R37

96 11 2
                                    

Poprosiłam Kuna, aby powiedział, w którym miejscu leży grób Taeyonga. Jakby nie patrząc, dużo zrobił dla mnie, za co jestem bardzo wdzięczna. Xiaojun zawiózł mnie na cmentarz, na którym się znajduje, a sam natomiast musiał pojechać i załatwić kilka spraw. Zaczęłam iść alejkami, szukając czarnego pomniku z złotymi literami i zdjęciem, kiedy miał czarne włosy. W końcu znalazłam i przystanęłam przy nim. Patrząc na jego zdjęcie przez łzy. Zginął tak na prawdę przeze mnie. Chciał jedynie chronić mnie. Zaczęłam się modlić za niego i zapaliłam znicz, który kupiłam specjalnie dla niego.

- Mam nadzieję, że tam gdzie jesteś... Jest tobie dobrze i nie musisz już cierpieć, tak jak tutaj. Do zobaczenia kiedyś, Taeyong.

Kierowałam się teraz do siostry. Zrobiłam tak samo jak u Taeyonga, pomodliłam się za nią i postawiłam znicz z sercem. Wzięło mnie na wspominkę, kiedy byłyśmy takie małe i dla nas czas zabaw mógł trwać wiecznie. Widziałam jej piękny uśmiech, który bez żadnego zastanowienia mogę porównać do promienia słońca. Była bardzo przyjazną i towarzyską osobą, co niestety zabrała choroba. Zaczęłam iść w stronę w stronę, gdzie został pochowany Andrew. Zobaczyłam, że stoi przy nim jego córka z jakąś kobietą około trzydziestki. Zatrzymałam się i spojrzałam na bok, widząc pomonik z dużą ilością róż. Zaczęłam doszukiwać się kto to, kiedy odsunęłam róże, zamarłam.

- Kato Hikari - powiedziałam, odsuwającsię od niej.

Świadomość, że została pochowana i niezobaczę jej więcej, jest bardzo przykre. Może była dla mnie niemiła, ale nie zasłużyła na śmierć. Kątem oka, zauważyłam jak oddalają się od pomnika, więc zaczęłam powoli iść w jego stronę. Stojąc już przy nim, zaczęłam modlić się za niego. Kiedy zapaliłam znicz, jeszcze chwilę postałam w ciszy, ale nie zadługo.

- Bardzo mi ciebie brakuje. Widziałam przed chwilą Grace, jest mała i straciła dwóch rodziców w tak krótkim czasie... Nie wiem czy widzisz, ale można powiedzieć, że wpadłam w głębokie bagno. Najgorsze jest to... Nie widzę dla siebie wyjścia - starałam się powstrzymać łez, które już zaczynały spływać po moich policzkach.

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na jego zdjęcie. Wygląda na nim szczęśliwy i równocześnie biło od niego spokój.

- Gdybyś żył, napewno dałbyś mi jakąś poradę, co mam zrobić w tej sytuacji. Jednak już tego nie zrobisz. Chciałam tobie podziękować za wszelką pomoc oraz za to... Że byłeś moim przyjacielem. Jestem tobie bardzo wdzięczna.

- Pewnie nie jedna osoba dziękuje mu za to, że pojawił się w jego życiu - powiedział młody mężczyzna, stając obok mnie.

Spojrzałam na niego. Miał okulary przeciwsłoneczne, a ubrany był w zwykły płaszcz, czarne spodnie, adidasy i do tego koszula biała. Patrzyłam na niego do momentu, aż nie przekręcił głowę w moją stronę. Kiedy złapaliśmy kontakt wzrokowy, natychmiast spojrzałam przed siebie.

- Skąd znasz Andrew?

- Pracował wcześniej dla mnie, zanim poszedł pracować w szpitalu psychiatrycznym. Pomimo tego, traktowaliśmy siebie nazwanej jak dobrzy przyjaciele. Kiedy dowiedziałem się o jego śmierci, było mi bardzo przykro. Na pogrzebie w pewnym momencie nie wytrzymałem i wyszedłem. Jednak wolę pamiętać go uśmiechniętego, a nie chowanego do grobu.

- To ty byłeś tym mężczyzną, który wyszedł podczas ceremonii - stwierdziłam, nie patrząc na niego. - Wtedy zastanawiałam się czemu wyszedłeś... Sama bym także poszła, ale wiele dla mnie znaczył i chciałam zostać do samego końca. Pomimo, że wcześniej miałam pogrzeb siostry.

- Pogrzeb dwóch najbliższych osób... Jesteś bardzo silną kobietą.

- Nie jestem silna i prawdę mówiąc to nigdy nie byłam. Pomimo dużo cierpienia, do którego powinnam przywyknąć, ja nadal po prostu płacze.

- Jesteś silna, stoisz tutaj teraz ze mną. Jesteś w stanie poprzypominać sobie o Andrew i nie płaczesz jak dziecko. Mimo dużego cierpienia, ty nadal stoisz tutaj, wśród innych ludzi. Tylko osoba silna, stawia czoła takim wyzwaniom jak te.

Spojrzałam na niego bez żadnego słowa. Wypuściłam głośno powietrze i powoli zaczęłam odchodzić.

- Kun pewnie dobrze opiekuje się tobą?

Zatrzymałam się, słysząc imię swojego narzeczonego. Bałam spojrzeć temu mężczyźnie w twarz, gdy ciemne myśli krążyły po głowie. Słysząc jak zbliża się do mnie, chodząc po zrobionej kostce, wokół innych pomników. Niepewnie spojrzałam w jego stronę. Mężczyzna stanął obok mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.

- To zabawne, że zgodziłaś się wyjść za niego, pomimo tyle cierpienia, ile tobie zafundował. Co ciebie trzyma przy Kunie? Co zrobił takiego, że postanowiłaś powiedzieć tak, wiedząc jakim jest człowiekiem.

- W każdym człowieku jest coś pięknego. Może zrobił wiele głupich rzeczy i ma dużo za uszami, ale jest tylko człowiekiem. Człowiekiem, który ma prawo robić błędy. Wszystko to co zrobił, Bóg go oceni nie my - spojrzałam w jego okulary i odeszłam stamtąd jak najszybciej. Nie podoba mi się ten typ.

- Zastanów się, czy na pewno jesteś przy nim bezpieczna!

Słysząc to, szłam nadal przed siebie, szukając telefonu w torebce. Los tak niesprawiedliwy, że jestem zmuszona pójść na przystanek autobusowy i z niego skorzystać. Mój telefon najpewniej został w samochodzie Xiaojuna, ma tylnych siedzeniach. Spojrzałam za siebie i zauważyłam jak idą za mną dwóch mężczyzn z pochodzenia Azjatyckiego. Zaczęłam truchtem zbliżać się do pobliskiego przystanku, który był po drugiej stronie cmentarzu. Przebiegłam przez drogę, gdzie nie było pasów, dlatego nie obyło się bez trąbienia ze strony kierowców. Na moje szczęście przyjechał autobus. Nie obchodziło mnie gdzie jedzie, po prostu chciałam uciec od nich jak najdalej się dam. Później będę martwiła się co zrobić. Weszłam do środka pojazdu, natychmiast wchodząc w tłum ludzi. Zaczęliśmy odjeżdżać. Szło dwóch mężczyzn, jeden ubrany na czarno, drugi natomiast był ubrany w białą bluzę i buty, niebieskie jeansy, do tego czarną czapkę z daszkiem. Mężczyzna w garniturze, zaczął szukać mnie po ludziach. Zwróciłam się do pewnej pary siedzącej przede mną.

- Mam do was prośbę, możecie mnie schować między swoimi nogami i zasłaniać tymi torbami?

- No nie wiem - powiedział podejrzliwie młody mężczyzna.

- Proszę. Muszę się schować.

- Pomóżmy jej - powiedziała kobieta, niewiele starsza ode mnie.

- Tutaj jesteś dziwko!

Poczułam jak chwyta mnie za włosy i wywala na ziemię. Ludzie natychmiast odsunęli się od naszej dwójki. Opierałam się na dwóch rękach, patrzyłam na niego z dołu, ze strachem w oczach.

- Niby twój mąż taki opiekuńczy, a nawet nie dał tobie ochrony. Jest zwykłym palantem - powiedział, uderzając mnie w twarz.

Chwycił mnie za włosy i zmusił do wstania z ziemi. Patrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem na twarzy. Zbierając resztki swojej odwagi naplułam mu prosto w twarz. Wściekły, wytarł ślinę i chciał mnie uderzyć. Ktoś chwycił jego nadgarstek, uniemożliwiając mu uderzenie.

- Wiesz, że kobiet w ciąży się nie bije?

- Kim ty jesteś do kurwy?!

- Kun - wyrzuciłam z siebie.

- Dla twojej wiadomości, nigdy nie zostawiam jej bez opieki. Tylko pojebany człowiek nie zrobiłby tego.

Po tych słowach wkręcił mu rękę. Mężczyzna krzyknął, puścił mnie i chwytając się za rękę. Głową uderzyłam o jeden pręt.

_______________
_______________________
________________________________

Przepraszam, że tak długo mieliście czekać na ten rozdział, ale nie mam czasu na pisanie. Jak już piszę to urywkami. Nie będę nic obiecywać, bo jestem w stanie stwierdzić jak będzie za tydzień lub nawet za dwa 😔

Mogę powiedzieć tak, jak chcecie to czekajcie na kolejny rozdział albo odpuście czytanie i poczekajcie aż skończę pisać to opowiadanie.

Miłego dnia kochani ❤

𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz