27 - czyli straszne wyznanie

602 36 23
                                    

Julian nie pojawił się w szkole w poniedziałek. Nie odpisał mi na wiadomość, nie odezwał się cały dzień. A ja wcale go nie nękałem.
Tym, co mnie jednak zdziwiło, była Magda, która zapytała, czy nie wiem nic na temat jego nieobecności, bo od soboty nie miała z nim żadnego kontaktu. Zatkało mnie wtedy.
Ale skoro Julian o niczym jej nie poinformował, ja też siedziałem cicho.

Zobaczyłem go jednak we wtorek, dzień przed majówką. Wpadł do szkoły na jakiś sprawdzian, chyba przed czwartą lekcją. Stałem z dziewczyną przed salą od fizyki, pozwalała mi właśnie spisać zadanie domowe, gdy on pojawił się na horyzoncie. Szedł jakoś pokracznie, jakby całe ciało go bolało. Twarz miał stężałą, ale najbardziej zaskakujące było to, że założył dresy. Cholerne dresy, które pasowały do niego równie mocno, co mnie skafander nurka głębinowego. Julek może nie wyglądał na co dzień, jak z wybiegu (chociaż co ja mogę o tym wiedzieć), ale zawsze ubierał się schludnie i odpowiednio do sytuacji.
To mnie przypadała zazwyczaj rola kosza na docinki około modowe ze strony Magdy. Bo mi się po prostu nie chciało. Gdybym mógł, przez całe życie chodziłbym w worku na śmieci.
Julian podszedł do nas, spojrzał najpierw na nią, potem na mnie. Usiadł na parapecie koło naszych rozłożonych zeszytów, tuż przy moim długopisie, który chyba zaraz zapłonie.

- Telefon zgubiłeś? - spytała żartobliwie, zdejmując torbę z ramienia. Położyła mu ją zamaszystym ruchem na kolanach i zaczęła czegoś w niej szukać. Skończyłem przepisywać ostatnią linijkę, po czym zerknąłem na nich, by zobaczyć, że chłopak mocno zacisnął szczęki i spiął ramiona. Siedział jak na szpilkach.
Dziwne to było. Przecisż kontakt fizyczny nie był dla nich niczym niezwykłym.
W końcu, gdy Magda wyjęła z torby plastikowe pudełko, on delikatnie zdjął ją ze swoich nóg i postawił obok siebie na parapecie. Nie zwróciła na to uwagi, otwierając opakowanie. Podsunęła mu pod nos. A Julek był trochę blady.

- Sama piekłam - pochwaliła się, gdy brał kawałek czekoladowego ciasta. Przełknąłem ślinę, a on nieznacznie się uśmiechnął. Tak, jak Julek uśmiecha się zawsze. Całe napięcie z niego zeszło. A przynajmniej do czasu, gdy ona nie poklepała go po udzie, gdy wgryzał się w jej wypieki. Wtedy znowu twarz mu się ściągnęła. Nic jednak nie powiedział.

- Mogę kawałek? - spytałem trochę niepewnie. To było żenujące, ale wyroby Magdy słynęły z bycia wyjątkowo pysznymi.

- Nie, będę ci kazać patrzeć, jak my jemy - burknęła, podając mi pudełko. Odgarnęła brązowe włosy za ucho i pokręciła głową. - Głupi jesteś?

- Na to wychodzi - przytaknąłem. Julian był milczący, a Magda znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że powinna dać mu trochę przestrzeni. Nie pytała, nie oczekiwała wyjaśnień, po prostu stała obok, rozmawiała ze mną i pozwalała mu się przysłuchiwać.

Dobry Boże, ile bym dał za taką Magdę.

***

13:02, sobota, 11 maja

- To załóż - prychnęła Ulka, rzucając we mnie spodniami od piżamy, które walały się po niepościelonym łóżku. - Równie dobrze możesz iść nago.

- Świetnie, wejdę do kościoła z gołą dupą i nasram na środku.

- Jesteś obrzydliwy - wyjęczała, mocując się przez chwilę z oknem. W końcu otworzyła je na oścież, wpuszczając do środka trochę majowego powietrza. - Twój pokój też jest obrzydliwy. Nie dość, że śmierdzi, to jeszcze chyba hodujesz tu wszystkie rodzaje drobnoustrojów. Kiedy ty ostatnio odkurzałeś?

- Nie zmieniaj tematu. Ulka, bo ja ci coś kurwa...

- Natan! - huknęła matka, wchodząc do pokoju. Jeszcze jej tu brakowało. Ręce mi opadły. Laura zakręciła się na moim obrotowy krześle. - Naprawdę musisz? Mógłbyś się czasem powstrzymać! Twoje paskudne słowa słychać w całym domu...

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz