06:22, poniedziałek, 12 luty 2018 rok
Nienawidzę siebie. Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę. Ojciec stał nad moim łóżkiem już od dobrych dwóch minut i powoli tracił cierpliwość. Powiedział mi, że jestem niepoważny, jakby było to jakąś nową informacją godną zapamiętania.
W styczniu, po Sylwestrze, kiedy już nie mogłem wytrzymać rozpaczy rozsadzającej mnie od środka, powiedziałem im, że nie mam już siły żyć, że już po prostu nie mogę. Następnego dnia ojciec dosłownie zwlekł mnie z łóżka, wsadził do samochodu i zawiózł na spotkanie z psychologiem. Oczekiwali ode mnie, że porozmawiam, że się otworzę, że pozwolę im sobie pomóc. Ale ja nawet nie umiałem złożyć jednego, sensownego zdania.
Może te kilka spotkań, które miałem do tej pory, nie przyniosły mi ulgi, ani nie pomogły zacząć radzić sobie z czymkolwiek, ale mówi się, że czas leczy rany. Nie wiem, jak długi musi być ten czas, ale po prawie trzech miesiącach czuję się, jakby ktoś codziennie na nowo rozdeptywał mnie wielkim butem i rozsmarowywał moje wnętrzności po pokoju. A przez noc w miarę składałem się do kupy.
Z czwartkowych spotkań z psychologiem, oprócz tego, że zacząłem myć się chociaż raz w tygodniu, wyniosłem coś jeszcze. Uczę się patrzeć na to wszystko trochę inaczej. Bo, choć pierwsze dwa tygodnie po śmierci Kuby były chyba gorsze, niż sam jego pogrzeb, niż nawet moment, w którym dowiedziałem się o tym, że on naprawdę nie żyje, to to, co działo się później było straszne, ale już w trochę inny sposób. Bo powoli zacząłem naprawdę wierzyć, że go już nie ma. Że już nigdy, przednigy go nie zobaczę. Że tak, jak w jego ostatnich tygodniach praktycznie codziennie u niego bywałem, tak teraz, nawet gdybym chciał, nie miałbym gdzie wyjść z domu, nie miałbym dokąd pójść, nie miałoby to sensu. A zaczynałem chyba powoli szaleć z tej przeraźliwej samotności. Czułem, że muszę w końcu, za jakiś czas, zebrać się w sobie i choć na chwilę wyjść z domu, choć spróbować znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie, bo nie miałem już siły na codzienny płacz, bo łzy zalały już chyba moją głowę i utopiły wszystko, co w niej kiedyś było.
I to za jakiś czas następowało właśnie dzisiaj. Bo skończyły się ferie zimowe, a ja w drugim tygodniu tego roku, mimo potężnych obaw moich rodziców i psychologa, powiedziałem, że chciałbym wreszcie pójść do szkoły. W planach było, by zrobić to we wrześniu, by dać mi czas.
Ale ja miałem już dość tego czasu.
Przynajmniej tak mi się wtedy zdawało, bo teraz, gdy ojciec stał nade mną, a perspektywa pójścia do szkoły pierwszy raz od ponad trzech lat stała się zupełnie realna, mnie opuściły wszystkie siły i chęci. Miałem ochotę zostać. I nie obchodziło mnie, że moi rodzice stanęli na rzęsach, by przyjęto mnie gdzieś w środku roku szkolnego, że szkołą, na którą najbardziej mnie namawiali, było liceum Kuby, które kategorycznie odrzuciłem, a którego dyrektorka nie robiłaby praktycznie żadnych problemów. Nie miały już dla mnie znaczenia dziesiątki rozmów na ten temat. Bo teraz, gdy na własne życzenie wybieram się do szkoły, gdy nawet nie wiem, czy zdołam dzisiaj wstać z łóżka, chciałbym cofnąć czas i nigdy nawet nie pomyśleć, że mogłaby to być dobra decyzja.
Natan, jesteś durniem.- Nie dam rady - wyszeptałem, patrząc w sufit. Żółte światło żarówki otulało jego sylwetkę.
- Nie ma już odwrotu - oświadczył twardo. I obaj dobrze o tym wiedzieliśmy, bo to wcale nie był ich pomysł, bo to ja tego chciałem. Ale już nie chcę. Pokręciłem głową, chowając się pod pościelą.
- Nie mogę - wybełkotałem w ciemności. Ale on był nieugięty. Zerwał ze mnie kołdrę i podciągnął mnie do pozycji siedzącej.
- Nataniel, trzeba ponosić odpowiedzialność za swoje czyny - westchnął, gdy mnie zbierało się na wymioty. Przełknąłem kwaśną ślinę, czując, że robi mi się wszystko jedno. Przymknąłem oczy. - Wstawaj, musisz się ogarnąć - zarządził, siłą stawiając mnie do pionu. A ja byłem wtedy tak kruchy, tak delikatny, że ten nagły ruch prawie rozsypał mnie na kawałki. Stałem w milczeniu przez chwilę, a on otworzył moją szafę. - Co chcesz założyć? - spytał, zerkając na mnie przez ramię. W szkłach jego okularów odbijało się moje ciało.
CZYTASZ
Punkt zwrotny
Teen FictionJest to druga część Efektu Ubocznego, która kreowała się w mojej głowie już od dawna. A na dole spoiler EU. Po śmierci Kuby nie dzieje się dużo. Dni zdają się być takie same, ciągną się nieznośnie, a dusza z każdym dniem boli coraz bardziej. Ale ki...