43 - szyli straszna frustracja

402 31 2
                                    

15:45, czwartek, 12 marca

Magda rzuciła we mnie zwiniętą w kulkę kartką. Dostałem prosto w twarz. Spojrzałem na nią z irytacją.

- Skup się - syknęła. Zjechałem trochę na krześle, głowę oparłem o jego oparcie.

- Ja już, kurwa, nie mogę - wyjęczałem. Było we mnie dzisiaj zero energii życiowej. - Naprawdę, zrobię jeszcze jedno zadanie i umrę tu na twoich oczach - zagroziłem. Magda mogłaby samym spojrzeniem przeciąć mnie teraz na pół.

- Nie sądzę, żeby była to wielka strata - osądziła. Julek uśmiechnął się delikatnie pod nosem.

- Madzia, ja go tam lubię - orzekł, nie podnosząc wzroku znad swoich zeszytów.

- Nie po to ustaliłam nam cały plan powtórek maturalnych, żebyś się z niego nie wywiązywał! - naskoczyła na mnie. W szkolnej bibliotece byliśmy sami i dawno zostały już przez nas porzucone jakiekolwiek próby bycia tu cicho.

- Nadrobię to jutro - wyburczałem. - Naprawdę już mi się nie chce. Nie mogę. Zrobię jeszcze choćby trzy zadania i się zrzygam.

- Nie wolno zostawiać sobie tego na później - pouczyła mnie. Otworzyła moje repetytorium z fizyki, które zdążyłem zamknąć kilka minut wcześniej. Potem sięgnęła po kilka kartek zszytych ze sobą, na których wydrukowała dla mnie taką samą tabelkę, jak sobie. Była w niej dokładna rozpiska dni i porcji materiału, którą należało w nie przerobić, by uwinąć się przed egzaminami. Dostałem ją wraz z początkiem marca. I było to naprawdę słodkie ze strony Magdy. I naprawdę próbowałem. Ale minęły dwa tygodnie i chyba wyczerpały się moje pokłady samozaparcia.

- To skończę później.

- Tak? Nie wydaje mi się. Jutro mamy kartkówkę na matmie i chyba do niej też coś powtórzysz, nie? - zagadnęła ostro. Aktualnie to Magda dbała o moje dobre stopnie i przygotowanie do zajęć. Ktoś chyba musiał. Bo mi zapał się wyczerpał.

- Tak - mruknąłem cicho. Usiadłem w końcu prosto, przysunąłem do siebie repetytorium, przeczytałem dwa zdania i niemal zasłabłem. Znowu je zamknąłem. Położyłem głowę na stole. - Nie mogę już - wymamrotałem znowu. Julek szturchnął mnie nogą pod stołem. Spojrzałem na niego. Był trochę zatroskany.

- Wszystko gra? - spytał łagodnie. Bo on jakoś wiedział, gdy nie do końca było wszystko okej.

- Tak - westchnąłem niemal zgodnie z prawdą. - Nie mój dzień chyba.

- Idź już może do domu, co?

- O nie! - zaprotestowała Magda. - Jak on sobie stąd pójdzie, to nic już dziś nie zrobi. A musimy być na bieżąco. Oboje - dodała ostro. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Bo Magda na ten pokraczny sposób dbała o mnie. Oboje o mnie dbali.

- Daj spokój, Madzia - poprosił ją Julek. - Idź Natek. Naprawdę, jeśli masz się tu męczyć i siedzieć bezczynnie, to zmykaj do domu.

- Nie mogę jeszcze - oceniłem, patrząc na jego zegarek. - Za jakieś pół godziny. Albo trochę dłużej.

- Czemu to niby? - spytała Magda, niby od niechcenia. Nawet nie podniosła wzroku znad swojego zeszytu. Ale chciała wiedzieć. Ona zawsze chciała wiedzieć.

- O siedemnastej jest msza za Kubę. Urodziny by miał - wyznałem od razu. Oboje natychmiast na mnie spojrzeli. Głupio mi się zrobiło. Wzruszyłem więc tylko ramionami, podejmując kolejną próbę zapoznania się z falą elektromagnetyczną. I cicho było przez moment. I Julek to złamał.

- W kościele koło nas? - spytał delikatnie. Przytaknąłem. - To może też się zbierzemy za te kilkadziesiąt minut i wrócimy razem autobusem? - zaproponował. Pokiwałem głową.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz