3 - czyli straszny powrót do wspomnień

466 38 6
                                    

15:56, poniedziałek, 12 luty

Wyminąłem matkę na korytarzu, ale ona i tak deptała mi po piętach. Nie słuchałem jej, wdrapując się na piętro po stromych schodach wyłożonych poszarzałą wykładziną. Ten dom mnie dusił.

- Nie będę z tobą rozmawiał - wysyczałem, zamaszyście otwierając drzwi prowadzące do mojego pokoju. Zatrzymałem się gwałtownie, widząc to, w jakim znajduje się stanie. Było tu czysto. Chociaż to słowo nie oddaje nawet w połowie tego, co zastałem w środku. Ktoś zmienił mi pościel, pościelił łóżko, zebrał wszystkie naczynia i walające się śmieci, pościerał kurze, umył lepiącą się podłogę i solidnie tu wywietrzył. Nawet wszystkie ubrania zniknęły z krzesła, biurka i okolicznych szafek. - Co to, kurwa, ma być? - wymamrotałem, zaciskając dłoń na klamce. Ostatni raz pokój sprzątałem miesiąc po śmierci Kuby. Dziwiłem się, że jeszcze nie zrosłem się z brudem.

- Jak ty się do mnie odzywasz? - spytała wkurwiona matka. Złapała mnie za ramię, stanowczo odkręcając w swoją stronę. Miałem ochotę splunąć jej w twarz.

- A jak ty mogłaś pozwolić mi tam dzisiaj pójść? - wypaliłem, czując gorące łzy na polikach. Wyszarpnąłem się z jej słabego uścisku i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Kopnąłem je z całej siły, gdy spróbowała je otworzyć. Rzuciłem plecak w głąb pomieszczenia żałując, że mamy luty, a moje jebane okno jest zamknięte. Chętnie wypierdoliłbym go na dwór. Znowu spróbowała tu wejść. - Odpierdol się! - wrzasnąłem, przytrzymując się framugi. Wściekłość wybuchała we mnie jak wielkie wulkany, jeden po drugim.

- Nataniel! - krzyknęła równie głośno. - Sam tam chciałeś, cholera, iść! - wywrzeszczała, co na chwilę zamknęło mi usta. Odkąd tylko wszedłem do domu zasypywała mnie pytaniami o pierwszy dzień w szkole. Ale nie miałem ochoty z nią rozmawiać, nie miałem ochoty mówić jej, że było strasznie, że już nigdy nie chcę tam wrócić, że rzygać mi się chce na samą myśl o tym miejscu. Ale rzygać chce mi się też, gdy pomyślę o moim domu, o moim mieście, nawet o cholernej planecie, na której jestem zmuszony żyć. Bywają takie bezsenne noce, w których leżę godzinami wpatrując się w sufit i marzą o tym, by nadszedł jakiś kataklizm. Wielkie trzęsienie ziemi, deszcz meteorytów, czy tsunami, które pochłonie całą Europę. Cokolwiek. Bylebym wreszcie zdechł.

- Kurwa - mruknąłem pod nosem, ocierając oczy palcami. Usiadłem przy biurku, które, jak się okazuje, wciąż stoi w moim pokoju. Przedtem trudno było dostrzec je pod stertą ciuchów i przeróżnych śmieci. Zaniosłem się cichym szlochem, przyciskając dłoń do ust, by trochę go stłumić. Płacz wstrząsnął moimi ramionami, gdy siedziałem samotnie w tym czystym, pustym pokoju. Pierś bolała mnie potwornie, miałem wrażenie, że moje serce skręca się we wszystkie strony z tej przeraźliwej rozpaczy, która towarzyszyła mi codziennie przy każdym wdechu. Mogłem ją ignorować, tłumić, wmawiać sobie, że wszystko wraca do normy, ale dobrze wiedziałem, że sam siebie okłamuję. W końcu przyjmowała ona przeróżne formy. Od apatii, przez wściekłość, aż po histerię. Czułem się, jakby moje pieprzone życie było wielkim kalejdoskopem, w którym przewracam się co kilka minut i całkiem zmieniam swoje położenie.
Uspokoiłem trochę oddech.
Kuba, mam nadzieję, że wiesz, że to wszystko przez Ciebie.

***

17:14, czwartek, 15 luty

Wsiadłem do auta stojącego na parkingu. Ojciec słuchał cichej klasycznej muzyki wydobywającej się z samochodowego radia i dokładnie śledził wzrokiem każdy mój ruch, odkąd tylko wyszedłem z budynku. Usiadłem z przodu i mocno zatrzasnąłem za sobą drzwi. Nie zapytał, jak było u psychologa. Wiedział, że i tak bym mu nie odpowiedział. Wyjrzałem przez okno, gdy wyjeżdżaliśmy z terenu poradni. Zacisnąłem dłonie na nogawkach spodni, gdy za szybą mignęło mi wschodnie skrzydło miejskiego szpitala. Właśnie tam znajdował się oddział dziecięcy. Wraz z tym widokiem przeleciały mi przez głowę różne wspomnienia. Moje pobyty w szpitalu, to, jak poznałem tam Kubę, jak kilka miesięcy później siedziałem przy jego łóżku licząc na to, że niedługo się ocknie. Pamiętam też dzień, w którym spotkałem tam jego ojca. To właśnie wtedy pierwszy raz zobaczyłem, że to wszystko go przerasta. Bo rzadko dawał coś po sobie poznać...

Punkt zwrotnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz