31 - czyli straszne konsekwencje

410 38 18
                                    

Po powrocie ze wsi spędzałem z Julianem strasznie dużo czasu. Robiliśmy to samo, co przez cały lipiec - odbierałem go z pracy, wylegiwaliśmy się na skarpie za kościołem, bywałem u niego popołudniami, raz przenocowałem. Jedyne co się zmieniło to to, że w połowie tych aktywności towarzyszyła nam Magda. I było to całkiem miłe, bo w obecności Julka dogadywaliśmy się raczej nieźle; on był naszą nicią porozumienia.
A potem, gdy pod koniec sierpnia oboje pojechali na działkę dziewczyny, zostałem w mieście sam.
Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, snułem się po domu, próbowałem znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale to była męczarnia. Uderzyło mnie, że przedtem tak funkcjonowałem, że tak było codziennie.
A wtedy, pierwszy raz od wielu miesięcy, poczułem się bardzo samotny.
Ale zanim się jednak obejrzałem, przyszedł wrzesień i już po pierwszym tygodniu klasy maturalnej wyjebało mnie z butów. Przestałem zadręczać się wtedy moimi znajomościami, bo natłok rzeczy, wymagań, rozmów, suszenia nam głów o maturę, był tak przytłaczający, że na każdym kroku chciało mi się płakać. Zaciskałem jednak zęby. Tak jak wszyscy dookoła. A może prawie jak wszyscy, bo Julian pozostał Julianem. Robił swoje, nie przejmował się wcale bardziej niż dotychczas, a poza tym hierarchia rzeczy dla niego ważnych wcale się nie zmieniła.

- Trzeba będzie zrobić w tym tygodniu przesłuchanie - zarzucił we wtorek, dziesiątego września. Była dwudziestopięciominutowa przerwa obiadowa, którą oboje spędzali na szkolnym patio. Podszedłem do nich w momencie, gdy Julian zaczął mówić.

- Julek, ja teraz nie mam głowy do kółka teatralnego - westchnęła Magda, zawzięcie wertując swoje notatki. Zawahałem się chwilę, po czym wspiąłem się na ławkę i przysiadłem na jej oparciu. Moje kolana były na wysokości jej ramion. Spojrzała na mnie groźnie. - A ty co? Musisz tak wydziwiać? - syknęła, patrząc na mnie z niechęcią. Uśmiechnąłem się chłodno, wyciągając z kieszeni plecaka paczkę petów i zapalniczkę. Zamaszyście wskazałem na jej rzeczy rozwalone na wolnym kawałku ławki.

- Następnym razem z wielką chęcią zmiażdżę ci to wszystko dupą - zapowiedziałem, szturchając trampkiem to, co wysypywało się z jej torby. Bezwiednie popatrzyła na swoje rzeczy, jakby dopiero teraz zorientowała się, że tu leżą. Wróciła wzrokiem do trzymanych przez siebie kartek. A ja zapaliłem jednego papierosa, wyciągając twarz w stronę słońca. Julian wychylił się zza jej ramienia. Przerzucił ramię przez oparcie ławki, trochę się do mnie przysuwając.

- Słyszałeś, co mówiłem? - zagadnął, patrząc na mnie wyczekująco. Kołnierz koszuli, wystający spod swetra, wywinął mu się brzydko. Miałem ochotę go poprawić, ale trzymałem ręce przy sobie. Zaciągnąłem się lekko dymem.

- No - przytaknąłem w końcu. Nie zraził się.

- Rozmawiałem już z dyrektorem i nie uwierzysz, ale sam chciałby, żebyśmy w tym roku...

- Panie Jaskólski! - rozległ się głośny krzyk za moimi plecami. Tak się przestraszyłem, że niemal poleciałem do tyłu. Cała nasza trójka obróciła głowy w kierunku szkoły. Ku nam maszerowała zawzięcie stara polonistka, z którą od początku miałem na pieńku. Nagle Magda wyrwała mi papierosa, chcąc schować go przed jej oczami, ale kobieta dopadła do nas. - Więc to pani pali na terenie szkoły? - wywarczała, przeszywając dziewczynę wzrokiem na wylot. Magda zesztywniała, krew odpłynęła jej z twarzy. Bez zastanowienia wyjąłem papierosa spomiędzy jej palców. Strzepnąłem go.

- Koleżanka tylko mi trzymała - palnąłem. Polonistka wyglądała, jakby miała mnie zaraz udusić. Magda jęknęła, zaciskając dłonie na niebieskim zeszycie.

- Chciałabym przypomnieć Panu, że znajdujemy się na terenie szkoły. A czy jest Pan w ogóle pełnoletni? - naskoczyła na mnie. Przyciągaliśmy uwagę wszystkich dookoła. Ludzie wyciągali szyje, żeby tylko lepiej widzieć. Milczałem. - Zapraszam ze mną, porozmawia Pan sobie z Panią pedagog - zarządziła lodowatym tonem i chwilę później spostrzegła Julka. Złagodniała na jego widok. Wpatrywał się w nią bez słowa, ale uśmiechnął się ostrożnie. - Sprawdziłam już wasze rozprawki i mogę powiedzieć, że twoja, Julianie, jest wyjątkowo zgrabnie napisana - pochwaliła go, zmieniając się nie do poznania. Nie wyglądała już wcale tak strasznie.

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz