37 - czyli straszne spotkanie

498 35 7
                                    

piątek, 6 grudnia

Spadł pierwszy śnieg. Nie było go dużo i dosyć szybko roztapiał się w mokrą breję, ale śnieg to śnieg.
Byłem pod wrażeniem, jak paskudna jest tegoroczna jesień.
Wyciągnąłem papierosa, czekając na Magdę i Julka przed szkołą. Do ósmej zostało jeszcze prawie dwadzieścia minut, ale ja po prostu chciałem zobaczyć ich rano, dlatego wyszedłem z domu o wiele szybciej, niż zazwyczaj. Żadnego z nich nie było wczoraj w szkole, więc cały dzień snułem się sam po korytarzach i jakoś dzisiaj z nerwów, że być może będzie tak samo, nie umiałem nawet w spokoju zjeść śniadania.
I w końcu przyszli, w połowie mojego drugiego papierosa. Magda wyciągnęła z szafy swój zimowy płaszcz, Julek wyglądał za to tak samo jak zawsze. Uśmiechnąłem się do nich, ale patrzyłem głównie na niego. Podeszli. Miał rozpiętą kurtkę, szalik niechlujnie zarzucony na szyję. Spod spodu wystawał mu golf. Czułem, że się rumienię. Od zeszłotygodniowego poniedziałku byłem u niego jeszcze trzy razy. Nigdy nic więcej, niż ręce. Zostawaliśmy w ubraniach, spodnie zsuwały się może o jakieś pięć centymetrów. Ale w środę mnie trochę poniosło. Zrobiłem mu jego pierwszą w życiu malinkę. Śmiał się głośno. A po wszystkim, jak za każdym razem, po prostu udawaliśmy że nic się nie stało. Wtedy, na przykład, robiliśmy przez dwie godziny matmę. Bo nadal mu w tym pomagałem, bo on coraz bardziej bał się o swoją maturę.

- Nie zapomniałeś o prezencie? - spytała mnie Magda. Stałem oparty o ścianę. Pokręciłem głową. Dzisiaj były klasowe Mikołajki. W zeszłym roku nie brałem w nich udziału. W tym ona mnie namówiła. Wylosowałem dziewczynę, z którą w życiu nie rozmawiałem. Dałem Uli pieniądze, a ona kupiła jej jakąś małą paletkę cieni na promocji, ładnie zapakowaną sypaną herbatę i coś słodkiego. Mało mnie obchodziło czy jej się spodoba. Cieszyłem się, że Ulka załatwiła to za mnie, nawet jeśli kazała mi oddać sobie kilka złotych, o które przekroczyła budżet. Wszystko jedno.

- Czemu to ja miałbym zapomnieć? - burknąłem, idąc do kosza. Przy Julku prawie nigdy nie wyrzucałem resztek petów na trawę. Razem weszliśmy do budynku. Julian złapał moje spojrzenie. Znowu przypomniałem sobie o tym, co ma na szyi. Ja pieprzę. Zrobiło mi się strasznie gorąco. Szarpnąłem za suwak kurtki, mało go nie psując. Chłopak poszedł do swojej szafki, my z Magdą do naszych.

- Hm, pomyślmy... czemu z naszej trójki typuję akurat ciebie? - rzuciła z przekąsem. Smagnąłem ją moim szalikiem po ramieniu. Uśmiechnęła się lekko. Ja też. Zacząłem zmieniać buty, czego w zeszłym roku nie zrobiłem ani razu. Ale teraz strasznie zaczęli nas o to ganiać. Miałem już wystarczająco kłopotów w tej szkole.

- Klasa Julka w ogóle robi Mikołajki? - zagadnąłem ją. Zerknęła przez ramię, żeby zobaczyć czy jeszcze do nas nie idzie.

- Chyba tak. Ale on nie bierze udziału. Przynajmniej kilka tygodni temu powiedział mi, że koncept nietrafionych prezentów do niego nie przemawia i on nie chce w tym uczestniczyć.

- Okej - rzuciłem tylko, zatrzaskując swoją szafkę. Julian obecnie odkładał najwięcej pieniędzy, ile tylko się dało. Powiedział mi, że nie jest pewny jak będzie wyglądać jego życie, gdy liceum się skończy. Nie drążyłem. - Głupie masz skarpety - powiedziałem Magdzie, patrząc na zielony materiał wystający spod jej nogawek. Widniały na nim paskudne Mikołaje i prezenty. Prychnęła pod nosem.

- Zazdrościsz mi trochę, co? - droczyła się ze mną. Julek wyłonił się zza rzędu szafek. Podszedł do nas, trzymając w dłoniach dwie czekolady. Zmiękłem. Uśmiechnął się promiennie i wręczył nam po jednej. Magda dostała z nadzieniem truskawkowym, ja za to z kawałkami ciastek. Nie będę narzekać na ten wybór.

- Wesołych Mikołajek - powiedział. Magda wydała z siebie bliżej nieokreślone westchnienie (oooh!), ja natomiast tylko odwzajemniłem jego uśmiech.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz