R3

184 21 2
                                    

Schowałam do torby to co było mi potrzebne, czyli spakowałam czarne szpilki, białe długie spodnie oraz czarną bluzkę z dekoltem. Sama teraz ubrałam się w czarne spodnie z wysokim stanem oraz miętowy sweter. Mogłam teraz już  wyjść z mieszkania. Jazda nie mi zbyt wiele czasu, dlatego nie śpieszyłam się do roboty. Na miejscu wyszłam z samochodu, zauważając siedzącego na schodach Jeffa, który trzymał papierosa między dwoma palcami.

- Jeff, wszystko okej?

- Policja poprosiła o dokumenty na temat Wanga i porozmawia z nim co się stało w jakimś tam klubie. Poinformowałem go o tym, chuj zaczął mi grozić śmiercią. Nawet zaczął grozić, że zrobi coś mojej rodzinie.

- Jeff, weź sobie urlop. Dobrze tobie to zrobi. Ja się nim zajmę - powiedziałam, przyjemnym głosem. Chociaż starałam się żeby taki był.

- Nie. Póki żyje nie dam tego chuja nikomu innemu, a zwłaszcza tobie niuniu. Jesteś tutaj za krótko, żeby wziąć go pod swoje skrzydła. 

- Tak jest decyzja dyrektorki.

- Ocipiała! - wstał i poszedł do środka.

- A ty dokąd!?

- Wybić jej ten głupi pomysł!

Wypuściła głośno powietrze i sama również  udałam się do środka budynku. W naszym pokoju nikogo nie było, więc spokojnie mogłam się przebrać i pójść do swoich pacjentów. Tak jak zwykle odchaczyłam swoich i poszłam na przerwę, no i musiałam udać się do pacjentów Andrew. Yuta ponownie zamknął się w sobie. Nie wiem dlaczego.

- Ktoś tobie powiedział coś przykrego?

Spojrzał na mnie bez słowa. Jego spojrzenie  mówiło tylko jedno "daj mi kobieto spokój". Zaczęłam się zbierać, nagle przemówił. 

- Ile może trwać u mnie depresja?

- Masz głęboką depresję... Było wszystko w porządku, a ty znów zamykasz się w sobie... Coś się stało? - zapytałam, klęcząc przy siedzącym na ziemi młodym mężczyzną.

- Powiedziano mi, że te leki co dajecie nie są od depresji.

- Co za bzdury tobie ktoś rozpowiada - chciałam go dotknąć, ale powstrzymałam się. - Sama daje mojej pacjetce te same leki co ty dostajesz, tylko mniejsza dawka, bo ma dopiero dziesięć lat.

- Ale on mi to udowodnił. 

- Nie słuchaj się jego. On chce po prostu  wykorzystać twoją depresję, żebyś zrobił sobie  krzywdę... My jesteśmy tutaj po to, żeby pomagać takim słodkim ludzikom jak ty czy ona - uśmiechnęłam się. Lecz on nie odwzajemnił tego gestu i dalej patrzył przez okno.

- Jasne.

- To ja pójdę. Jutro mam dla ciebie niespodziankę.

Zamknęłam drzwi i szłam przed siebie. Kierowałam się do naszego pokoju po teczkę o tym Wangu. Mając ją mogłam już pójść. Nieco przyśpieszonym krokiem kierowałam się do sali trzysta dziesięć. Na korytarzu nikogo nie było, więc tupot moich obcasów rozchodził po całym korytarzu. Po drodze przeglądałam dokumenty. Zatrzymałam się dopieto przed drzwiami i spojrzałam na swoją obolałą nogę  od kilku dobrych minut.

- Szlak.

Z mojej nogi leciała krew. Są to nowe buty, więc nic dziwnego, że już sobie ją obtarłam.
Po pięciu minutach, ochrona wyprowadziła  Jeffa z tej sali. Przeraziłam się tym co mówił, jeszcze szarpał się z nimi. Spojrzał się na mnie,  jego oczy mówiły wiele. Odezwał się po krótkiej ciszy. 

- Nie wchodź tam! To wariat!

Opuściłam głowę i niepewnie weszłam do środka. Czułam obawy przed tym wszystkim.  Obok mnie rozbiło się coś szklanego o ścianę. Przestraszona, jękłam i zacisnęłam oczy.

- Orient. Było złapać.

Wzięłam wdech i już pewniejszym krokiem  zajęłam miejsce przy stole. Czułam jak młody mężczyzna bacznie obserwował mnie. Mimo tego przeglądałam jego dokumenty do końca.  Panowała cisza. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu jakby po raz pierwszy tutaj zawitał.

- A oni nas tak non stop obserwują czy chodzą  na przerwy?

- Robią zmiany - odpowiedziałam niechętnie, patrząc ma kartkę. 

- A jednak masz język w gębie. Myślałem, że  przyprowadzili mi niemowę - skomentował, uśmiechając się cwaniacko.

- Widzisz co robię, to po co mi przeszkadzasz?

Wzięłam szklankę i nalałam do niej wody. Dziś strasznie mnie coś suszył. Przekręciłam kilka kartek do przodu, ponieważ coś mi nie pasowało. Po chwili kopnął w nogę od stoła. Spojrzałam na niego. Patrzył mi prosto w oczy z cwaniackim uśmiechem na twarzy, dalej kopiąc w nogę od stoła. 

- Zachowujesz się jak dziecko.

- Każdy ma w sobie zalążek dziecka. Patrząc na ciebie wnioskuję, że za bachora, rodzice  trzymali cię na krótkim łańcuchu. Czyli dla nich tylko liczyła się twoja nauka, nie twoje życie.

Patrzyłam na niego zaskoczona. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, bo mężczyzna zgadł moją przeszłość, gdy ja tylko siedziałam i czytałam. Moja fascynacja skończyła się, gdy kopnął poraz kolejny w nogę, a wtedy nieco kwadratowa szklanka przewróciła się prosto na papierty. Chyba chciał uzyskać taki efekt.

- Oszakałeś?!

- Jestem w psychatruku, więc tak, oszalałem - powiedział z lekkim uśmiechem i po chwili  zaczął się śmiać. 

- Słuchaj - powiedziałam podchodząc do niego. - Ze mną nie będziesz się tak bawić jak z innymi - chwyciłam go za biały kaftan.

No właśnie, jego kaftan nie był zawiązany. Młody mężczyzna uśmiechnął się i za nim zdążyłam posunął się, on swoją rękę położył na moim karku, ściągając go mocno. Przez ból  jaki fundował, pochyliłam się do przodu.
Nasze twarze były blisko siebie, na lewym policzku czułam jego oddech, który sprawiał u mnie dreszcze. 

- Fajnie, że dali i taki kawałek mięska. Na pewno go skosztuję.

- Puść... Wang, puść mnie - złapałam go za rękę.

- Sama tego chciałaś.

Puścił mnie, wtedy poleciałam do tyłu. Czułam ból w kostce, lecz nie chciałam panikować, zwłaszcza przy nim. Powoli wstałam z ziemi i poprawiłam swój strój. Sprzątnęłam dokumenty naciskając przycisk pod stołem. 

- To tyle?

- Tak, na dziś to koniec. Uzupełnione notatki dam lekarzowi Fortmanowi. To on się  tobą  zajmie - wyjaśniłam patrząc w jego oczy. 

- Czemu nie ty?

- Ja zajmuję się damską częścią... Poza tym nie chcę mieć takiego pacjenta jak ty, który  wszystkich doprowadza do szaleństwa - wyjaśniłam.

Czekałam na tą ochronę. Wang siedział  i patrzył na mnie, tak jakby chciał mnie zamordować. Pewnie jak każdego kto tutaj  pracuje i będzie w przyszłości pracować. Ochroniarze w końcu przyszli i zabrali go. Wang patrzył na mnie jakbym go czymś zawiodła. 
Wyszłam zaraz za nimi zamykając drzwi. Odkręciłam się w przeciwną stronę wpadając na kogoś. Podnosząc głowę zauważyłam, że to jest moja szefowa. 

- I jak?

- Nie nadaje się do tego - odpowiedziałam i podałam jej dokumenty. 

- Masz tydzień.

- Nie wytrzymam z nim dłużej - powiedziałam nieco podniesionym głosem. 

- Teraz to twój pacjent. Jeff jest w słabym  stanie psychicznym i dlatego mamy się nim zająć. 

- Tydzień nie dłużej - powiedziałam i poszłam  zostawiając ją samą.

Za ścianą zdjęłam buty i na boso szłam do pokoju. Miałam ciągle przed oczani jego wyraz twarzy, który chciałby mnie zamordować. Nie mogę zwariować tak jak to zrobił Jeff. Muszę  temu pacjentowi pokazać, że ze mną nie będzie miał tak łatwo.





𝐈𝐧𝐬𝐚𝐧𝐢𝐭𝐲 ||°•𝐐𝐢𝐚𝐧 𝐊𝐮𝐧•°||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz