53 - czyli straszna matura

395 27 22
                                    

8:25, wtorek, piąty maja

Tata zaparkował równolegle praktycznie na przeciwko bramy do szkoły, gdzie już kłębiło się wiele osób w galowych strojach.

- Jest stres? - zagadnął, gdy ja zbierałem z siedzenia i podłogi moje długopisy, których zdolność do pisania oceniałem na lewej ręce ręce, zanim ojciec musiał gwałtownie zahamować przed przejściem dla pieszych. Wzruszyłem ramionami.

- Nie bardzo - oceniłem, prostując się. - Wczoraj wykorzystałem chyba wszystkie pokłady - dodałem, wreszcie wkładając wszystkie do piórnika.

Przed pierwszą maturą, tą z polskiego, nie mogłem spać, budziłem się w nocy, a finalnie tak bałem się spóźnić, że przyjechałem ponad godzinę za wcześnie.
Na domiar złego rano okazało się, że moja biała koszula, którą miałem na sobie jeszcze na studniówce, a potem w teatrze z Julkiem, ma wielkie rozdarcie pod prawą pachą. Nie wiem jak to się stało, naprawdę nie wiem.
Dlatego też założyłem marynarkę, która jakoś ją ukrywała i mimo dwudziestu trzech stopni cały czas w niej siedziałem.
A polski poszedł całkiem dobrze, temat wypracowania mi podszedł, Magdzie z resztą też, nie mówiąc już o Julku.
A potem, chociaż trochę myślałem, że spędzimy popołudnie razem, Julek wyszedł do jakiejś kawiarni z ludźmi ze swojej klasy, a ja z Magdą zostaliśmy zaproszeni na pójście na piwo do parku z naszymi wspólnymi znajomymi. Piwo w parku zakładało kupienie piwa w sklepie i wypicie go w plenerze. I, o dziwo, tak się stało.
Naprawdę.
Ja, Magda i osoby, z którymi zamieniłem może po pięć zdań.
Zuzki nie było, zmyła się bardzo szybko.
I mimo, iż towarzystwo było z lekka zastanawiające, to bawiłem się świetnie. Serio. Wypiłem jedno piwo, co i tak było dla mnie dużo, zjadłem trochę śmieciowych chipsów, pograłem w karty, poznałem nieco chłopaków, których za wszelką cenę starałem się unikać przez ostatnie dwa i pół roku. A okazało się, że są naprawdę zabawni. Darek, na przykład, powiedział mi, że trochę się mnie bał po tym, jak na pierwszym roku Zuzka kazała się mu ode mnie odpierdolić, gdy on zagadnął czemu nie ćwiczę na wuefie. Nie pamiętałem tego w ogóle.
No cóż. Zuzka.
No i finalnie fajnie było. Nie żałowałem, że dałem się Magdzie namówić.
A Magda, od tamtej sytuacji w łazience, zaczęła traktować mnie zupełnie normalnie. Może nawet lepiej, niż przed całą julkową sprawą. Była prawie miła, tak jak ja z resztą dla niej. Rozmawialiśmy normalnie, pytała mnie nawet co słychać, co robiłem wieczorem, czy mam jakieś plany na najbliższe dni. Takie tam. I to było takie uwalniające, mając na uwadze to, że nasze ostatnie interakcje polegały na rozmowach tylko o Julku.

- O, Julian jest! - podekscytowała się Laura z tylnego siedzenia. Popatrzyłem przez okno, gdy ona korbką otwierała to swoje, z tyłu. - Julian! - wydarła się, wystawiając rękę na zewnątrz. Popatrzył na nas przez ulicę, uśmiechnął się, uniósł rękę. Stał razem z Magdą, całkiem zdziwioną tym wszystkim.

- No, leć już - powiedział mi tata. Otworzyłem drzwi i spróbowałem wyjść na zewnątrz, gdy pasy bezpieczeństwa szarpnęły mnie na siedzenie. Jezu. Zacisnęły mi się na piersi, nie mogłem się ruszyć, on to wszystko widział.

- Kurwa - syknąłem, siłując się z nimi.

- Natan...

- Julian, cześć! Powodzenia! - darła się Laura.

- Zamknij się Luśka! - rozkazałem, próbując się odpiąć. Ojciec prawą ręką przycisnął mnie do siedzenia, a lewą odpiął mój pas.

- Co ty wyprawiasz? - roześmiał się. Posłałem mu gniewne spojrzenie, Laura nadal robiła z siebie debila z tyłu, a ja umierałem z zażenowania.

- Nic, tak sobie chciałem powydziwiać - prychnąłem. Tata uśmiechnął się do mnie delikatnie.

- Leć już do niego - powtórzył, a mi było naprawdę dziwnie to słyszeć.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz