49 - czyli straszne zaproszenie

514 32 24
                                    

niedziela, 12 kwietnia

Z Magdą, która zaczęła się do mnie w miarę normalnie odzywać dopiero w środę w tym tygodniu, siedzieliśmy u Julka od rana rozwiązując razem matury z ubiegłych lat. On męczył się z historią, by robiliśmy fizykę, z czego Magda upierała się, że lepiej jest znać wszystkie wzory na pamięć, gdy ja namiętnie przewracałem strony w kartach.

- W mojej głowie nie ma miejsca na takie gówno - powiedziałem jej, gdy próbowała zabrać mi mój zestaw.

- Szkoda, że jest w twojej głowie miejsce na inne rzeczy - syknęła, unikając zmęczonego spojrzenia, jakie posłał jej Julian.

- Musicie? - spytał cicho.

- Ja nic nie robię - zaoponowałem. Magda tylko wzruszyła ramionami, zabierając mój kalkulator. Leżeliśmy we dwójkę na łóżku Julka, mając za podkładki jego duże książki, a on siedział przy biurku. Popatrzył na mnie znacząco, ale ja tylko zrobiłem oburzoną minę. Westchnął.

- Madzia, ile to będzie jeszcze trwać? - odezwał się po chwili. Dziewczyna uniosła wzrok.

- Co?

- To - wskazał na nią i na mnie. - Proszę cię, Madzia. Proszę cię...

- Julian - przerwała mu lodowatym tonem. Zamknęła swój zeszyt, usiadła na materacu. - Ta rozmowa miała już miejsce. I już ci powiedziałam, ja nie jestem taka jak ty. Ja nie umiem udać, że wszystko jest w porządku, bo wcale nie jest, ale staram się z tym pogodzić - dodała z frustracją. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. - A to, że wy dwaj ze sobą sypiacie wcale nie sprawia, że nagle będę kochać Natana najbardziej na świecie.

- Ja też ci już powiedziałem, że to jest więcej, niż tylko sypianie ze sobą - syknął trochę groźnie. Nie lubiłem, jak taki się robił. A następowało to tylko przeze mnie.

- Ja natomiast powiedziałam ci już, że w to nie wierzę - odparła chłodno. Popatrzyłem na nią zaskoczony. - Jeden i drugi. Wy jesteście emocjonalnymi kalekami.

- Słucham?

- Tak, Julian, tak. Wiesz dobrze, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale szczerze uważam, że twoja stabilność emocjonalna pozostawia wiele do życzenia. A to mnie tylko w tym upewnia.

- Magda - odezwałem się nagle. Spojrzała na mnie czujnie. Uśmiechnąłem się brzydko.

- Co?

- Weź spierdalaj.

- Boże, Natek...

- Sam spierdalaj, Natan.

- Tak? O, to ty...

- Przestańcie, do cholery jasnej, przestańcie! - krzyknął nagle Julek, podrywając się z krzesła. - Przestań się do niej tak odzywać - powiedział do mnie ostro. - A ty przestań mówić o nim, jakby był jakiś gorszy od ciebie - wygarnął jej. Wytrzymała jego spojrzenie.

- Daję wam może jeszcze tydzień - oceniła, wrzucając zeszyty do torby. - Do jutra, gołąbeczki - dodała na odchodne, posyłając nam niemiły uśmiech. Wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Julek patrzył za nią przez chwilę, a potem opadł ciężko na łóżko tuż koło mnie.

- Myślałam, że jej przeszło - jęknął, chowając twarz w dłoniach. Pogładziłem go ostrożnie po włosach, na co spojrzał na mnie kątem oka, trochę zaskoczony. - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem - szepnął nagle. Uśmiechnąłem się lekko.

- Myślę, że miałeś prawo.

- Jestem na nią taki wściekły za to, jak ona czasem cię traktuje - wyznał, mocno łapiąc moją dłoń, która wciąż spoczywała na jego głowie. Ścisnął moje palce. - Ona nigdy taka nie była.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz