25 - czyli straszne urodziny

381 35 14
                                    

18:48, wtorek, 12 marca

Kilka dni temu zostałem zaproszony na mszę w intencji Kuby. Bo dzisiaj skończyłby dziewiętnaście lat.
I o dziwo naprawdę stawiłem się tu o osiemnastej, słuchałem księdza, a nawet spodobało mi się kilka rzeczy, które powiedział.
A po wszystkim, gdy znaleźliśmy się już na zewnątrz, pozwoliłem wyściskać się każdemu po kolei. Iza tuliła mnie długo, tak samo jak pani Monika. A Filip niemal połamał mi wszystkie kości. Nawet Julita mnie objęła, a potem namówiła, bym pogaworzył trochę do bratanicy Kuby, która leżała w wózku pod kołderką. Staliśmy pod kościołem już od kilku minut i było nawet przyjemnie. Nieinwazyjna rozmowa, która oscylowała głównie wokół małej Zosi. Gdyby Kuba tu był, zapewne co najmniej dwa razy w tygodniu robilibyśmy za niańki. I to z jego inicjatywy.
A potem ze środka wyszedł tata chłopaka. Wtedy atmosfera trochę się zagęściła, wszyscy spoważnieli. Mężczyzna stanął koło Filipa, jak najdalej od swojej byłej żony i podał mi rękę. Uścisnąłem ją ostrożnie, wpatrując się w brodę, którą zapuścił. Nie była to najbardziej zadbana broda na świecie.

- Zmieniłeś fryzurę - zauważył cicho, w końcu puszczając moją dłoń. Włosy miałem już prawnie trzy centymetrowe i wyglądałem tak, jak Zuza, gdy poznaliśmy się ponad rok temu. A teraz nie wiedziałem o niej nic.

- Tak jakoś wyszło - przytaknąłem. - A pan ma brodę. I to, no pokaźną, powiedziałbym - palnąłem, na co twarz mamy Kuby złagodniała. Kobieta podeszła do mnie nagle i znienacka zamknęła w kolejnym uścisku. Stałem jak zamrożony nie wiedząc, co mam zrobić. A ona tuliła mnie i tuliła, jakby nie chcąc wypuścić.

- Natan, brakuje cię w naszym domu - powiedziała w końcu. Pogładziła mnie po ramionach i ostatecznie puściła. W niemal półtora roku postarzała się o dziesięć lat. Ojciec chłopaka wyjął z kieszeni paczkę papierosów. To były te same, co pewnego listopadowego dnia. Przełknąłem ślinę. Było już ciemno. - Musisz? - syknęła kobieta, odwracając się w jego stronę. Iza z Filipem wymienili zmęczone spojrzenia, gdy ich rodzice zaczęli się znienacka kłócić. Było mi tu teraz naprawdę niezręcznie. - Może na nas to nie robi już wrażenia, ale jest tu przecież małe dziecko! Czy ty w ogóle myślisz? - warknęła, ze złością wytrącając mu paczkę z ręki.

- Mamo - jęknął Filip, po czym popatrzył na mnie przepraszająco. Posłałem mu słaby uśmiech. Przed wielkimi, drewnianymi drzwiami paliła się żółta lampa. Staliśmy w jej świetle. Ich ojciec schylił się po papierosy, cicho przy tym stękając. Wszyscy patrzyli, jak unosi opakowanie i częstuje mnie jego zawartością. Zrobiło mi się sucho w ustach.

- Chyba oszalałeś - powiedziała słabo pani Monika.

- Tato - syknęła Iza. Wsunąłem dłonie do kieszeni, żeby przypadkiem nie powędrowały w stronę papierosów. Mężczyzna wzruszył ramionami, ściskając opakowanie. Popatrzył na rodzinę, potem znowu popatrzył na mnie.

- Odwiozę cię do domu - oznajmił. I mówił do mnie.

- N-nie trzeba...

- Odwiozę cię - powtórzył, wyjmując jednego peta z paczki. - Zaczekam w aucie, na parkingu. Nie spiesz się - dodał, po czym pożegnał się ze swoimi żyjącymi dziećmi, ze swoją wnuczką, synową i na końcu, bez żadnych emocji, ze swoją byłą żoną. Odszedł, trochę się garbiąc. Filip położył mi dłoń na ramieniu, a mnie było wszystko jedno. Ścisnął je przez kurtkę, więc spojrzałem na niego. W tak słabym świetle jeszcze bardziej przypominał Kubę. Takie same włosy, zadarty nos, delikatne rysy. Uśmiechnął się.

- Natan, w maju bierzemy ślub - oświadczył nagle, obejmując ramieniem Julitę. Zmiękłem. Ciepło rozlało się po całym moim ciele, gdy stali przede mną, gdy się kochali, gdy zapraszali mnie na swój pieprzony ślub, bo właśnie to zrobili potem. Bo chcieli, żebym tam był. Bo miałem tam być. A później jeszcze raz mnie wyściskano, wycałowano, a ja ruszyłem w końcu do srebrnego auta, które stało zaparkowanego kawałek dalej. Otworzyłem drzwi po stronie pasażera i niepewnie wsiadłem do środka. Radio grało cicho, a on wypalał do końca papierosa. Całe auto pachniało tytoniem. Rzucił mi na kolana paczkę i przekręcił kluczyk w stacyjce. Samochód odpalił.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz