35 - czyli strasznego najlepszego

658 42 28
                                    

sobota, szesnasty listopada

Najgorsza osiemnastka świata. Najgorsza, bo moja. Boże. Zaraz umrę. Nie mogę. Nie wstanę nigdzie. Laura już trzy razy sprawdzała czy się obudziłem, ojciec raz upewniał się, że żyję. Udawałem, że nie.
Do domu wróciłem po pierwszej, a wcześniej nawet napisałam matce SMS-a, że będę późno. To było miłe z mojej strony. Ale nic poza tym, bo dzień jest obrzydliwy. Leje deszcz, piździ wiatr, okno mi się całe trzęsie. Głowa mi zaraz wybuchnie. Może przez Julka.
Kurwa, Julek.
Otworzyłem oczy, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Czułem, jak dostaję wypieków. Chwyciłem poduszkę, zatkałem sobie nią twarz i wrzasnąłem. Odrzuciłem ją gdzieś w bok. Chryste.
Usiadłem na łóżku, wziąłem telefon, dochodziła trzynasta. Cholera. Dzwonił do mnie. Oddzwoniłem.

- Halo? - wychrypiałem, gdy odebrał.

- Cześć Natek, wszystkiego dobrego raz jeszcze - powiedział, bo w nocy złożył mi już życzenia. Prezent mają podobno wspólny z Magdą, a ja wolałbym nie pokazywać się jej na oczy. Może w takim razie nigdy go nie dostanę.

- Dzięki - mruknąłem, rozprostowując nogi. Chyba trzeba coś ze sobą zrobić. - Pogoda jest idealna - zauważyłem, podchodząc do okna. Lało. Cholera, ale lało.

- O tak, przygotowała się na twoje narzekanie - roześmiał się. Uśmiechnąłem się w końcu. Julek. - Wszystko okej? - spytał po chwili. Więc to po to dzwoni. Dobrze. Dobrze, ktoś musi.

- Oprócz tego, że mam urodziny, to nie najgorzej - odparłem, udając głupa. Westchnął.

- I między nami?

- Tak, ustaliliśmy, że tak. Chyba, że zmieniasz zdanie i już nigdy nie powiemy sobie "cześć" na szkolnym korytarzu.

- Raczej wolałbym tego uniknąć.

- No to masz odpowiedź - powiedziałem cicho, biorąc go na głośny. Zacząłem się ubierać. - Pogadaj z Magdą.

- Nie mam ochoty.

- Ja tym bardziej. To twoja cudowna przyjaciółka, ja tylko znoszę jej obecność z grzeczności.

- Jesteś okropny - ocenił. Zaśmiałem się pod nosem. Milczał przez chwilę. Coś trzeszczało u niego, chyba robił jakieś porządki. - Co mam jej powiedzieć?

- Na pewno nie to, że byłem u ciebie.

- Myślisz? - zakpił. Mogłem sobie wyobrazić jego minę. To głupie, ale przez te trzy minuty Julek zdołał poprawić mi dzień. Wciągnąłem na stopy zielone skarpetki. Nie nosiłem zielonych skarpetek. Skoro mój chwiejny świat znowu staje na głowie, to stopom też zrobię na złość. - Skłamać?

- Może nie będzie pytać?

- Będzie - zapewnił mnie. Zdjąłem spraną koszulkę Kuby i założyłem wczorajszy sweter. Julian go dotykał. Zdjąłem wczorajszy sweter i założyłem jakąś bluzę z podłogi.

- No to powiedz, że poszliśmy na autobus i ja pojechałem dalej, a ty grzecznie wróciłeś do siebie i przespałeś dwanaście godzin.

- W życiu nie przespałbym dwunastu godzin. Mój maks to osiem. I to jak jestem wyjątkowo padnięty.

- Podobno byłeś padnięty.

- Och, przestań mnie łapać za słówka - roześmiał się ciepło. Postanowiłem pościelić łóżko. Boże, dzisiaj zaburzam każdy możliwy element codzienności.

- Możesz też jej na mnie ponarzekać. Powiedzieć, że byłem gburowaty, albo że niemiły, albo co tam dusza zapragnie. Zaplusujesz w jej oczach jakimkolwiek negatywnym komentarzem na mój temat.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz