R25

132 13 9
                                    

Upłynęło raptem trzy dni od tamtego wydarzenia. Dzisiejszy dzień listopadowy jest jednym z najtrudniejszych w moim życiu. Stoję już przy drugim grobie i patrzę się na ten grób z zmęczonymi oczami. Wszystkie moje łzy skończyły się dawno. Jestem wrakiem człowieka. Andrew, mój drogi przyjaciel leży teraz pod piachem jakąś godzinę, a teraz patrzę  jak chowają moją siostrę. To nie taka miało być. To ona powinna chować mnie z rodzicami, a nie my ją i to w tak młodym wieku.
Wszyscy płaczą oprócz mnie. Zamknęłam oczy i jedna pojedyncza łza spłynęła po zimnym policzku. Nic nie widziałam i nie czułam.

Obserwowałem uważnie Samanthe i widząc jak zamyka oczy i zaczyna spadać na zimną ziemię, w ostatniej chwili udało mi się ją uratować.
Trzymałem ją w swoich ramionach, spoglądając na przestraszonych ludzi, aby nie robić zamieszania wziąłem ją na ręce i odszedłem stamtąd.

- Pomogę - powiedział jakiś mężczyzna, a ja szybko zadzwoniłem po pogotowie.

Patrzyłem na nieprzypomną dziewczynę, która jest na skraju wytrzymałości. To wszystko niszczy ją psychicznie, zacisnąłem oczy oraz pięść ze złości, ale zarazem bezradności. To nie tak miało wyjść. To nie tak miało się potoczyć!

Po pięciu minutach przyjechała karetka i zabrała stąd nieprzytomną dziewczynę. Oczywiście pojechałem razem z nią do szpitala, trzymając jej dłoń.

- Będzie... Trzymaj się - pocałowałem jej lodowate dłonie.

W szpitalu leżała na łóżku już przytomna. Patrzyłem się przez okno, z którego widziałem miasto i biały, wysoki samochód. Wyszedł z niego Qian. Zacisnąłem zęby ze złości. Chwyciłem swój płaszcz i kierowałem się na zewnątrz.

- Co tutaj robisz?! - zapytałem pokazując na niego placem.

- Wyszedłem, zapłaciłem im i o to jestem - powiedział. Chciał pójść do szpitala, ale położyłem dłoń na jego klatce. Spojrzał na mnie marszcząc brwi. - Co to ma znaczyć?

- Qian, to wszystko za daleko zaszło. Ona tego nie wytrzyma ani minuty dłużej. Wykończysz tą dziewczynę na śmierć - przybliżyłem swoją twarz do jego polika.

- Mam prawo...

- Nie masz żadnego prawa.

- Sprzeciwiasz mi się w tej chwili? - spojrzał groźnie na mnie.

- Tak. Od momentu kiedy jeden z naszych próbował mnie zabić.

- A co? Miał cię głaskać po głowie przy niej?

- Nie tak się umawialiśmy - pogroziłem mu palcem.

- Ona i tak będzie moja. Ona widzi w tobie tylko kolegę z pracy - popchnął mnie.

Podszedł do samochodu i z piskiem opon odjechał z placu parkingowego. Odsłonił mi widok, który zasłaniał jego samochód. Stała przerażona Jennifer, która zaczęłam biec do szpitala. Nim weszła do środka, chwyciłem ją za ręką i przyparłem do ściany.

- Jesteś w zmowie z Kunem!

- Chcę żyć do tej czterdziestki! Każdy dzień jest dla mnie walką o przetrwanie, a z nim mam gwarancję na przeżycie!

- Samantha dowie się...!

- Nie dowie się - powiedziałem przez zaciskające zęby. Wyjąłem broń spod koszuli i przyłożyłem gnata do jej skroni. Była przerażona, a po jej skroni spływała kropla potu.

- Co masz zamiar zrobić?

- Póki będziesz trzymać język za zębami będzie dobrze.

Wtedy ktoś wszedł do środka. Mężczyzna około czterdziestki, patrzył przerażony i już chciał kogoś zawiadomić, ale oddałem szczelny strzał w jego głowę. Szybko stamtąd wyszliśmy.

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz