwę losu, lecz pomagasz jak tylko potrafisz. Myślałem, że u ciebie znajdę pomóc, którą tak bardzo chciałem uzyskać. Ale widać udałem się do nieodpowiednich ludzi.

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz